Forum Doceniamy Strona Główna
 FAQ   Szukaj   Użytkownicy   Grupy    Galerie   Rejestracja   Profil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości   Zaloguj 

wybielanie, wampiry, gender i literatura popularna
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Doceniamy Strona Główna -> Rozmowy oceniających
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
l-e-l
błędny ogniczek
błędny ogniczek



Dołączył: 22 Sie 2013
Posty: 73
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 14:59, 16 Wrz 2013    Temat postu:

E, to takie nieszczere - udajemy, że pornos to książka. Dlaczego kobiety nie mogą mieć swojego porno? Przecież potrzebują, ja tam nie wierzę w to całe biadolenie, że dziewczyny nie potrzebują się czasem wyładować na własną rękę xP Tylko porno to porno, nie książka. Rozumiem, że kobiety mają bardziej skomplikowane fantazje od "ciężko ranny pacjent + pielęgniarka w seksownym stroju = wiadomo co (nieważne, że ciężko chory, mężczyzna zawsze da radę!)". To znaczy dzieliśmy się kiedyś z koleżankami fantazjami i się okazuje, że rzeczywiście są bardziej skomplikowane od tych męskich, dlatego tak mówię. Więc bądźmy po prostu szczerzy - 50sog to porno dla kobiet. Po co z tego robić literaturę? Żeby się dowartościować? Kobietom ciężko przyznać, że lubią seks? W ogóle wydaje mi się, że większość tych romansików dla kobiet to takie "różowe porno" xD

Moja siostra mnie wczoraj rozwaliła, jeśli chodzi o tę rękę. Okazało się, że wyobraża ją sobie jak rękę C-3PO xD Ja myślałam bardziej o czymś na kształt tej ręki z serialowej przypinki namiestniczej. Ze szczegółowymi żłobieniami i taką z ciemniejszego złota, no wiesz - to Lannister! Ale i tak Jamie będzie wyglądał głupio i co najcudowniejsze: będzie o tym wiedział! :-D
Wydaje mi się, że to "dobro Westeros" powinno się czytać "to co Varys uważa za dobre dla Westeros" (-; On uważa, że Targaryenowie (jakimtam) są dobrzy dla żelaznego tronu. Co chyba niekoniecznie świadczyć musi o tym, że rzeczywiście są dobrzy. A co do Gryfa... oj, tak bym chciała, żeby okazało się, że jest uzurpatorem. Bo tutaj taka nadbudowa, że Dany jest jedyna i tak dalej, a tu mamy drugiego Targaryana (jakimtam). Wtf? Co za rozczarowanie! Chociaż może namieszać. Nie wiem jeszcze, jaki on jest. Na razie strasznie gryfoński! xD Chodzi mi o tę dumę i brawurową odwagę (w końcu Gryf, prawda?).
Chyba tak zawsze powinno być. Każde wspomnienie bohatera, każda jego emocja i ambicja są na wagę złota i tworzą go. A tak wyposażony bohater miesza w fabule. Jestem ogromną antyfanką takiego przeświadczenia (prusowskiego m.in), że charakter to zbiór jakichś losowych cech, które wrzucamy do worka i trząchamy nimi, aż nam wyjdzie bohater. Bohatera trzeba przeprowadzić może nie od dzieciństwa, a na pewno od powstania (w głowie) do tego, który miesza nam w fabule. Albo wziąć sobie te losowe cechy, ale zapytać: co sprawiło, że jest taki, a nie inny? Bohaterowie Martina są tacy. Wiemy, dlaczego są tacy. I to jest super (-:
Hm. Sprawa z posadzeniem Sansy w Winterfell nie jest mi aż tak znana. Ale młody Arryn na moje oko nie pożyje zbyt długo. Na moje ktoś go w końcu dopadnie, nie wyłączając samego Littlefingera, albo zwyczajnie umrze przez chorobę (bo jakiej on nie ma choroby? -.-). Na wyjaśnienie, jak Littlefinger chce rozwiązać sprawę Stannisowo-Boltonową... hm, pewnie trzeba będzie poczekać na szósty tom. Mnie się wydaje na tę chwilę, że dobrym pomysłem byłoby zdemaskowanie Jayne-Aryi. Sansa w końcu będzie w stanie ją rozpoznać, a Sansę widziało wiele ludzi (Królewska Przystań), poza tym Sansa ma charakterystyczny kolor włosów, nie da się takiego podrobić tak łatwo. Gdyby Jayne(tak jej było w ogóle?)-Aryia została zdemaskowana, Boltonowie zostają ośmieszeni i mają trochę przesrane. Ale jestem świadoma, że to nie jest wcale takie proste, skoro Jayne została już zaakceptowana jako Arya. Niestety nie jestem tak łebska jak Petyr, więc jedyne co mi zostaje, to czekanie na szósty tom (-; Ale będę okropnie rozczarowana, jeśli mu się nie uda...
Oj tam, oj tam - trylogia, septologia xD Byłoby rzeczywiście szkoda, gdyby nie zdążył tego napisać, a pisze od 1991 (wyd. 1996?). Musi trochę zacisnąć poślady i przyspieszyć, nie widzę wyjścia. Bo zauważyłam, że w serialu wiele rzeczy zostało pozmienianych (na gorsze? na lepsze? - w sumie to i tak ciekawe). Czuję, że wątek Pyke będzie się różnił (w końcu Asha/Yara w serialu popłynęła po brata, w książce nie było o tym mowy) - ale może to tylko jakiś skrót przed wydarzeniami z Euronem. W każdym razie chciałabym mieć i zakończoną książkę, i zakończony serial ;-D Mam nadzieję, że to nie okaże się tak jak z tymi przysłowiowym ciasteczkiem...
Nie, nie szkodzi - przedstawiłaś takie argumenty, że sama zaczęłam poddawać w wątpliwość tę teorię. Bo rzeczywiście Nedd nie mógł być nieskazitelny, jeśli o ten honor chodzi. Bo on zdecydowanie nie był ideałem kobiety z południa (a chyba możemy się umówić, że dzisiejsze kobiety (=> fanki Nedda) to te raczej południowe, jeśli o mentalność chodzi xD) - zimny, stanowczy i trochę oschły. Ale ja uwielbiam Starków, choć są trochę nudnawi z tą swoją kryształową przeszłością i kryształowymi zasadami. Starkowie są jakąś taką enklawą w brudnym świecie, Brienne też uwielbiałam, mimo że była nudna. Dlatego tak bardzo się wkurzyłam na okoliczności jej śmierci - w tym świecie za dobro odpłacają ci naprawdę okropnymi rzeczami. Zginąć z ręki kobiety, dla której się praktycznie poświęciło życie. No KURDE! Pamiętam, że byłam z rodziną na wakacjach, kiedy to przeczytałam i miałam zrąbany humor przez dwa dni, co odbiło się na wszystkich. Martin - niszczyciel wakacji xP
Hm. Czyli być może smoki to jakaś emanacja magii? Jeśli tak, zima byłaby... brakiem magii? Ale też zastanawiające są te zimowe smoki - w takim razie magia ognia i zimy walczą ze sobą? Jeśli nie ma tych zwykłych smoków, zimowe smoki zwyciężają i zimy są dłuższe. No i dajmy na to, że promień tej zimowej magii dociera z jakimś ograniczeniem, więc zimy są groźniejsze i dłuższe im bliżej do legowiska tych smoków (północ). Ale to chyba też jakieś mało subtelne... xP Poza tym nie wszystko co Niania mówiła, musi okazać się prawdą.
Z rogiem ciekawa sprawa - też o tym zapomniałam, a Ucztę... przeczytałam na tych wakacjach. Oznacza to, że Pyke ma Większy Sens, nie tylko polityczny. Ciekawe. Można zaszantażować Dany! ;-D Nie wspominając o pokonaniu.
Podoba mi się to, że Dany jest taką typową bohaterką zbawicielką (w sumie większość postaci powiela jakiś typ, ale w zupełne oryginalny i świeży sposób). Jest dobra i chce, żeby ludzie byli wolni i szczęśliwi, a ona będzie wspaniałą i sprawiedliwą władczynią. Ma w głowie jakiś ideał i ma na tyle tupetu, żeby go próbować wcielić w życie. O!, wiem - to jest ten typ, który próbuje uszczęśliwić innych, bo wie, co dla nich najlepsze. Żeby zapytać, czy chcą, nie przyjdzie jej do głowy. Tylko że, w odmienności od większości takich bohaterek i takich książek, Martin bardzo brutalnie weryfikuje tę postawę wobec świata i poddanych.
Stannis miał taki kręgosłup moralny? Paląc ludzi żywcem?

Stefanek Grabiński właśnie wylądował na mojej liście lektur :-D Nie miałam o tym panu większego pojęcia. Wiedziałam, że Irzykowski uwielbiał Przybyszewskiego. A temat z Irzykowskiego miał dotyczyć szczerości w literaturze, chciałam stworzyć jakiś program Irzykowskiego dotyczący właśnie tego problemu. Ale i tak pewnie będę jeszcze kombinować, co z tym panem zrobić. Także dziękuję za nazwisko, czwarty rok to pewnie czas na takie doszlifowywanie pomysłu (-:
Irzykowski niestety widział w Jaworskim kogoś, kto mógł podjąć się tematu chyba rewolucji, pociągnąć groteskę, czy w ogóle ustanowić jakąś nową literaturę (nie pamiętam dokładnie, przepraszam), ale Jaworski go rozczarował chyba tym, że nie stał się na tyle popularny xD
Byłam wczoraj w Wawie i zawędrowałam do IKEI. Kupiłam sobie pudełka na żywność, więc będę nosić obiady na kampus (-; Poczułam się, jakbym dokonywała jakiegoś przełomowego czynu, kupując te pudełka za 4 zł, jakbym zamykała za sobą jakieś drzwi xP
Ja bym nawet wolała te cztery "wyrównawcze" + jeden dowolny, bo te konwersatoria są strasznie słabe xD Ciężko mi będzie na następnym roku coś wybrać. Ale oprócz inauguracji będzie jakieś spotkanie organizacyjne, to może coś powiedzą. Rety, nie znoszę takich uroczystości. Na inauguracji na pierwszym roku nie dość, że zasnęłam, to jeszcze na tej przysiędze z indeksu mało co i bym się popłakała ;-D Ja i tak chyba będę musiała inż. Koślę zapytać, co z ogunami. Czy mogę sobie zrobić jeden w ciągu roku i przypiąć pod dwa kierunki? Chyba nie, prawda?
Trochę mnie przeraża to, że lubimy tak dużo podobnych rzeczy. Też uwielbiam białą czekoladę (-: A oto twoja: [link widoczny dla zalogowanych] (nie umiem zrobić tak, żeby link był ukryty pod nazwą, a podpowiedź niestety nie zmieściła się w pasku). Ale te wszystkie rzeczy z grafiki google są takie ładne... Rety...
Mam nadzieję, że będzie to wyglądać, jak mówisz. A egzamin certyfikacyjny podobno na UW jest najtrudniejszy - na innych uczelniach ludzie nie mają z tym większych problemów. A moja koleżanka właśnie nie zdała poprawki teraz we wrześniu, więc trochę się martwię. Modlę się, żeby nie wymyślili znowu jakichś cudów na kiju, że ciężko się będzie obronić przez translatorium.

Em, no. Jak będę planowała skok na bank, na pewno skorzystam z tej wiedzy xD A byłam wczoraj zobaczyć to mieszkanie i okazuje się, że przystanek autobusowy mam pod nosem, a tam jeździ linia bezpośrednio na Krakowskie. Szok jak dla mnie xD
Kulturoznawstwo to chyba też taki kierunek, który raczej rozwija człowieka w ogóle (albo pozwala mu pisać prace magisterskie o automatach do kawy). Dlatego lepiej go wziąć z czymś. Poszłam tam, bo chciałam napisać magisterkę o Irzykowskim i trochę za namową. Pracy po IKP-ie to ja się nie spodziewam. Widocznie nie znam pojęcia "zbyt szalone" ;-D A jeśli chodzi o skandynawistykę, to moi rodzice ubzdurali sobie, że wyjdę za mąż za Szweda, zamieszkamy na jednej z tych uroczych wysepek na Morzu Bałtyckim, a oni będą nas odwiedzać na wakacjach. I miałam iść na skandynawistykę. No ale - jakie są szanse, że wyjdę za tego ich Szweda? xP
Wyższość wyższością intelektualną, ale ja tego smrodu bym nie wytrzymałam. Byłam wczoraj w McDonaldsie i dostałam tak ohydną colę, że ja chyba już w imię zasad tam nie chcę pracować! Jak można serwować taką colę!?

Pamiętam, że uciekłam ze staropolki do innego prowadzącego, bo mój prowadzący to był buc nad bucami, a tak to było w porządku (-;
Ech... idę sobie kupić czekoladę...

Odkąd wyłączyli sygnał i przełączyli na telewizję cyfrową nie mam telewizora i jakoś nie narzekam. W internecie jest praktycznie wszystko. U mnie w domu rodzinnym leci tvn24 jako tło do życia, zawsze można jakąś wiadomość uchwycić. Ale jak już siadam, żeby coś obejrzeć to po 5 minutach albo wychodzę, albo przełączam - tych dyskusji rzeczywiście długo nie da się zdzierżyć. Szczególnie na te społeczne sprawy. O emeryturach i związkach zawodowych - o ludzie!
Chyba że jakiś film. Obowiązkowo oglądam Władcę pierścieni, kiedy leci w tvn-ie w zimie jakoś.
Moja koleżanka podała taki argument za Aną jako wzorem kobiety współczesnej, że w którymś tomie Christian mówi jej, żeby zrezygnowała z pracy (czy jej niepodejmowała, w sumie nie ma znaczenia), bo przecież on zarabia i mają pieniądze. Ona na to, że chce pracować, bo chce się rozwijać, pieniądze nie mają tu nic do rzeczy. W sumie nie doszłam tak daleko, no ale jakiś argument to jest zawsze. Nie wiem, czy rzeczywiście postawiła na swoim i pracowała, mimo że naczelny buc kazał jej zrezygnować z pracy na rzecz zajmowania się jego kutasikiem.
A jeśli o akcję chodzi, to mówiła coś o wątku kryminalnym, ale jak do tego potem jakoś nawiązałam, to się wycofała. Więc nie bardzo wiem, o co chodziło.

Wejściówki z języka są dobre. Jak się powtarza i utrwala, to potem łatwiej. Miałam wejściówki na pierwszym roku na KJP i sobie naprawdę chwalę (-: Wejściówek z literatury nie znoszę: "jak nazywa się piąta woda po kisielu bohatera trzecioosobowego, którego imię padło raz. jakie to imię i na której stronie zostało wymieniona wydawnictwa, które zostało podane w sylabusie". A sio mi z tym! Nigdy nie pamiętam takich rzeczy. Czasami zapominam, jak miał główny bohater na imię.
Moje oceny niestety nie są aż takie dobre. Na trzecim roku dostałam tróję z pracy z wordem. Z wordem pracuję od dziecka, odkąd nauczyłam się pisać i pisałam sobie na komputerze (bo to takie poważne!) moje głupie baśnie i bajki. Ale najwidoczniej nie znam się na wordzie wystarczająco dobrze. Najgłupszy przedmiot EVER! Zawsze mam kiepskie oceny z takich pierdółek. I nie umiem rozwiązywać testów jak egzamin z angielskiego. Albo brakuje mi 0,5 punktu do lepszej oceny. xD Podobno do piątki ze studiów licencjackich zabrakło mi 0,2.

Requiem... mi się podobało - szczególnie ta interpretacja, że główny bohater popełnia samobójstwo i wszystkie opisy i ta kosmogonia i genesis dzieją się w jego nieświadomości, a on próbuje to poukładać. Ogólnie nie mam problemu z poetyckością (Komornicką też lubię), chociaż wierszy nie lubię za bardzo. Oj, to tak jak u mnie z Żeromskym. Nie mogę, po prostu nie mogę. Wiem, że wielki, wiem, że dużo wniósł, ale po prostu nie daję rady. Nie rozumiem go, chciałabym zrozumieć, ale nie wychodzi.

Pisze się ocenka (wolno, bo jest ogromna, tekst jest ogromny, a ja pogubiłam przykłady, to teraz człowieku nurkuj z powrotem xD), ale przytachałam sobie nawet folię bąbelkową, żeby nie stracić nerwów. Problem w tym, że nie znoszę tekstów, które udają, że są dobre - zazwyczaj wtedy opuszczam bloga. Nie mogę wrzucić tego tekstu do ostatniej kategorii, choć mam ochotę rozszarpać to dzieło, a potem autorkę, bo to obiektywnie nie jest aż tak złe. No i widać, że autorka przykłada się chociaż, żeby to w miarę spójne było. Tylko trochę utknęła w wymogach blogowych ocenek dotyczących opisów. Ten blog wręcz zdobywa same wysokie noty na innych ocenialniach.
Co to za przerażający blog? xP
Powrót do góry
Zobacz profil autora
sylville
grupa trzymająca władzę
grupa trzymająca władzę



Dołączył: 03 Kwi 2013
Posty: 383
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: mazowsze

PostWysłany: Wto 16:35, 17 Wrz 2013    Temat postu:

ale przecież kobiety absolutnie i pod żadnym pozorem nie mogą lubić porno, tak mówi kultura. kobiety w ogóle nie mogą za dużo wiedzieć o seksie, bo przecież kobiety mają inne społeczne zadania, no gdzie tam im jeszcze seks do tego potrzebny. przecież wzór kobiecości i idolka milionów, ana steele, nie wie nic, chociaż ma naturalny talent i co tam jeszcze. pewnie, że byłoby łatwiej, gdyby znikło to dziwne przeświadczenie, że porno jest li i wyłącznie dla facetów, ale nie sądzę, że 50sog to dobry krok w tym kierunku. okay, mogę zrozumieć, że faceci zwykle są bardziej wzrokowcami i wolą patrzeć, a kobietom może wystarczyć to, co dzieje się w ich wyobraźni, kiedy czytają romansidło [bo tu się zgadzam w pełni, harlequiny to nic innego tylko fantazje erotyczne], więc książki mogą się tu sprawdzić, ALE problemem jest właśnie to uparte bronienie miejsca 50sog na półce z literaturą. bo czytelniczki nie są się przyznać, że podoba im się porno, nawet jeśli tak właśnie jest. bo kobietom nie wypada. i cierpią na tym i kobiety, i literatura na tym cierpi. robienie z tego literatury to zatem nie tyle dowartościowanie się, co bardziej szukanie jakiejś, powiedzmy, dziury w przyjętych przekonaniach. bo skoro to literatura i skoro to romans, nic więcej, to przecież można dalej krytykować porno, można być wzorem kobiety, wszystko można. to trochę jak z homofobami, którzy po kryjomu oglądają lesbijskie porno. nie tyle dowartościowanie, ile niemożność pogodzenia się z jakimś dysonansem między tym, kim człowiek jest, a tym, kim chciałby być, bądź tym, kim społeczeństwo chciałoby, żeby był.

dokładnie tak samo sobie tę rękę wyobrażałam! tylko że w życiu nie oglądałam gwiezdnych wojen przez dłużej niż trzy minuty, a tłumaczenie 'ręka jak tego robota, który gdzieś tam był w gwiezdnych wojnach' wydawało mi się zbyt mało konkretne. tam chyba dużo robotów było xd Twoja wizja na pewno jest lepsza i pewnie papcio lannister przychyli się do takiego rozwiązania xD sparklujące ręce to nie ta bajka. i biedny, biedny jaime, cóż mu przyjdzie z tej wiedzy, że głupio wygląda! w sumie gorzej - a co jeśli martin uzna, że teraz jaime już jest nudny i można go zabić? to by mi złamało serduszko.
owszem, 'dobro westeros' powinno się tak czytać, ale wbrew pozorom varys ma głowę na karku. widział, że osadzenie na tronie baratheona wywołało może nie otwarte niezadowolenie, ale na pewno zmieniło reguły gry; każdy ród musiał zacząć kombinować, żeby na nowo ułożyć się z królem. ba, więcej - rebelia pokazała, że królowie też mogą ginąć i to bez większych problemów, a taka świadomość nigdy nie jest dobra, kiedy rządzi się państwem tak dużym i mimo wszystko mało zjednoczonym. powrót targaerynów na tron byłby może nie tyle powrotem do dawnego ładu, bo to niemożliwe, ale sygnałem, że rebelie mogą wybuchać, mogą nawet odnosić pewne sukcesy, ale nie złamie to rodu, który wydawał się wybity co do nogi i powstał z popiołów. i to powstał ze smokami, a więc silniejszy niż wcześniej. varys musiał zdawać sobie sprawę, że osadzenie roberta na tronie będzie kuło w zęby niektóre rody [np. lannisterowie nie przyjęliby tego tak dobrze, gdyby nie udało się wydać cersei za roberta], a to może - choć nie musi - doprowadzić do niesnasek na wysokich szczeblach, co z kolei nie byłoby dobre dla westeros. jeśli założyć, że varys ma zawsze plan i pięć planów awaryjnych, wychowywanie młodego gryfa mogło być właśnie jednym z planów awaryjnych. jeśli ludzie zaczną się oburzać, przestaną akceptować roberta, zaczną szemrać, że kiedyś było lepiej [wydaje się to mało prawdopodobne, w końcu szalony król był szalony, ale ludzie mają tendencję do mówienia dziwnych rzeczy], to myk - varys wyciąga z rękawa młodego gryfa i gotowe. sytuacja powinna się uspokoić. [przy okazji - nie pamiętam z książki, ale czy młody gryf nie ma większych praw do tronu niż dany z tytułu bycia facetem?]. a varysowi głównie o uspokojenie sytuacji chodzi. jak dla mnie dobry plan, ale ja lubię takie plan sprzed lat, które wychodzą na światło dzienne xd jestem zdziwiona, że martin nie został zjedzony przez tłumy fanów za taki 'retcon', ale, cholera, ludzie na wszystko krzyczą retcon, a to normalna, dobrze poprowadzona akcja xddd
młody gryf jest dla mnie zbyt gryfoński xd jasne, tego się należy po nim spodziewać i pod tym względem jest napisany dobrze, ale po prostu nasilenie gryfoństwa, które sobą reprezentuje, jest irytujące. i zaczęłam się właśnie zastanawiać, jakie varys ma plany względem dany, tzn. w grze jest dwójka targaerynów, z czego jedno może, ale nie musi być uzurpatorem [dla mnie klasyczny dymitr samozwaniec, noale], a drugiego nie da się kontrolować [przynajmniej z perspektywy varysa - w końcu to varys kontaktował się z ser jorahem i to varys przekazał, że dany powinna zginąć... wątpię, żeby zmienił swój stosunek od niej]. nie jestem dostatecznie dobrym strategiem, żeby stwierdzić, czy większy sens z pov varysa miałoby nadal pozbycie się dany, czy może doprowadzenie [nie wiem jak, ale mówię, kiepski ze mnie strateg] do ślubu gryfa i dany, w końcu targaerynowie nie przejmowali się takimi drobnostkami jak ryzyko związane z chowem wsobnym xd bo niby ślub oznaczałby, że tron jest jednoznacznie targaerynowski i nie ma, że inne rody coś do niego mają, a do tego ewentualne dziecko byłoby 'prawdziwym targaerynem', co varysowi mogłoby bardzo odpowiadać, ale z drugiej strony - dany może być zbyt dużym ryzykiem. chciałabym siedzieć w głowie varysa xDD
zgadzam się w zupełności co do tego, że większość cech bohaterów to skutek czegoś, co zdarzyło się w ich przeszłości. [mówię większość, bo druga część mózgu, tzn. nie ta, która entuzjastycznie potakuje, właśnie szuka przykładów na obalenie tej teorii; jeszcze nie znalazła]. zresztą myślenie o przeszłości bohaterów i wynajdowanie tych wszystkich traum, które zrobiły z nich 'ludzi', którymi są, gdy zaczyna się akcja, to najlepsza część kreowania i postaci, i świata! :D
ze śmiercią młodego arryna teraz wiązałby się jeden problem - littlefinergowi by się zbuntowali wszystkie chorągwie czy jak tam nazwać tych pobocznych 'szlachetków'. może mam za bardzo polskie myślenie, ale spodziewałabym się jakiegoś buntu w wypadku śmierci i lysy, i jej dzieciaka w niewielkich odstępach czasowych. ale zgadzam się, że dzieciaka nie czeka długie życie i nie grozi mu sędziwa starość. dlatego tym lepszym pomysłem wydawałoby mi się związanie z nim sansy, która po śmierci młodego arryna miałaby jakieśtam prawa do ziem arrynów. ja wiem, że littlefinger ma plany i to dobre plany, ale nie obejmują one życia wiecznego. chciałabym znać jego plan awaryjny. ech, kolejna głowa, w której chciałabym siedzieć xD
cholera, w ogóle zapomniałam o tej biednej jayne i właśnie nabieram coraz większego szacunku dla martina. ba, obawiam się, że to by nie było takie proste - chodzi o słowo przeciwko słowu; kto udowodni, że sansa nie kłamie, żeby to jej przypadło winterfell? okay, na zasadzie starszeństwa i tak by się tak stało, ale littlefinger na pewno nie pozwoliłby, żeby jego argumenty sprowadzały się tylko do słów. [przy okazji - podobno w szóstym tomie ma powrócić rickon, to może również wprowadzić zamieszanie]. poza tym szkoda mi stannisa, ma tak nikłe szanse ujść z życiem - albo zamarznie, albo go pod murami rozgromią i potem zamarznie. no facet nie ma szczęścia. tak kończą ludzie z kręgosłupem moralnym <3
nie no, jeśli szóstkę wyda, to są duże szanse, że z siódemką też się uda - będzie większa motywacja i w ogóle. martin wiele razy podkreślał, że boi się, że serial go wyprzedzi, choć nie wyklucza, że tak się stanie, zwłaszcza jeśli hbo naprawdę chce go zamknąć w 8 sezonach. [ha ha, jasne]. ale jako że martin zdradził zakończenie i w ogóle, to znaczy, że ma jakąś jego wizję i być może plan, choć może za bardzo w niego wierzę xd w każdym razie trzymam kciuki, żeby się spiął i napisał xD a, jeśli chodzi o różnice w serialu - obawiam się, że w którymś momencie pójdą za daleko. asha/yara to jedno, a niech tam płynie, ale, cholera, zamieszanie z red wedding i zdrada boltona to inna para glanów; o ile dobrze pamiętam - w książce bolton od początku popierał lannisterów. nie wiem jeszcze, jak dokładnie to wpłynie na serial, ale mogłabym zacząć roztaczać mroczne wizje xd w końcu już raz hbo skopało coś, co miało prawdę duży potencjał xdd
e tam, enklawy czystości moralnej. nie ma czegoś takiego, wszyscy mają mniejszą lub większą skoliozę moralną. i jasne, starkowie wypadają dobrze na tle innych, ale to po części kwestia tła. ale okay, zgadzam się, ned miał kręgosłup moralny. pewnie nawet prostszy niż stannis, a na pewno napędzały go inne rzeczy. brienne też napędza/napędzało [ostatecznie nie wiemy, czy na pewno zginęła] coś innego i była to pewna potrzeba akceptacji. brienne chciała być rycerzem i była do pewnego stopnia gotowa zaufać każdemu, kto zaakceptuje ją jako rycerza. pewnie, miała kręgosłup moralny, ale bardziej mi się w oczy rzucała to potrzeba bycia zaakceptowaną. swoją drogą ten motyw z zombie-cat w ogóle mi się nie podoba i mam nadzieję, że martin jednak nie zafunduje nam zombie-brienne. [i ojeeej! to faktycznie niszczyciel wakacji xD mnie chyba aż tak to nie ruszyło, bo czytałam na zasadzie 'omg, omg, omg, co dalej, ja chcę wiedzieć, potem pomyślę' xd].
nie, zima na pewno nie jest brakiem magii, bo zima właśnie nadchodzi, a magia wróciła; poza tym zimy i lata pojawiały się naturalnie w okresie istnienia magii lub jej braku. nie ma tu żadnej korelacji, więc tę teorię bym odrzuciła. na pewno wiązałabym jednak smoki z magią - kiedy magia zaczęła słabnąć, smoki w westeros wykluwały się coraz mniejsze i mniejsze, więc niejasny związek powinien istnieć. i masz rację, to wszystko o zimowych smokach wydaje się koszmarnie banalne xddd stawiałabym raczej na to, że w opowieści niani siedzi jakaś metafora, której nie widzimy. albo coś innego, co sprawia, że źle myślimy. na pewno nie skreślałabym jej z góry, ale podchodziła do jej słów z większym dystansem. tyle tylko, że nic mądrego nie wymyślę bez szóstego tomu.
nie wiem, na ile greyjoyowie są subtelni, żeby tak szantażować ludzi xd nie zdziwiłabym się jednak, gdyby udało im się pozyskać przynajmniej jednego smoka w całym tym zamieszaniu, które będzie miało miejsce w mereen. szóstka ma się zacząć od ataku na miasto, o ile dobrze pamiętam, więc nie zdziwię się, jeśli vactarionowi [o ile tak mu było na imię] uda się to, co nie udało się temu-temu dzieciakowi z dorne. i to by dopiero namieszało! wyobrażam sobie właśnie, jak bardzo wszyscy by byli zadowoleni, gdyby pyke miała własnego smoka xd chociaż powrót na pyke ze smokiem musiałby trochę trwać. no i nic czemu nie złupić paru miast po drodze. tylko, cholera, nie pamiętam, czy victarion miał w ogóle jakiś plan dłuższy niż 'zostać mężem dany i mieć smoka/smoki', to prosty facet, na co mu plany xd
o, dany jest dokładnie takim typem. no i co ona będzie ludzi pytać, skoro ona wie xd ...cholera, zaczynam odczuwać z nią jakąś więź, ja też zwykle uszczęśliwiam ludzi na siłę. ale wydaje mi się, że martin nie pozwoli jej na upadek tylko ze względu na taką postawę; wyciągnie ją za uszy i wrzuci w dalszy ciąg akcji, w końcu jest zbyt ważna i zbyt bardzo może namieszać, żeby się jej pozbywać xd
jasne. każdemu się może zdarzyć xddd nie no, okay, to nie był jego najlepszy moment, ale zależy, od której strony na całe zdarzenie patrzeć. z punktu widzenia melisandre czy nawet żony stannisa - wszystko było okay. kręgosłup moralny stannisa przejawia się bardziej w tym, że robi to, co czuje, że powinien robić, nawet jeśli to poroniony pomysł [np. maszerowanie na winterfell w śniegu] xd

i bardzo tak stefankowi dobrze :D jest taki biedny i niedoceniony, wznowień nikt mu nie robi i w ogóle.
o kurczę, pomysł brzmi naprawdę ciekawie, chociaż nie wiem, czy umiałabym go tak z marszu ugryźć, musiałabym się bardziej oczytać. ale grabiński do tego może pasować, bo irzykowski, a potem hutnikiewicz [jedyni ludzie, którzy grabińskiego bardziej dostrzegali] się zachwycali tym, że grabiński wierzy w to, co pisze xd
jak jaworski śmiał nie stać się sławny! bezczel i tyle. jak irzykowski na kogoś liczy, to ten ktoś nie ma prawa nie stać się sławny xd
kupowanie pudełek na żarcie w ikei *jest* poważnym krokiem w dorosłość. kupowanie kocyków nie, ale pudełka na jedzenie to zupełnie, zupełnie inna sprawa. to przebłysk odpowiedzialności i... w sumie nie wiem czego, ale na pewno przebłysk xddd i tak, też kupowałam pudełka na jedzenie w ikei; ten zestaw z zielonymi przykrywkami jest świetny xd ja w ogóle kocham ikeę i jest mi tak strasznie przykro, że ona jest taaak daleko. mogliby mi postawić ikeę pod domem, to by było coś xd
oj tam, zawsze da się coś wybrać; ja zwykle mam z fakultetami taki problem, że jak już mi się coś podoba, to zawsze - zawsze - jest dokładnie o tej samej godzinie. w tym roku padł rekord. na pięć fakultetów, które mi się podobały, CZTERY były o tej samej porze xD i niech mi ktoś powie, że zmieniacz czasu, który pozwalałby chodzić na zajęcia, to zły pomysł? to świetny pomysł, a ludzie się nie znają.
spotkania organizacyjne, moim skromnym, dają więcej informacji niż inauguracje. chociaż pewnie mówię tak dlatego, że jak na inaugurację polonową poszłam, to wszystko mnie przerażało - i aula, i wykład inauguracyjny [myślałam, że usnę, bo ja młoda i głupia byłam, i nie wiedziałam, czym jest palimpsest, a wykład o palimpsestach], i tłum ludzi... przerażające. więcej na żadnych inauguracjach nie byłam, więc niewykluczone, że tę lekką traumę będę nosić do końca życia. a przysięgi z indeksu w ogóle nie pamiętam xD tzn. wiem, że była, ale nie mam pojęcia kiedy i co się działo. brrr, inauguracje wszelkiego rodzaju są strrraszne. a, jeśli chodzi o oguny - nie można tego samego podpiąć pod dwa różne kierunki. muszą być inne. najlepiej złapać jakieś internetowe, bo nie trzeba się wysilać, a zwykle są ciekawe i łatwe do zaliczenia - polecam 'internet, jednostka, społeczeństwo' albo 'wprowadzenie do antropologii symbolicznej' xd
czekolaaaada <3 prześliczna jest! i czy ja wiem, czy przerażające? porządni ludzie o wyrafinowanym guście i sprecyzowanych poglądach zawsze będą znajdować pewne podobieństwa xd a przynajmniej to moja wersja i się jej będę trzymać - brzmi lepiej niż 'polon wyprał nam obu mózg' czy coś :D
egzamin certyfikacyjny jest KOSZMARNY. nie podchodziłam, bo zerknęłam na próbne i uznałam, że za dużo z tym roboty. poszłam zdać toeic, który był o wiele łatwiejszy i z którego ocenę mi bez problemu przepisali. ba, powiem jeszcze, że zdawałam cae i on też, kurczaczek, był łatwiejszy od tego B2 na uw. nie wiem, jak uw to zrobiło, ale zawsze i wszystkim doradzam egzaminy zewnętrzne i przepisywanie ocen. szkoda nerwów i czasu. i jasne, da się ten na uw zdać, ale, umówmy się, na co komu certyfikat uniwersytetu, skoro może mieć toeica albo któryś z british council? bez przesady xd
i ciekawa jestem, co z tym translatorium wymyślą. i skąd im się w ogóle pomysł wziął, bo to brzmi jak nowy wynalazek mający na celu zwiększyć liczbę godzin xd jakby ludzie się nudzili w razie.

mój nowy, wspaniały kierunek oferuje same takie przydane informacje xd ale łaaał, jak jest bezpośrednia linia, to lans :D chyba że tą linią jest, bodajże, 222, które ma straszne humory i jeździ w kratkę, z tego co wiem. wtedy czeka Cię dużo narzekania na autobus, który miał być, ale gdzieś zniknął xdd
kulturoznawstwo jest albo dla ludzi, którzy *naprawdę* są nim zafascynowani, albo dla takich, którzy nie wiedzą, co mają ze sobą zrobić. vonnegut, którego kocham, skończył kulturoznawstwo [albo raczej kulturoznawstwo skończyło z nim, bo nie dopuścili mu pracy mgr, która zresztą była oparta na genialnym wręcz pomyśle narysowania losów głównych bohaterów różnych powieści/opowiadań/baśni w formie wykresów] i prawdopodobnie zwiększyło to jego świadomość społeczną i, cóż, kulturową. ale są też ludzie, po których kulturoznawstwo spływa jak po kaczce albo później urządzają te wszystkie happeningi na środku ulicy, a człowiek ma ochotę ich jak najszybciej ominąć. wszystko zależy i od człowieka, i od motywacji, i od tego, z jakim nastawieniem tam idzie.
Twoi rodzice mają BARDZO dobry plan. wiesz, ja miałam ten sam plan. albo bardzo podobny. więc będę się upierać, że jest wyśmienity, nawet jeśli faktycznie szanse są dość mikre, bo w końcu to nie tak, że postawi się krok za granicą, a tu tłumy skandynawów zaczynają się oświadczać xD ale zawsze jakieś szanse są xD btw, ale skandynawistyka jedyna jest w gdańsku, prawda? tzn. nie ominęła mnie jakaś ważna informacja w rodzaju 'uw otwiera skandynawistykę'? bo wiem, że się przymierzają, ale póki co nie mają lektorów, więc to by była taka strasznie kulawa skandynawistyka.

ooo, brzmi jak... w sumie brzmi jak połowa prowadzących staropolkę xd ja się swojego prowadzącego bałam, naprawdę xd mówił strasznie ciekawie, ale jednocześnie wzbudzał we mnie jakiś strach i poczucie całkowitego nieprzystawania do tych studiów. zresztą na tradycjach miałam to samo, choć prowadził ktoś inny. dopiero na drugim roku się wgryzłam w całe to 'nie ma się czego bać, buce zawsze się trafią'.
słuszna decyzja, czekolada jest zawsze najlepszym rozwiązaniem :D

no właśnie ja, mimo odłączenia naziemnej, jeszcze jakimś cudownym sposobem telewizję mam i mieć będę przez półtora roku. a potem ajlawju. a że nie mam zamiaru kupować telewizora nowego, bo to kurz tylko zbiera, to się przerzucę wyłącznie na newsy z internetu. i dlatego strasznie mnie irytuje, że i tak będę płacić ten idiotyczny podatek od potencjalnego dostępu do telewizji i radia. a niech sobie w rzyć wsadzą całą tę swoją telewizję, te wszystkie programy dla ćwierćinteligentów i cholera wie, co jeszcze. o związkach zawodowych natomiast wiem tylko tyle, że protestują. ale to nic nowego, w sumie najwcześniejsze wspomnienia związane z programami telewizyjnymi dla dorosłych, jakie mam, to wybory z roku 1995 i jakieś gadanie o związkach zawodowych, bo nie miałam pojęcia, co to było, ale nazwa brzmiała ładnie xD no i gdzieś tam z tyłu głowy mam przeświadczenie, że od tego '95 związki zawodowe nie przestały być niezadowolone i nie zmieniały za bardzo swoich postulatów xd
looool, nie no, to świetny argument xD wzór współczesnej kobiety, rzeczywiście xDDD siedzi w pracy, zajmuje stanowisko, które zajmuje, tylko dlatego, że sypia z tym, z kim sypia, i nie ma pojęcia, co powinna robić, a do tego ciągle marudzi, że jej się coś nie podoba. wspaniały wzór :D a wątek kryminalny jest tak dziurawy i pozbawiony sensu... ba, emocji nawet pozbawiony. to najnudniejszy wątek kryminalny ever xD

wejściówki z przedmiotów literaturoznawczych są koszmarne, zawsze miałam z nimi problemy, a na pierwszym roku mi się ze dwie-trzy trafiły. czytałam teksty możliwie uważnie, a potem i tak ledwo zaliczałam, brrr. z przedmiotów językoznawczych są natomiast prawdziwym wybawieniem, bo nie mam nawyku regularnej nauki, więc wszystko zostawiałabym na później, a potem ślicznie wykładała się na egzaminie, jak to zresztą sporo osób z mojego roku zrobiło. no, pewnie nie pomogło im to, że z ghjp musieli zrobić transkrypcję szesnastowiecznego tekstu, co powinni mieć wyćwiczone, a nie mieli... ale to zupełnie inna historia xd ważne, że wejściówki i motywują, i utrwalają :D
a jeśli chodzi o oceny, to ja zwykle z pierdółek też miałam gorsze. ba, w jakim ja szoku byłam, jak stypendium dostałam - w ogóle się nie spodziewałam, ale koleżanka mi mówi, że mój pesel wisi na liście. faktycznie - wisiał. jakim cudem - nie wiem xd mogę się też jednoczyć w bólu w kwestii braku piątki xd zabrakło mi jakichś śmiesznych setnych części punkta, żeby mieć dyplom mgr z wyróżnieniem. i nawet bym miała, ale rektor zmienił zasady przyznawania wyróżnień. no życie. ale wiadomo, że nie oceny stanowią o wartości człowieka i że czasami lepiej pokornie wziąć tróję niż oszaleć w walce o piątkę [np. zaliczenie ze stylistyki teoretycznej było dobrym tego przykładem - ludzie, którzy nie wiedzieli, że pan prowadzący jednak czegoś wymaga, szli na egzamin na piątkę i potem dostawali trzecie terminy, a ja i moja trója byłyśmy już spokojne i szczęśliwe xd].

do żeromskiego mam sentyment, ale go nie uwielbiam. na pewno o wiele bardziej kupuję to, co on pisał, niż to, co pisał przybyszewski, ale to jeszcze o niczym nie świadczy xD i fakt, ta interpretacja 'requiem...' była fajna, ale czuję podskórnie, że mogłabym wieść całkiem szczęśliwe życie nawet gdybym nie przeczytała ani 'requiem...', ani jego interpretacji xd'

blah, znam ten typ autorki. czasami się nie da inaczej, trzeba powiedzieć dosadnie, co jest nie tak. i liczyć się z tym, że autorka może spuścić z łańcucha psy gończe, jak to zrobiła ostatnio pewna autorka u nas xd swoją drogą z autorami, którzy bezrefleksyjnie trzymają się wymogów blogowych ocenek, jest problem. i to problem na poły z nimi, na poły z nami, oceniającymi. bo z jednej strony autor powinien mieć własny mózg i zastanowić się, czy to, co mu pisze jakiś nieznany człowieczek z internetu, słuszne jest i warte przyswojenia. z drugiej - jeśli autor młody i naiwny jest, to nie oczekujmy cudów na patyku, będzie robił wszystko, co mu powiedzą, bo przecież jak ktoś ocenia, to się zna. i tu jest problem z oceniającymi, wiadomo, różni są. i trochę mi tych autorów szkoda, bo już sami nie wiedzą, co mają robić, a trochę mam do nich żal, że nie myślą, a tylko próbują się dopasować. jakoś w sierpniu chyba oceniałam dziewczynę, która napisała mi w komciu, że ona już nie wie, co ma zrobić z menu, bo na jednej ocenialni jej powiedzieli, że podstron ma być dużo i mają mieć fikuśne nazwy, a ja ją za to zjechałam, więc ona nie wie 'jak ma być'. z jednej strony fajnie, że ludzie chcą się doskonalić, ale zgłaszanie się do całej masy ocenialni - w tym kiepskich - może zrobić człowiekowi spore kuku. no i niemożebnie rozbuchać mu ego xd kocham ludzi, którzy strzelają foszka, a potem chodzą i mówią, że ta ocenialnia jest do chrzanu, bo go źle oceniła, więc on - na złość tej ocenialni, rzecz jasna - nie zastosuje się do rad. niech ocenialni będzie przykro, bo, wiadomo, to ocenialni blogasek i to ocenialni powinno zależeć na tym, żeby był dobry... oh, wait xd
w każdym razie mam nadzieję, że sobie jednak z tym blogaskiem poradzisz :D
jeśli o mnie chodzi - miałam się wziąć za siostrę pottera, ale sam pomysł mnie tak uwiera, że muszę się za to zabrać, jak będę miała czas przeczytać cały blog z dwa dni, inaczej się nie wkręcę, a wkręcenie to jedyne, co mnie w tym przypadku może uratować. nie wykluczam, że się wkręcę. po prostu boję się co będzie, jeśli się nie wkręcę xd a to ma 150 stron! okay, czytałam 'być huncwotem', które miało 350+ stron, ale tam się szło wkręcić [i syriusz był] xd
Powrót do góry
Zobacz profil autora
l-e-l
błędny ogniczek
błędny ogniczek



Dołączył: 22 Sie 2013
Posty: 73
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 15:00, 18 Wrz 2013    Temat postu:

Ach, no tak. Głupia i bluźniercza ja! Jak mogłam zapomnieć, że kobiety nie mają absolutnie żadnych zainteresowań seksem - robią łaskę mężczyźnie, że w ogóle może je za rączkę wziąć. A przy tym ile rumieńców i nerwowych chichotów! Uch. Ale to prawda. Kobieta w towarzystwie nie powinna mówić, że lubi seks, myśli o seksie i tak dalej, bo od razu nazywają ją zboczoną i dziwnie patrzą. Wiem z własnego doświadczenia xP O rany!, jak mnie wkurzyło to z tym naturalnym talentem Any do robienia lasek. Na szóstkę. I jaka dumna. Wsadź se w rzyć dyplom z wyróżnieniem, skoro potrafisz zrobić dobrze loda! Tak! Takie powinnyśmy mieć priorytety, drogie panie. W każdym razie! Stąd właśnie bierze się ta asekuracja i na siłę upychanie 50sog na półce z literaturą. Do tego doszłyśmy. Chyba też trzeba rozdzielić reklamę produktu od samego produktu. Chociaż to też nas stawia w dość kiepskim świetle, skoro coś takiego jest reklamowane jako wzór kobiecości - a może tylko reklamodawców? Przynajmniej na okładce są szczerzy - mówią, że to najlepiej sprzedająca się książka, nie najlepsza xP

Myślę, że bym się domyśliła, o jaką rękę chodzi. Może dużo robotów, ale tylko jeden złoty, o ile dobrze pamiętam (-: Jamiemu (Jamie'owi?) nic nie przyjdzie z tego, że ręka mu się nie podoba i że jest nieporęczna - za to ja go kocham za to jeszcze bardziej! Będzie narzekał i się krzywił, a ja go uwielbiam, jak on narzeka ;-D
Zastanawiam się, co Varys ma do Westeros. Dlaczego chce dobra Westeros. Może chodzi o to, że ludzie zawiedli go, więc podporządkował swoje życie jakiejś idei? Myślisz, że mogłoby tak być? Czy on może mówił o tym, a ja to jakimś cudem przeoczyłam? Też można dodać do tego niezadowolenia z nowego króla to, że wiele rodów nadal popiera Targeryenów, tylko że się z tym nie chwali. I tak samo ludzie prości - teraz jest źle, więc pewnie wcześniej było lepiej, złego się nie pamięta. (znamy to trochę z doświadczenia, bo przecież za komuny to było tak fajnie). Tylko że wszystko wydawało się być cacy za rządów Roberta. Ten cały burdel zaczął się po jego śmierci. I, zauważ, gdyby udało się uratować synka Cersei i Roberta, nie byłoby gry o tron. Dziedzic to dziedzic. A tak - mamy troje bękartów, więc wielu oskarżyło Cersei o zdradę i miało w sumie prawo upominać się o tron. Stąd ten burdel, nie z powodu posadzenia na tronie Roberta. Także może dopiero po śmierci Dużego Jelenia Varys uznał, że lepiej będzie wyciągnąć Targeryenów z rękawa, żeby załatwili ten burdel i zaprowadzili porządek. Bo jeśli nie da się odbudować tego od wewnątrz (a się nie da), to może od zewnątrz. Może też stąd współpraca Varysa przy zamachu na Dany. Albo to przykrywka. Może Varys już wiedział, do kogo Jorah czuje miętę i wiedział na sto procent, że Dany i tak przeżyje zamach. To by w sumie pasowało (-; Jeśli Gryf byłby uzurpatorem, byłoby naprawdę ciekawie. Noale zobaczymy. Martin by się nie dał zjeść, ludzie boją się krzyczeć, bo im kolejnego Starka zabije.
Aj, nie wiem, jak to jest z tym dziedziczeniem. Ale Dany ma smoki, więc twój argument, Gryfie, jest inwalidą :-D
Jeśli chodzi o gryfońskość... Martin pokazał juz wiele razy, że w grze o tron tacy Gryfoni giną, więc w sumie nie zdziwiłabym się, gdyby Gryf miał tylko być strażą przednią Dany. Wkracza z armią, ale przegrywa, potem wchodzi Dany. Dany chyba może za dużo namieszać, żeby jej się pozbywać. Hm. Plan oficjalny miał chyba połączyć Gryfa z Dany węzłem małżeńskim, o ile dobrze pamiętam. Po rozmowie z Tyrionem Gryf powziął się na atak. Na razie jest w tym miejscu, więcej nie wiem. Może tak miało być? Może Varys liczył, że stanie się właśnie coś w tym stylu?
Dlatego pewnie nie będzie to śmierć w zamachu, pewnie jeszcze poczeka na samowykończenie się chłopca lub tak właśnie to zaaranżuje. Bo masz rację co do tych lordów - i tak miał z nimi mnóstwo problemów. Ale teraz właśnie też zaczęłam się zastanawiać, dlaczego by nie wydać Sansy za Arryna? Chodzi Petyrowi o zrzucenie takiej bomby? - "haha!, to nie moja córka, cioły, to Sansa Stark", a nie miałoby to takiej siły, gdyby ją wydał za Jona?
A właśnie, biedny Rickon, wszyscy o nim zapomnieli. Chyba Biały Port będzie dysponował Rickonem, a wiadomo - Rickon to facet. Także Petyrowi może nie wyjść, ale liczę na to, że ma te wyjścia awaryjne i nie zostawi tak tej biednej Sansy, gdyby coś nie wyszło. I wydaje mi się, że musiałby już udowodnić konkretnie, że Jayne nie ma w ogóle prawa do Winterfell, żeby tych Boltonów stamtąd wykurzyć. A może właśnie Stannis nas zaskoczy i wygra? Jak ktoś z takimi zasadami mógłby zignorować fakt powrotu prawowitych dziedziców?
8 sezonów to chyba rozsądna liczba. Chociaż w 4 będzie dużo wydarzeń do przedstawienia, ale niby dlaczego nie miałoby im się udać? Ach!, przecież tomy są na książki podzielone, a książek już jest osiem, a tu jeszcze dwa tomy. A HBO chyba idzie książkami, nie tomami. A, wiedziałam, że coś z tym Boltonem mi nie pasuje - tylko nie pamiętałam co. Rzeczywiście może być z tym różnie, ale wydaje mi się, że nie będzie to jakoś znamienne. W serialu po prostu podkręcają dramę, jak tylko mogą. Co do planu to ja jak najbardziej wierzę, że plan jest. Tyle czasu z sagą i nie mieć nic wymyślone naprzód? To trochę tak, jakby sobie plapki na mózg założyć, żeby nie myślał xP Mówisz o Czystej...? Mnie tam się podobało, chociaż w ostatnich sezonach idą bardzo na łatwiznę, nie podobał mi się ostatni bardzo, bardzo. Książkę próbowałam, jak mówiłam, ale na dałam rady. Może się skuszę (-;
Nie napisałam, że są nieskazitelni. Mnie wystarczy, że pragną być fair w tej całej grze i w tym całym burdelu. Ten świat jest tak niefair, że miło poczytać o ludziach z kręgosłupem moralnym I z jakimiś emocjami (dlatego Stannisa nie włączam do mojej enklawy xD). Czasem miło poczytać o ludziach, którzy mają honor. Chodziło mi zwyczajnie o ludzi, których motywacje nie kończą się na potędze, pieniądzach i dupach. I o co chodzi z Brienne? D: Matko... dzisiaj dopiero to przeczytałam. Czy to jakaś pułapka na Jamie'a (Jamie'ego?)? ;_;
Może chodzi po prostu o jakąś moc będącą w opozycji do mocy smoków? Moja siostra pokłada wielkie nadzieje w Branie, chociaż ja bym w sumie wolała nie pamiętać o tym wątku. Ale rzeczywiście, jeśli widzieć dwie zwalczające się siły i jedną ze stron byłyby smoki, to druga musi ukrywać się gdzieś na północy. Byłoby zaskoczenie, gdyby okazało się, że są nią właśnie te drzewa i Bran. Lub właśnie Bran mógłby ją zatrzymać, chociaż nie wiem, jak ma to zrobić zrośnięty z drzewem. Drzewa nie są chyba zbyt waleczne...
Greatjoyowie zdecydowanie nie są na tyle subtelni. Gdyby Victorionowi (jakmutam) się udało, podejrzewam, że przybyłby na Pyke z dziewką, smokiem i starał się pokonać Eurona, bo uważa, że nie jest dobrym władcą. No i po drodze kilka wysp można obrobić :-D Też bym nie doszukiwała się tu większych spisków. Z drugiej strony nie zdziwiłabym się, gdyby Dany poderżnęła mu gardło, gdyby sobie ją ot tak wziął. Wiele można jej zarzucić, ale nie to, że stanie się tak ot dziewką marynarza i zrobi to, co jest dobre dla innych, a nie dla niej i jej ludu. A potem odleciałaby na swoim smoku ku zachodzącemu słońcu...
Też nie myślę, żeby postawa Dany to był powód do katastrofy. Bardziej podoba mi się to, w jaki sposób Martin weryfikuje tę postawę.
Albo Stannis robi to, co powinien (ew. musi).

Biedny Stefek. Jaworski miał jedno wznowienie jakoś w 2000 roku, ale tam jest tyle błędów, że aż wstyd! Badania [sic] doktora Lipka - wtf? A wydawnictwo ponoć duże i szanowane.
Miałam zamiar właśnie podeprzeć się przykładami bliskimi Irzykowskiemu (i tutaj na pewno się Grabińskiemu przypatrzę ;-D) i zrobić taki myk, żeby wybrać coś zupełnie nieirzykowskiego i pokazać na tym, że teorie Irzykowskiego można przykładać praktycznie do całej literatury. Ale zobaczę, co mi powie jeszcze promotor.
O nie! Kupiłam niebieskie przykrywki... I klops (z sosem żurawinowym xP). Też tak myślę: stałam się kobietą w tym momencie. Ale jak się będzie miało potójne okienko, to trzeba w końcu dorosnąć.
Zmieniacz czasu jest dobry - mam takich przypadków co prawda tylko dwa, ale i tak boli. Zostaje mi jeszcze następny rok i potem już nie dam rady na nie chodzić. Zawsze musi być coś. Ale chyba jest tak, że rzeczywiście cztery "wyrównawcze" i jeden sobie dobieram w tym semestrze. Przynajmniej punkty ECTS mi tak wyliczyły.
Zgadzam się, inauguracje są straszne. I jeszcze ten tłum zupełnie obcych ludzi, pasowałoby do kogoś zagadać, ale w zasadzie to nie wiem, może ktoś sobie nie życzy? Znowu przegapiłam rejestrację na oguny... a miałam upatrzony ogun z modernizmu! Szlag. Chciałam zrobić jeden w tym semestrze, drugi w następnym, ale wychodzi na to, że dwa w letnim. A w letnim nie ma takich ciekawych. A internetowe już zapełnione. Wszystko zapełnione... ech. Oj, już za dwa dni rejestracja, więc świruję strasznie. Najbardziej chyba męczące i stresujące na studiach jest rejestrowania na zajęcia przez USOS.
Tak, też się będę tej wersji trzymać. Polon nie ma tu nic do rzeczy ;-D
No, ja podeszłam. W sumie nie pomyślałam o zewnętrznym - ludzie narobili mi tyle nadbudowy, że muszę, że trzeba, że już, bo nikt nie zdaje. No więc sobie zdałam i zdałam marnie xP
W takim razie jak tylko się zapiszę, to dam znać, o co z tym chodzi. Ale to chyba w następnym roku dopiero. Ale w sumie mam dość bliską koleżankę, która teraz będzie na ostatnim roku, więc już musi się na to zapisać. Gdyby coś mówiła, to postaram się donieść (-;

Nie, nie jest to 222, ale chyba podobne 195. No - okaże się.
Niestety nie mam autorytetów z kulturoznawstwa, ale myślę podobnie. Podobnie jest ze wszystkimi humanistycznymi kierunkami, z filologiami, filozofiami i tak dalej. Myślę, że dużo wyniosę z tych studiów. A jak mi się nie spodoba, po prostu zrezygnuję. Tego planu się trzymam.
Tak, tak mi się wydaje, że skandynawistyka tylko w Gdańsku. Moi rodzice o tym niestety nie wiedzą. Napalili się na tę wysepkę na Morzu Bałtyckim (-; Mnie tam wszystko jedno - Szwecja jest piękna i rzeczywiście mogłabym tam żyć, chociaż strasznie drogie jest żarcie. Byle był dostęp do internetu, żebym mogła się alienować xP

Ja uciekłam do przemiłej kobiety, więc nie było tak źle. No, oprócz tego, że nie zaliczyłam kolokwium xD Pierwszy rok w ogóle był ciężki.
Związki zawodowe chciałyby, żeby ludzie dostawali pieniądze za nicnierobienie. Bardzo mądre, nie powiem. A, i chcieliby, żeby kobiety przechodziły na emeryturę tak około 50-tki, a mężczyźni pięć lat później. Żeby mieli 10 zł emerytury na miesiąc chyba i umrzeć z nudów w wieku 51/56 lat. Takie totalnie typowe myślenie komunistycznymi kanonami - wszyscy po równo, wszyscy dużo, nikt nic nie robi. Wkurza mnie strasznie, bo ja pracowita raczej jestem, chociaż czasem też mam dość i wolałabym sobie poleżeć i pogapić się w niebo. W telewizję dla ćwierćinteligentów (nawet za bardzo nie wiem, jak tam teraz ramówka stoi) nigdy w życiu - chyba że to Pingwiny z Madagaskaru xP
Kurde, bo mnie świerzbi, żeby przeczytać całość i ponarzekać jeszcze na tę książkę. Ale chyba tylko Jenny przeczytam ;-D

Teraz by mi pasowało mieć stypendium, bo wtedy nie będę płacić za studia, ale nie zamierzam się zabijać - w końcu po coś się te pieniążki odkładało. Może w jakimś naukowym niebie zostanie mi policzone, że nie wydawałam na pierdoły tylko na edukację. Ten IKP trochę mi tu psuje, ale ja z zamiłowania idę xD Aj, ludzie się zabijają o te piątki, wiem coś o tym. Mam taką znajomą, która potrafi za piątkę pokłócić się z wykładowcą. Jakoś mnie nie przekonuje kłócenie się z człowiekiem o tyle ode mnie mądrzejszym.

Biedny Przybyszewski... jest mu przykro teraz, na pewnoxD
Żeromski o tyle mi nie wadzi, o ile nie przesadza z tymi swoimi opisami i egzaltowaniem. Ale nie czuję kolesia. Dużo bardziej interesujący moim zdaniem jest Sienkiewicz, jeśli już mówimy o klasykach (-:

Będę szybko uciekać, jeśli spuści psy. Dziewczyna dostała dobrą ocenę od Chiyo, więc raczej się nie przejmie tym, co mam jej do powiedzenia. Poza tym boję się komentarza w stylu: "Ale to fantastyka, mogę robić, co chcę". Bo z jednej strony ciężko polemizować z takim betonem, z drugiej wkurza mnie niepomiernie takie podejście.
A co do tych młodych i podatnych. Jeśli ktoś rzeczywiście potrafi myśleć samodzielnie, to kapnie się, że ocenki piszą ludzie o różnych gustach i najważniejsze to być wiernym sobie. (w sumie dlatego też nie oceniam takich rzeczy, które w 99% zależą od gustu jak szablon czy dodatki; poza tym - co mi do tego? ocena ma dotyczyć opka, prawda?). A jeśli ktoś nie posiądzie tej wiedzy, wierzę szczerze i mocno w to, że w takim razie nie powinien pisać. Pisanie to przede wszystkim myślenie, później jakaś wrażliwość. Na pomysł może wpaść każdy, ale nie każdy wyciągnie coś z niego, nie każdy potrafi wyciągać wnioski z obserwacji i mieć na tyle wrażliwości, żeby wczuć się w postaci. Ale zboczyłam z tematu xP takie chamiszcza, co to krytyki przyjąć nie potrafią, to są zabawni w sumie. Pewnie robi się przykro, bo człowiek się napracował, ale strata w sumie ocenianego. A jak ktoś chodzi i mówi o ocenialni, to zawsze jakaś reklama (-; Pamiętam, jak dawno temu publikowałam opko i zgłaszałam do ocenialni i dostawało ono noty takie plasujące się w środku. I raczej mówiono, że nudne, że głupie itd. Znajomy wszedł na mojego bloga z myślą, że się pośmieje z grafomanki, a pozostał dość wiernym fanem tego opka. Także - dobrze, jak mówią xD
Podobno jest taka teoria, że Hermonia była tak naprawdę córką Potterów, tylko musieli ją po ich śmierci zainstalować w rodzinie mugoli. Strasznie poroniony pomysł, moim skromnym. Opko, które oceniam ma ponad 400, więc wierzę, że dasz radę. Jak ja dałam ty też dasz - o, na tej zasadzie.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
sylville
grupa trzymająca władzę
grupa trzymająca władzę



Dołączył: 03 Kwi 2013
Posty: 383
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: mazowsze

PostWysłany: Śro 19:38, 18 Wrz 2013    Temat postu:

nie wiem, skąd to rozpasanie obyczajowe, które sprawiło, że zapomniałaś, się wzięło xddd doprawdy! xddd ale racja, że w towarzystwie - czy w ogóle: publicznie - to źle widziane. spójrzmy nawet na biedną byłą posłankę beger, która lubi seks jak koń owies. i bardzo dobrze, niech lubi, ale społeczeństwo jej nie zapomni, że to powiedziała. o czym innym społeczeństwo pamięta? bo wydaje mi się, że mniej osób ma w pamięci te taśmy kompromitujące, cóż, kogośtam, które pomogła nagrać, a więcej właśnie to stwierdzenie. i fakt, że nie pamiętam, co to były za taśmy, ładnie potwierdzają to, co mówię. aż wstyd, że jestem takim dobrym przykładem xd
a lista priorytetów to w ogóle osobny temat, prawie tak obszerny jak kwestia nielubienia kobiet przez inne kobiety wyłącznie na podstawie tego, że teoretycznie mogą być konkurencją. bo sytuacja, w której czytelniczki chwalą anę, że tak 'dba, żeby nikt nie zabrał jej faceta', jest naprawdę przerażająco patologiczna. a reklamy - wiadomo, nie wzięły się znikąd, więc to takie błędne koło: kobiety chcą takie być - ktoś z reklamy to widzi i wykorzystuje - więcej kobiet chce takimi być - więcej osób z reklamy to wykorzystuje etc. jeśli reklamodawcy zobaczą, że duże grupy kobiet mają inne priorytety, to retoryka się zmieni. i racja, dobrze, że przynajmniej na okładce trzymają się faktów xd

okay, następnym razem będę konkretniejsza w swoich skojarzeniach xd
ale jaime jest taki bieeedny, no utulić to mało. i ja się nie dziwię, że narzeka, też bym narzekała [co jest zrozumiałe, bo ja narzekam na wszystko i zawsze xd].
wydaje mi się, że nic nie mówił - po prostu tyle, że on nie służy nikomu konkretnemu, on służy westeros. i możliwe, że podporządkował życie realizacji jakiejś idei dlatego, że zawiedli go ludzie. możliwe też, że ze względu na kastrację czuł się gorszy od ogółu ludzi i chciał uzyskać jakąś władzę nad nimi, a fakt, że był cudzoziemcem i nie miał własnego rodu, który mógłby poprowadzić ku zaszczytom, sprawił, że tak naprawdę nie miał większego wyboru. i tak uderzył wysoko, bo na stolicę. i tak zaszedł daleko, bo wszyscy wiedzą, kim jest, i się z nim liczą. być może koncepcja służenia westeros przyszła później; może najpierw wystarczała mu władza. i przecież zaszedł tak daleko właśnie za rządów targaerynów. nie posuwałabym się jednak do stwierdzenia, że widać tu jakąś lojalność wobec tego rodu, bo pewnie gdyby próbowali się pozbyć varysa, to zrobiłby wszystko, żeby im zaszkodzić, ale być może istnieje tu pewna sympatia, która - jak długo współgra z planami dbania o dobro westeros - będzie warunkowała poglądy varysa na kwestię tego, kto powinien siedzieć na tronie. [chociaż pamiętajmy, że hipotetyczna sympatia do targaerynów nie powstrzymała varysa od zamachu na dany, ale o tym jeszcze niżej będzie, bo logiczniej. a miarę xd].
za rządów roberta nie było oficjalnie żadnych buntów i nikt nie marudził, bo na tronie siedział facet, który obalił naprawdę potężny ród. facet, który się nie cackał. to nic, że się roztył i chodził pijany - nadal wszyscy mieli w pamięci, że wygrał pod trydentem, że stłumił bunt balona greyjoya, że wziął ten tron dla siebie. nawet jeśli w pewnych rodach pozostały protargaerynowskie sentymenty, to bezpieczniej było je ukryć. zgadzam się, że gdyby dziecko cersei i roberta żyło, to całej gry o tron by nie było - albo, kto wie, może byłaby, ale na mniejszą skalę, ale wtedy siły rozkładałyby się zupełnie inaczej xd ale na pewno masz rację w kwestii tego, że gdyby wszystko było cacy po śmierci roberta, to varys nie zrobiłby nic, żeby ujawnić młodego gryfa. po co naprawiać coś, co funkcjonuje całkiem nieźle?
i looool, podoba mi się ta wersja zamachu :D ja wiem, że varys wie wszystko lub prawie wszystko, ale tego chyba nawet on by nie przewidział :D
pewnie, że dany ma smoki i to stawia gryfa w gorszej sytuacji, ale pamiętajmy, że dany ma też pluszaste serduszko. a w końcu to jej rodzina! cholera wie, jak by zareagowała. nie mówię, że rzuciłaby się na szyję, ustąpiła miejsca w kolejce i jeszcze dała smoka w prezencie, ale mogłaby chcieć w jakiś sposób współpracować xd
cholera, ja się już gubię, kto chce wziąć ślub z dany, a kto nie. za dużo chętnych xd ale podoba mi się pomysł, że gryf to straż przednia. wszyscy pomyślą, że ha, zabity, zagrożenie zażegnane, a tu się zjawi dany i jej smoki. i nie wiem, na co w sumie liczył varys. może na to, że gryfa da się lepiej kontrolować. bo nie podejrzewam, żeby varys od początku zakładał, że jego as z rękawa wcale nie będzie asem i posłuży tylko jako mięso armatnie. mięsa armatniego się nie pielęgnuje przez tyle lat z taką troską, dlatego wydaje mi się, że jednak gryf się za bardzo wyrwał spod varysowej kontroli, skoro grozi mu, że zostanie mięsem armatnim.
ale z bombą byłby problem taki, że w westeros nikt nie wpadł na to, by wprowadzić dowody osobiste xd petyr może sobie mówić, że to sansa stark, ale cholera wie, ile osób mu uwierzy. minęło w końcu X czasu odkąd sansa i arya wyjechały do king's landing, obie w tym czasie dorastały i się zmieniały. skoro nikt poza theonem nie zorientował się, że arya to nie arya [bo nikt się nie zorientował, prawda? tzn. pamiętam, że ten facet na M z bodajże white harbor coś kręci przeciwko boltonom, ale nie pamiętam co i jak], to nawet gdyby petyr - jako lord eyrie - powiedział, że sansa to sansa, to nikt nie będzie tego na 100% pewny. zwłaszcza jeśli jednocześnie powie, że arya to nie arya. będzie tylko zamieszanie, część uwierzy, część nie uwierzy, zaraz się zaczną jakieś bunty i inne walki - zamieszanie, krew i brud, a to nie styl działania petyra. do tej pory wszystko załatwiał poza sceną główną i raczej czyściutko. wydaje mi się, że w tym przypadku też tak będzie - sam na pewno nie doprowadzi do rzezi, a jeśli by było trzeba, to załatwi to tak, żeby krew była na cudzych rękach. w końcu papcio lannister ładnie rozegrał sprawę starków i freyów. a petyr, nawet jeśli nie budzi takiego strachu, jaki budził tywin, preferuje podobne działania xd także nie mam pojęcia, jaki jest plan, bo wybicie boltonów co do nogi byłoby trudne xd
o właśnie, ten na M to ten od rickona! wiedziałam, że kojarzę wątek xD no i samo odnalezienie rickona oznaczałoby, że jayne-arya nie ma praw do winterfell. ale znów - udowodnić, że rickon to rickon. może ja widzę problem tam, gdzie go w ogóle nie będzie; może wszyscy przyjmą to 'zmartwychwstanie' rickona [bo przecież on i bran uważani są za zmarłych] za logiczne. może jednak nie xd na pewno plusem jest, że po rickona wysłano ser davosa, więc stannis oblegający winterfell ma sens, jeśli oblega je w imię prawowitego dziedzica. okay, obleganie winterfell zimą to pomysł porobiony i nadal nie spodziewam się, żeby stannis miał jakieś szczególne szanse, chociaż ma po swojej stronie człowieka, który zna winterfell jak własną kieszeń. zastanawiam się, czy istnieje np. drugie wejście do krypt - w końcu krypty znajdują się pod całym winterfell, gdyby dostać się do nich, cała reszta akcji byłaby o wiele łatwiejsza. z drugiej strony - ktokolwiek projektował winterfell nie zostawiłby takiej dziury w projekcie. mózg mi się przegrzał od tego myślenia [i od gorączki, nienawidzę pseudojesieni xd].
problem w tym, że tomy podzielone są na książki tylko w polsce - sam martin jedynie trójkę podzielił na dwie części, reszta tomów wychodziła jako jedna książka. nasze urocze wydawnictwo nie-pamiętam-które po prostu chce zarobić xd dlatego też wydaje mi się, że 4 i 5 tom można spokojnie upchnąć w 2 sezony, w końcu nie działo się w nich tak wiele. ba, może w sezonie 4 już zaczną wprowadzać któreś wydarzenia z tych tomów, żeby później na pewno dać radę wszystko spokojnie rozpisać. i jasne, podkręcają dramę, ale nie wiem, czy z tego nie będzie jakichś komplikacji - bo czy w serialu bolton nie dostał harrenhall? [pytam, bo nie pamiętam]. w książce dostał je slyth, a potem littlefinger. i, wbrew pozorom, to ważne, kto tam jest lordem xd z drugiej strony coś mi się może mieszać, a martin jednak trzyma rękę na pulsie, więc gdyby scenarzyści chcieli zrobić coś koszmarnie koszmarnego, to pewnie by ich powstrzymał xd nawet jeśli przez to trzymanie ręki na pulsie wolniej pisze szósty tom, to naprawdę doceniam, że tyle uwagi poświęca serialowi. [i yup, miałam 'czystą krew' na myśli, taka subtelna jestem ;) w serialu bardzo skrzywdzili i bohaterów, i świat, i mnie też przy okazji xd].
okay, racja - nie nieskazitelni, ale czystsi i bardziej wierni swoim przekonaniom. równie ginący gatunek w westeros xd i też prawda, że miło czasem o nich poczytać - tak dla odmiany od tych wszystkich manipulatorów i innych ludzi głodnych władzy xd
i wygląda na pułapkę. i to taką groźną. to był chyba jedyny moment w piątym tomie, kiedy naprawdę zaczęłam się o kogoś martwić. no przecież nie mogą mi jamie'ego [jaime'a? nie wiem xD] zabić! </3
pokładanie nadziei w branie to trochę jak moje zaglądanie do lodówki co kwadrans - też zawsze pokładam nadzieję w tym, że lodówka się sama napełni xd bran się drzewuje, a drzewa nie mają zbyt wielkiego udziału w większości bitew. no, pomińmy drzewców z lotra. drzewa mają niewiele zastosowań taktycznych xddd i zgadzam się, że o wątku brana lepiej by było nie pamiętać.
ale victarion stwierdził chyba w którymś rozdziale, że nie może się euronowi sprzeciwić, bo euron jest królem/szefem/władcą/whatever i to nieładnie się tak sprzeciwiać władcy. a przynajmniej sprzeciwiać się wprost xd w każdym razie w ogóle nie widzi mi się triumfujący victarion, choć martin może mnie ładnie zaskoczyć, czemu nie. akurat w przypadku tego wątku przyjmę z radością każde zaskoczenie ^^
o, i racja, sposób weryfikowania postawy dany jest naprawdę świetny. i to kolejny powód, dla którego nie mogę doczekać się szóstego tomu. będzie, na moje oko, weryfikacja weryfikacji postawy xd

zaczęłam się aż zastanawiać, jakie ja mam wydanie romana, ale wyszedł mi był i nie wrócił jeszcze, to nie sprawdzę. bo zrobiłam manewr stulecia - przeczytałam skany/fotki, po czym kupiłam książkę, bo uznałam, że, oczywiście, muszę to mieć na półce, w końcu mogłabym którego dnia zapragnąć przeczytać. jeszcze nie zapragnęłam, więc nie mam pewności, czy czegoś w tej wersji nie ukrzywdzili xd
okay, to brzmi naprawdę ciekawie. trochę roboty z tym będzie, ale powinny być fajne rezultaty. myślę, że promotor się zachwyci, bo raz, że o irzykowskim wielu prac nie było, a dwa, że sam pomysł jest ciekawy i zakłada naprawdę bliską pracę z tekstem i jakiś głębszy namysł, a w efekcie powstanie coś ciekawszego od kolejnej wersji 'motywu drogi/domu/selera w literaturze okresu X'. no dobra, o motywie selera też mogłabym poczytać, to brzmi na tyle uroczo, że mogłoby mnie zainteresować xD
pojemniki z niebieskimi nie są czasem okrągłe? bo pamiętam, że miałam poważny dylemat i albo wygrało to, że zielone były prostokątne, albo to, że tańsze, nie pamiętam xd obydwa argumenty brzmią teraz przekonująco. no i zielone były, zielony to taki ładny kolor. i, o matko, potrójne okienko? toż to osiwieć można. nawet nie wspomnę, że po takim okienku człowiek jest bardziej zmęczony, niż by był, gdyby w tym czasie miał cały czas zajęcia. pamiętam, że na 'literaturę w świetle nowych badań' trzeba było tak długo czekać i brakowało mi już pomysłów, co w tym czasie robić - bo ani się przespać, ani przez cały ten czas czytać, bo nie ma wygodnych foteli, ani seriale oglądać, bo bateria w komórce padnie [to były dla mnie ciężkie, przedlapkowe czasy xd]. brr. wszystkie okienka są straszne, ale takie chyba najgorsze xd
na następny rok nie ma co liczyć. ja tak dwa lata odkładałam zapisanie się na ogun o wikingach w instytucie archeologii i w tym roku go zlikwidowali. cholera by ich, a tak chciałam...! no dobra, nie aż tak, żeby rezygnować z wolnego dnia, ale chciałam xd
punkty ects - jakkolwiek smutno to brzmi - zawsze mają rację. zwłaszcza odkąd przeliczają je na złotówki i robią z nimi inne cuda. poza tym to by było nie fair, gdybyście musieli robić o 4 przedmioty więcej niż reszta roku tylko dlatego, że jesteście nowi. jakiś rzecznik praw studenta by się mógł tym zainteresować czy coś xd a ikp jest na tyle prostudencki, że nie podłożyłby takiej świni.
ja tuż przed inauguracją poznałam chyba ze trzy osoby i przez pół inauguracji zastanawiałam się, czy mają mnie za idiotkę, bo to było wtedy, kiedy stresowałam się poznawaniem nowych ludzi xd nie, serio, inauguracje są gorsze od obron. ktoś powinien to władzom uświadomić xd
ojej, może jeszcze włączą giełdę? poza tym zawsze można iść do prowadzącego i poprosić o dopisanie podaniem, w większości przypadków to działa :) szkoda marnować ogun, na który chciało się chodzić, a potem robić coś tylko po to, żeby było. no dobra, ja tak czasami robię, ale wiem, że to złe i człowiek się od tego robi smutny, bo nie wie np. wszystkiego o wikingach xd a jeśli chodzi o rejestracje przez usos, to tego właśnie będzie mi brakowało, jak już zakończę romans z uw. jasne, człowiek odświeża jak głupi, ale zawsze jest ten element niespodzianki - ruszy czy nie ruszy? da radę czy nie? no i do tej pory tylko raz poniosłam porażkę w walce z usosem, ale zupełnie nie ze swojej winy [dorzucili przedmioty z jednej kategorii do drugiej spontanicznie koło 9 rano, nikt nic nie powiedział, a jak zajrzałam, to już było po wszystkim - na polonie by czegoś takiego nie zrobili, więc mam naprawdę duży szacun dla ogarnięcia polonowych rejestracji xd]. o, i będę wdzięczna za informacje o translatoriach. naprawdę mnie ciekawi, jak to będzie wyglądać w praktyce :)
a egzamin ceryfikacyjny nie musi w tym wypadku być ładny, musi tylko być zdany. ale może przygotować do walki z zewnętrznymi certyfikatami, bo skoro z tamtejszym use of english człowiek sobie dał radę, to da sobie z każdymi radę xd
o, dobry plan z tym 'jak nie będzie fajnie, to zrezygnuję'; powtarzałam sobie tak z krymino, ale nigdy nie byłam dostatecznie pewna, że nie jest fajnie, by zrezygnować xd
uff, czyli jednak to nie tak, że mnie coś ominęło. nie wiem, jak bardzo ukończenie skandynawistyki otwiera drogę do własnej wysepki na bałtyku, ale chętnie bym w posiadanie takiej wysepki weszła xd ba, i bez wysepki bym na skandynawistykę poszła, ale nie taką oddaloną od parę godzin drogi od domu xd

oj tak, pierwszy rok był koszmarnie ciężki - i ten przymus czytania wszystkiego, co jest na liście lektur [potem podchodziłam do tego bardziej swobodnie], i ta niemożność odnalezienia się w nowej rzeczywistości. ale przeżyłyśmy, jest dobrze :D i zazdro, mnie ani jedna, ani druga miła pani nie chciała przeegzaminować. ale ostatecznie też dobrze trafiłam. nawet jeśli błyśnięcie wiedzą mi nie wyszło, to przynajmniej miałam to z głowy bez przeogromnych stresów, które przeżywali ludzie z mojej grupy.
taaaa, czyli w związkach zawodowych nic się od '95 nie zmieniło xd i nie no, z jednej strony dobrze, że ktoś stoi na straży praw pracowniczych, ale nie da się mieć ciastka i zjeść ciastka - albo ma się dużo wolnego, albo ma się pieniądze za pracę. jasne, byłoby fajnie, gdyby zlikwidować umowy śmieciowe i w magiczny sposób stworzyć więcej etatów, ale tyle starczy, nie muszę mieć gwiazdki z nieba i emerytury w wieku lat 50. a nie jestem osobą szczególnie pracowitą - jak trzeba coś zrobić, to pewnie, stanę na uszach i to zrobię w terminie, ale jeśli nie muszę, to chętnie sobie leżę i gapię się w chmury. ale nie oczekuję, że ktoś mi za to gapienie się zapłaci. nie nadawałabym się do związków zawodowych :<
ooo, 'pingwiny z madagaskaru' są mega <3 ale są też w necie, więc wszystko cacy, można telewizję olać xd
a jeśli chodzi o 50sog - jeśli po lekturze jenny byłoby Ci mało, jeszcze jest [link widoczny dla zalogowanych]; właśnie robią drugi tom. nie są aż tak zabawne jak jenny, ale więcej cytują i częściej je trafia szlag xd

ale chyba wnioski dopiero będą składane, prawda? więc są szanse. życzę powodzenia :D ale słusznie też, nie ma się co zabijać o stypendium. pamiętam, jak moja koleżanka któregoś roku strrrasznie chciała mieć same piątki [w końcu miała 4.97] i była niemalże wrakiem człowieka, bo przed każdym kolokwium panikowała dużo, dużo bardziej niż ja, której było to obojętne. ale, o matko, kłócenia się z wykładowcą nie rozumiem. nigdy nie chodziłam za nikim i nie poprawiałam ocen, nie kłóciłam się i w ogóle byłam zen-masterem pod tym względem, więc o ile rozumiem, że komuś może zależeć, o tyle nie mieści mi się w pojmowaniu świata sytuacja, w której ktoś idzie i się kłóci. brrr.

sienkiewicz ma góry i doły, ale chyba już gdzieś o tym pisałam. ostatnio koleżanka mnie zachęcała, żebym dała mu drugą szansę i wgryzła się w listy z afryki, bo są bardzo dobre, pisane z zacięciem do reportażu etc. generalnie refleksja była taka, że gdyby sienkiewicz żył później, to byłby kapuścińskim. poczułam się źle, bo fragmenty czytałam i mnie nie powaliły, ale może zbyt mały wycinek czytałam. albo mam zbyt niewrażliwe serce, co też jest możliwe xd

taaa, bo wiadomo, fantastyka nie ma żadnych, ale to absolutnie żadnych granic. kocham to podejście. autoreczki ffków też tak miewają 'no to co, że postać nie przypomina tej z kanonu, ja piszę fan fiction, kanon mnie nie obchodzi' <3
o, o, podoba mi się Twoja opinia o młodych i podatnych. i to bardzo mi się podoba. bo ja żyję w przekonaniu, że pisać każdy może i co mi do tego [chyba tylko zmienionej mionce napisałam, żeby się ikebaną zajęła, ale to była zupełnie inna sytuacja i niech pierwszy rzuci kamień, kto by jej książkę kupił], w końcu jest wolny rynek księgarski, własnym nakładem można wydać wszystko itd., ale potem mi się 50sog przypomina i tak sobie myślę, że może jednak lepsze były czasy, kiedy pisali nieliczni i pisanie było rzemiosłem takim samym jak szycie, ślusarstwo czy bednarstwo xd ale promowanie myślenia mi się podoba jeszcze bardziej. myślenie ma kolosalną przyszłość, jak wielu klasyków mówiło xd i zgadzam się też, że takie gadanie robi reklamę - może w kontekście opowiadań nawet lepszą, bo faktycznie ludzie wchodzą, żeby się pośmiać, a się wkręcają.
o kurczę, takiej teorii nie słyszałam, ale lily jako córkę molly weasley widziałam, ginny jako córkę voldemorta, hermionę jako praprapra[...]wnuczkę roweny ravenclaw, hermionę jako córkę mcgonagall [!]... ludzie mają wyobraźnię :D
ałć, jak 400+, to ja nic nie mówię, bo nie przebiję xd szacun. i to mnie zmotywowało - okay, w takim wypadku poradzę sobie ze 150 stronami. jak tylko mi gorączka spadnie xd
Powrót do góry
Zobacz profil autora
l-e-l
błędny ogniczek
błędny ogniczek



Dołączył: 22 Sie 2013
Posty: 73
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 15:33, 19 Wrz 2013    Temat postu:

Jestem rozpasana, to prawda. Kajam się tu i przyznaję. Proszę nie bić w twarz! Jeśli chodzi o biedną posłankę, to w sumie trochę jest sobie winna, bo robiła sobie ciągle szopkę z polityki i polityków (kurwiki w oczach też jej, prawda?). Tylko tak się złożyło z tym seksem. Ale zawsze uważałam, że to porównanie jest strasznie zabawne i nie dziwię się, że weszło do obiegu. A błazna zawsze będzie się pamiętać po błaznowaniu (trochę zabrzmiałam jak Coelho, dla już trudno), nawet jak już zechce zerwać z tym błaznowaniem (patrz taśmy Beger).
Ale ja się dziwię, dlaczego "ty Charonie moderny!" Jaworskiego nie weszło do polszczyzny potocznej. Wyobraź jakie to byłoby epickie: ktoś cię obraził, a ty na to nie "chyba ty", tylko - "Charonie moderny!". Kompletnie nie ma sensu ;-D
Ciekawa jest sprawa z reklamami w różnych krajach. Widziałam to gdzieś na jakimś kwejku czy 9gagu. Porównywali reklamy dla dzieci. We Włoszech na przykład lalkami czy kuchenką bawią się tylko dziewczynki i wszystko jest różowe - od tła po skarpetki dziewczynek. W Szwecji natomiast jak reklamują na przykład teleskop zabawkowy lub tor wyścigowy to sceneria jest w neutralnych kolorach - np. zielony - a zabawkami bawią się i chłopcy, i dziewczynki. Na wykładzie z KJP (to było chyba a propos tego, czy język polski jest szowinistyczny) pani profesor też coś takiego mówiła, ale w odniesieniu do kobiet właśnie. W Polsce tylko kobiety reklamują (reklamowały, bo teraz to się zmienia) proszki do prania i płyny do mycia naczyń, a reklamy były tylko do nich kierowane. A łatwo chyba sobie wyobrazić, że skandynawki (?) by szły oburzone do agencji i kazały to zdjąć. Ale nie jestem pewna, być może mówiła o Włoszkach. Co jest ciekawe, jak się zestawi to z reklamami zabawek we Włoszech. Ale - jak mówiłam - nie pamiętam, czy to były Włoszki...
W sumie nie wiem, co to ma wspólnego z Aną Steel i jej priorytetami z rzyci lub XVIII-wiecznej, wiktoriańskiej Anglii, ale to ciekawe. Chyba też dlatego idę na IKP ;-D

To ja może już tutaj, bo zapomnę. Dzisiaj Jon powiedział, że siostra ma pierwszeństwo przed kuzynem, czyli płeć nie ma znaczenia - pewnie ma tylko między rodzeństwem, bo Mycella (ta z Dorne, córka Cersei; kiepsko z tymi imionami u mnie) jest starsza od Tommena. Czyli teoretycznie większe prawa ma do tronu Dany, nie Gryf. A praktycznie to pewnie potencjalny mąż Dany. (ja dalej nie wierzę, że ona wyszła za tego meereeńczyka).
Też mi wpadło do głowy, że przecież Varys uratował Tyriona - albo po prostu pomógł w ucieczce. Gdyby Varys nie wierzył, że Tyrion jest cenny dla Westeros (bo Tyrion ma dobre pomysły, jest mądry i inteligentny i nieraz udało mu się uratować Przystań mimo osobistych uprzedzeń), pewnie by go tam zostawił. Dlatego pewnie Varys dobiera ludzi, którzy są przydatni dla żelaznego, a jeśli go zawodzą - kieruje uwagę na kogoś innego. No nie wiem, mnie się wydaje, że ładnie to wymyśliłam (-; Dany jest ratunkiem od zewnątrz, dlatego skierował na nią oczy i wysłał tam Gryfa. Ciekawe tylko, czy rzeczywiście spodziewał się, że Tyrion wyśle Gryfa nie do Dany, tylko prosto do Westeros, czy to właśnie poszło nie po jego myśli. W końcu Tyrion i Varys mogą się ze sobą mierzyć.
Wszyscy wiedzą, że Jorah kocha Dany i Jorah jest oficjalnym królem friend zone. Myślę, że Varys musiał wiedzieć ;-D W Tańcu... tak mi go szkoda... Puściłabym mu Whitney Huston, zawinęła w kocyczek i nakarmiła tłustymi lodami. Biedny ;_;
To wydaje się prawdopodobne, że Dany by się podnieciła czy rozentuzjazmowała na wieść o drugim Targeryanie. Dużo zawsze pyta o swoich krewnych, chce wiedzieć, jacy oni są i tak dalej. Myślę, że nawet z ciekawości chciałaby nawiązać współpracę. O ideologii nie mówię - w końcu co dwóch to nie jeden. Może nawet wyraziłaby chęć wyjścia za niego? Z hodowlą wsobną nie miałaby problemów, bo wcześniej mówiła coś o ślubie z bratem. Coś, że zawsze myślała, że za niego wyjdzie. Także kogo obchodzą więzy krwi, jak tu weselisko się szykuje? :-D
W ogóle ciekawe, gdzie jest Varys! Bo nie wierzę, by zostawił to wszystko samemu sobie. Bez sensu. Racja, mięsa armatniego tak się nie pielęgnuje. Zastanawiam się, czy Gryf miał zostać rozpoznany przez Tyriona. Może to rzeczywiście wszystko mistyfikacja? Może miał być na tyle przekonujący, żeby odwrócić uwagę od Dany? Tylko po co go wysyłać do Dany (chyba że miał się znaleźć na statku z Tyrionem i miał nie dotrzeć do Dany i sam miał uwierzyć w to, że jest Targeryanem?). Może chodziło o zwiększenie szans na zaskoczenie? W końcu można tak dużą armię rozdzielić i zaatakować z dwóch stron. Może to tylko zabezpieczenie? - jedno zginie, pozostanie drugie? Ech... to chyba nie na mój mózg xD Wracam do pisania mojego ffka xD (założę blogasek, będę zgłaszać się do ocen i dodam ciebie i lysię do linków i będę wam komciać i będzie tak cudownie jak za czasów starego mylożka, ach!).
Pff, w opku, które właśnie oceniam rody królewskie mają specjalne magiczne kryształy, żeby wszyscy wiedzieli, że to ród królewski. How convinient! Sansę wiele ludzi w Królewskiej Przystani widziało - była na każdym ślubie (i swoim xP). Kto w Królewskiej widział Aryę? A Jeyne? - Martin nic nie pisał, że przedstawiano Jeyne jako Aryę na dworze (bo pewnie się bali, że ktoś rozpozna w niej koleżankę Sansy). Dziewczęta są w tym samym wieku, a wiadomo powszechnie, że Arya była kilka lat młodsza od siostry. Ponadto charakterystyczny kolor włosów Sansy, który ciężko podrobić. Myślę, że gdyby Petyr się uparł, dałoby się udowodnić, że to Sansa. Musiałby mieć chyba jednak wielu wiarygodnych świadków. I tak - tylko Theon zorientował się, że to nie Arya, choć Martin daje do zrozumienia, że wiele osób - na czele z Ramseyem - domyśla się, że to nie Arya, ale to chyba politycznie bardzo na rękę wszystkim rodom, więc siedzą cicho. (i pewnie boją się Boltonów). Nie no, też myślę, że Petyr zdecyduje się wszystko załatwić czysto i po cichu. A za najbardziej prawdopodobne na teraz uważam, że będzie czekał - aż wykończą się nawzajem Boltonowie ze Stannisem w Winterfell. To chyba dość racjonalne wyjście.
Ciekawy jest motyw "ducha" z krypt Winterfell. Może rzeczywiście jest tam jakieś przejście i można Boltonom podłożyć jakąś świnię lub zwyczajnie kraść zapasy. Ja mam wrażenie, że oni sie nawzajem wykończą. Nie bardzo wiem, jakby to miało wyglądać, ale ta zima, ci ludzie, to wszystko - niech się wykończą xD Rickon ma wilkora - ile jest wilkorów, które nie zjadają ludzi, tylko są ich zwierzakami-pluszakami? Tylko Starkowie mieli takie wilkory. Jest też Osha, ale nie wiem, na ile jest dobrym świadkiem (w końcu dzika, poza tym nikt tam się służącym nie przypatruje). Trzeba też pamiętać, że Starkowie to są jednak dzieci jednego z większych lordów. Byli widziani, być może było to dawno, ale z siostrą ostatnio jakoś liczyłyśmy i nie wyszło znowu tak wiele czasu - z trzy lata odkąd Ned został namiestnikiem. Jak bardzo człowiek zmienia się w tym czasie? Nastolatek pewnie się zmienia, ale nie aż tak. [peudojesień jest okropna, ja smarkam od początku września i nie mogę przestać =/].
A, to w takim razie nie wiedziałam, że są podzielone tylko w Polsce. Zysk i s-ka chyba wydaje Martina. Czy Harrenhall nie należy wciąż do Petyra? Coś się zmieniło? - kompletnie to przegapiłam w takim razie W serialu chyba było tak samo. Zresztą, też nie pamiętam. Siostra siedzi obok i mówi, że Bolton dostał po prostu północ, Petyr ma Harenhall. Martin jest jednym ze scenarzystów serialu, więc wierzę, że sobie poradzą tam w kupie. Z tego co zauważyłam dużo robią skrótów i starają się jak najbardziej eksploatować znane postacie, nie wprowadzać nowych, jak to jest w książce (np. Genry). Może właśnie chcieli już wcześniej wprowadzić Boltona? Żeby nie wyskoczył taki filip z konopii z całą sprawą Boltonowską w dalszych losach naszych bohaterów. Mnie się serial bardzo podoba, nie jestem jakimś betonem książkowym, że wszystko musi być jak w książce. Jak skończą jakiś wątek inaczej - nie będę bić piany z ust. Chyba że skiepszczą...
Ja trochę pochodzę z krainy waty cukrowej i jednorożców srających tęczami. Dzisiaj się wzruszałam, że było wesele na Murze i wszyscy się cieszyli mimo że zima, wojna, zombiaki i to wszystko. Że nawet bracia z Nocnej sobie przypomnieli jak się tańczy i poszli w tan. Także takie enklawy są mi potrzebne, żeby serduszko ocieplać :-D
Jamie, it's a trap! ;_; Siostra mówi to samo - to pułapka i koniec kropka.
Lepiej byłoby nie pamiętać, ale i tak zastanawiam się, czy to będzie miało jakieś zastosowanie fabularne, czy tylko będzie służyło jako przedstawienie flory i fauny krainy za Murem. Trochę tragedia - na wieki być zadrzewionym, jak się chciało być rycerzem...
Ech, niestety nie pamiętam, żeby tak mówił - czy Victorion jest w Tańcu...? W ogóle zapominam ciągle o tym wątku :-D Siostra coś mówiła, że Victorion trochę przesadza, bo gdzieś na jakiejś wyspie musiał zapłacić złotem za żarcie i mówił, że to hańba. Trochę się wczuł za bardzo w to, żeby płacić żelazem xD Ale on może się Dany spodobać. Dany lubi wielkich, młodych, jurnych i silnych. Zaraz - Victorion chyba zbyt młody nie jest, prawda? Ale myślę, że Dany będzie może coś kombinować, żeby Pyke stanęło po jej stronie.
A kiedy ten szósty tom ma wyjść? Miał być chyba w następnym roku, prawda?
*specjalnie podziękowania dla siostry, która wszystko pamięta xD*

Są dwa. Z przedmową Głowińskiego z ilustracjami Wojtkiewicza (bodajże z 1977) i takie z białą okładką, a na tej okładce kobieta z papierosem, ma czerwone usta i beret. I to jest to dużo gorsze. Wydanie ze Sztucznymi awanturami Głowińskiego jest jedynym słusznym wydaniem Jaworskiego (-;
O, cieszę się, że ci się podoba (-: Wymaga to jeszcze oszlifowania i doczytania oczywiście; zawsze jest tak, że mam jakiś pomysł, a po dość intensywnej pracy z tym pomysłem wychodzi już coś bardziej konkretnego. (i tak chyba mają wszyscy). Trochę się denerwowałam, bo jak na egzaminie wstępnym powiedziałam tylko, że chciałabym pisać o szczerości Irzykowskiego, to mi powiedzieli, że już mają pracę magisterką w tym roku o szczerości, więc trochę kwas. Ale mnie przyjęli, czyli ten Irzykowski zadziałał ;-D Irzykowski jest przepustka na każde studia!
Nie, z niebieskim są owalne, blisko pojemnością pewnie do prostokąta. Ale takie ładne, zwężają się do środka i robi się taka zgrabna miseczka :-D Miałam na pierwszym roku potrójne okienko i to była mordęga. Trochę teraz mam więcej świadomości, więc może jakoś to będzie. Ale jeszcze kombinuję z tym planem. Mam problemy typu naukowo-niechcemiećpotójnegookna. Bo widzisz. W poniedziałek o 15:00 jest mój ogun z modernizmu i konwersatorium z kobietą, z którą chcę mieć seminarium w drugim semestrze (teraz będę miała proseminarium i boję się, że przydzielają odgórnie i trafię nie do tego, do którego chcę). Ale widzę, że we wtorek w tej mojej dziurze są dwa konwersatoria, ale średnio mnie interesują. Jeśli miałabym gwarancję, że zgodzi się na ten ogun... Dylematy przedrejestracyjne xP Nienawidzę tego! Ale jeszcze jest czas - rejestracja na IKP rusza dopiero 30 września.
Ja tak czekam na dogodny termin na teatralny ogun, ale zawsze coś mam wtedy. I mamy beznadziejne w tym roku seminaria - a pomarudzę trochę xP Nawet prof. Paczoskiej nie ma, a tak chciałam iść do niej )-: A moja prowadząca HLP po 1864 roku powiedziała, że niezbyt spodoba mi się na tym seminarium, na który nie mam wyboru, muszę iść, jeśli chcę pisać o Jaworze.
Ja poznałam na inauguracji jedną dziewczynę, która mnie później nawet nie rozpoznawała, więc nieważne xD Najchętniej bym ominęła inaugurację i przyszła tylko na to spotkanie organizacyjne, ale to chyba tak nieładnie xP
Giełda niestety nie pomoże, bo nie mam czym handlować - kompletnie nic się nie ostało. Spróbuję coś zdziałać z tymi ogunami i kolizjami terminów. Może mi nawet prowadzący pozwoli po prostu chodzić jako wolny słuchacz? Tylko martwię się ilością osób - 15 osób w grupie, strasznie mało. Może się nie zgodzić na dopisanie, bo do niego pewnie cały polon będzie chciał iść. Raz też mi się zdarzyło, że nie otworzyli rejestracji na wuef bodajże i informacja brzmiała, że rejestracja zostanie otwarta następnego dnia. Do dziś uważam, że pomyślałam całkiem logicznie, że następnego dnia o 21:00, a tu wchodzę o 16:00 (nie wiem po co, jakoś mnie tknęło, żeby sprawdzić), a rejestracja otwarta już cały dzień :-D Ale udało się - dalej jestem pod wrażeniem swojego refleksu.
A myślałam o zdaniu czegoś dodatkowego, zewnętrznego z angielskiego. Także cieszę się, że to piszesz - skoro już zdałam uw, to wszystko zdam. Tego się będę trzymać (-;
Jestem zbyt obowiązkowa. Pewnie skończy się na tym, że jak nie będzie mi się podobać, to i tak skończę, no bo tak już głupio nie kończyć, jak się zaczęło.
Mam wujka w Szwecji, uczył mnie przeklinać po szwedzku (oczywiście nic nie pamiętam) i muszę przyznać, że szwedzki jest tym językiem, w którym przekleństwa najlepiej uspokajają (choć być może do naszej "kurrrwy" z przeciągniętym "r" nic nie można porównać xP). Ale tak jeszcze o filologii... na szwedzkim język sobie można połamać.

Tak, cieszę się, że jakoś przeżyłam ten pierwszy rok, bo potem już jest naprawdę fajnie (-: Fajni ludzie, fajne zajęcia - wszystko.
Jedno to stać na straży praw pracowników, a dwa domagać się cudów na kiju i jeszcze robić strajki i w ogóle - foch za fochem. Czy w ogóle związki zawodowe zajmują się problemem nierówności w płacach kobiet i mężczyzny (tak nawiązując do tematu naszej małej romowy xP) - nie sądzę. Ja ostatnio też jakoś za pracą niebardzo - marzy mi się tylko posada w zawodzie i niezbyt stresujące życie, bo ja i bez tego wszystkim się stresuję. Podobno mam to po babci, ale moja babcia jest masterem martwienia się. Moja babcia martwi się nawet moimi pryszczami...
Pingwiny... są przecudne! :-D
Podoba mi się, że Jenny zwraca też uwagę na tę książkę pod względem jej konstrukcji i języka. Zazwyczaj zwraca się uwagę wyłącznie na głupią Anę i jej przygody. A tutaj mam naprawdę potwierdzenie, że nie dość, że to kiepski wzór, to jeszcze po prostu kiepska książka. Zero jakiegoś estetyzmu, nic, nada. Głupie 50sog.

Tak, chyba zawsze są jakoś do połowy października, ale tym razem mam naprawdę niską średnią, a biorą chyba od 4,75. Także nawet nie będę próbować. 4.97! D: Ale mam na roku dziewczynę, która studiuje dwa kierunki miała raz 5.0 i się wszystkim chwaliła. No, miała czym. Ale ja mam za dużego pecha, żeby tak wysoko mierzyć xD Cieszę się, kiedy jestem dobra w swojej dziedzinie i naprawdę to wystarcza. Jak ludzie, którzy praktycznie zmienili moje życie, mówią, że jestem mądra i w ogóle by chcieli, żebym zajęła się drugą połową XIX wieku *.* Najlepsze chwile w moim życiu... A brak umiejętności zrobienia laski facetowi naprawdę w takich chwilach nie ma znaczenia xD No, rozpłynęłam się, ale generalnie chodziło mi o to, że najważniejsze czuć się spełnionym we własnej dziedzinie. I wtedy można nie oszaleć. Mam na roku właśnie takiego kolegę, który jest językowym głąbem, ale z teorii literatury to jest najlepszy na roku i pewnie pójdzie na doktorat.

Sienkiewicz po prostu potrafi pisać ciekawie, ma talent do pisania bardzo plastycznie i to ludziom się podoba., np. cliffhangery z Ogniem i mieczem (moja ulubiona książka Sienkiewicza) Mnie bardziej w nim inetersuje ta jego nieszczerość względem samego siebie. Bo jak to jest, że tworzy tak dobre i ciekawe i platyczne i w ogóle dopieszczone postacie złe, czarne charakterynp. Bohun, a na Płoszowskiego to się wszyscy moderniści nabrali przecież. A z jego wypowiedzi i wywiadów jasno wynika, że dla niego najważniejsza jest rodzina, mieszczańska moralność, religia i tak dalej, a wiadomo jak Rodzina Połanieckich jest ohydną książką. Także muszę sobie jeszcze Koziołka poczytać ;-D

No, napisałam ocenę - znormalizowanego tekstu jest 33 strony, ale niech sobie jeszcze poleżakują kilka godzin, żeby przy sprawdzaniu więcej błędów wyłapać. I jeszcze muszę przykładów uważniej poszukać. Trochę mi smutno, bo właśnie w fantastyce najlepsza jest zabawa w Boga - wszystko odbywa się na twoich zasadach, ale - na litość! - te zasady muszą istnieć, inaczej wszystko się sypie.
Aj, aż musiałam sprawdzić, co takiego mądrego udało mi się powiedzieć xD Bo uważam, że pisanie to wysiłek intelektu, nie wierzę w objawienia i naczynia boskie, ani jakiś pierwiastek boski, czyli talent. Na dobre pisanie wiele rzeczy się nakłada, a tym, co to spaja to zwyczajnie myślenie. Trochę głupio, że nadal w Polsce mamy takie romantyczne przekonanie, że pisać to tylko geniusze i bez żadnego przygotowania, tylko ja, Bóg i mój talent. I trochę wychodzi na to, że te opkowe autorki wychodzą z takiego założenia, że żeby dobrze pisać, nie trzeba myśleć. Wystarczy być geniuszem - a one oczywiście są takimi geniuszami, prawda?
Te wszystkie kanoniczne koszmarki byłyby ciekawe, gdyby ktoś rzeczywiście przemyślał, dlaczego tak i w ten sposób. A nie sądzę, żeby ludzie tak robili xP
Tak! Czytaj i pisz! (wow, brzmi jak jakieś hasło propagandowe). Dawno na Szlafroku nic się nie pojawiło (trochę rozpieściłyście ludzi takim wakacyjnym tempem).
I zdrowia życzę oczywiście (-:
Powrót do góry
Zobacz profil autora
sylville
grupa trzymająca władzę
grupa trzymająca władzę



Dołączył: 03 Kwi 2013
Posty: 383
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: mazowsze

PostWysłany: Pią 1:51, 20 Wrz 2013    Temat postu:

a gdzież tam ja bym w twarz biła, żadna ze mnie królowa śniegu w końcu xd ale racja, posłanka do szopek miała talent, ale pytanie jeszcze, na ile szopki te wywoływała specjalnie, a na ile tak ot, bo nie wiedziała, jak powinna się zachować. kiedyś mnie to strasznie irytowało, bo jak można tak traktować poważną sprawę, jaką jest polityka, ale w sumie... cholera, to prosta kobita była, może trochę szkoda ją hejtować, ale na pewno warto za owies i za kurwiki pamiętać xd
o mamo, stanę na uszach, żeby 'charonie moderny' włączyć do swojego słownika :D już przetestowałam na koleżance, ale nie była szczególnie entuzjastyczna. pff.
kwestia kulturowo narzuconej płci czy wymuszonego utożsamiania się z płcią mnie trochę... bo ja wiem, zaskakuje? tzn. cały ten szum. na odyna, feministki idą na wojnę z reklamami zabawek, choć tak naprawdę nie ma o co walczyć. widziałam te porównania i zgadzam się, że - z perspektywy dorosłego - skandynawskie reklamy były lepsze, ale z perspektywy dziecka to przecież jest jeden czort. jako dzieciak uwielbiałam reklamy wszystkiego, w tym także zabawek. uwielbiałam reklamy barbie, w których słodkie blondyneczki piszczały, bo barbie zmieniały się włosy, uwielbiałam reklamy, w których radośni chłopcy zdarzali ze sobą resoraki. i było mi wszystko jedno, jaka płeć reklamowała jakie zabawki, bo przecież to zabawki były ważniejsze. całe to gadanie o tym, że telewizja narzuca wzorce zachowań wydaje mi się wymówką dla ludzi, którzy nie mają czasu dla własnego dziecka, nie dają mu przykładu, nie rozmawiają z nim i nie pozwalają mu podjąć decyzji, czy chce się bawić samochodami, lalkami, klockami czy pluszową marchewką z ikei. w porywach nawet dla tych rodziców, którzy chcą kupić miłość dziecka prezentami i to ONI widzą w reklamach problem. niech mi ci wszyscy ludzie pokażą dziecko, które przejmie się tym, że w reklamie klocków, które chce, nie pojawiło się inne dziecko jego płci. raaany. gdybym kiedyś miała pisać jakieś artykuły i inne prace na tematy społeczne etc., to pewnie walnęłabym dłuższy wywód na temat tej nagonki na reklamy. bo, kurczę, naprawdę, to dorośli robią problemy. dzieci problemów nie widzą. i okay, w kwestii reklam adresowanych do dorosłych - niech będzie, kobietom się to nie podoba. ale to nie tak, że ludzie, którzy wymyślają reklamy, przylecieli z marsa. jeśli ukazują stereotypowy [ale nie nieprzystający do rzeczywistości] obraz kobiety jako kury domowej, to znaczy, że (a) uważają, że trafi to do większości kobiet i (b) z takimi kobietami mogli mieć styczność. przecież to nie jest tak, że kobiety sukcesu nie używają pralek lub nie gotują. ktoś kiedyś chciał kobietom robiącym karierę wmówić, że gotowanie i pranie są dobre dla kur domowych, a to, że one robią karierę, czyni je lepszymi od kur domowych. zresztą radykalne feministki czasami popadają w podobną retorykę i chcą posłać wszystkie kobiety do pracy, bo bycie kurą domową je oburza. a niech wszyscy dadzą tym biednym kobietom i spokój, i wybór. jeśli włoszki/skandynawki nie chcą być przedstawiane w reklamach jako kury domowe - spoko. ale to nie jest głos wszystkich zainteresowanych, bo pewnie większość ma na to serdecznie wylane. ech. i zaraz zejdę na temat 'dlaczego społeczeństwo ma tyle wad' xdd

o, dobrze wiedzieć. ale rany, też zapomniałam, że to małżeństwo doszło do skutku. no cóż, pewnie ten mąż zdąży zginąć, zanim jakkolwiek namiesza w grze xd nawet martin nie byłby na tyle podły, żeby na żelaznym tronie posadzić jakiegoś łosia z essos xd
racja, ratowanie tyriona... ba, ratowanie i dostarczenie go do młodego gryfa ze świadomością, że tyrion się domyśli wszystkiego i będzie na gryfa oddziaływał, świadczy o tym, że varys jest przekonany, że tyrion albo podziela jego poglądy na ratowanie westeros, albo w inny sposób można mu do pewnego stopnia ufać i do pewnego stopnia wykorzystać w późniejszych etapach planu. ale ciężko wyczuć, na co varys liczył ze strony tyriona, tyrion był taki biedny w piątym tomie, w ogóle nie przypominał siebie. no ja wiem, trauma, ale tak chciałam nim potrząsnąć, żeby się ogarnął xD dobrze, że później mu się mózg zaczął włączać znowu, bo bym się wkurzyła, gdyby z powodu traumy stał się kukiełkową postacią. okay, martin by tego nie zrobił, mówi wprost, że tyrion to jego ulubiona postać, ale znam ludzi, którzy krzywdzą swoje ulubione postaci [np. ja xd], więc to nie musi o niczym świadczyć xd varys mógł też liczyć, że tyrion weźmie gryfa jakoś bardziej pod swoje skrzydła, a tu zonk, nie wyszło.
ser jorah był taaaaki biedny! naprawdę, nic tylko owinąć w kocyk, włączyć mu romcoma i podać lody czekoladowe. był chyba jedyną postacią, która miała jakąś traumę i zachowywała się nie tak, jak powinna, a ja nie miałam ochoty go za to walnąć. takie właśnie jest moje przywiązanie do ser joraha :D
ślub dany i gryfa byłby najgorszym, co spotkało westeros od bardzo, bardzo dawna xD jedno ma mniejsze pojęcie o polityce od drugiego xd ale racja, dany pewnie nie miałaby wiele przeciwko, skoro już się oswoiła z myślą o ewentualnym ślubie z viserysem. okay, to było dawno i od tej pory się trochę pozmieniała, ale gdyby to był według niej najlepszy sposób na osiągnięcie celu [tronu, pokoju, bezpieczeństwa własnego/smoków], to pewnie by się zgodziła. w końcu dany jest naprawdę zorientowana na realizację powziętych celów - do tego stopnia, że nie zawsze myśli o konsekwencjach, co widać po tych wyzwolonych przez nią miastach.
też nie wierzę. nie no, w king's landing został, jak już tyriona odesłał, ale może się przyczaił [?]. pamiętam, że na pewno w piątym tomie się gdzieś pod koniec pojawia. jeśli chodzi o teorie dot. gryfa, to obstawiałabym właśnie na to 'jeśli nie jedno, to drugie'. gdyby gryf dotarł do dany, a ona go zaakceptowała [co w sumie jest ryzykowane, nigdy nie wiadomo, czy nie kazałaby go rzucić smokom, bo stanowi konkurencję, ale może właśnie dlatego varys miał nadzieję, że tyrion byłby z gryfem - tyrion by odpowiednio przedstawił sytuację, o ile sam by uwierzył, że gryf nie jest podstawiony], to automatycznie szanse na powrót targaerynów na tron by wzrosły. gdyby była ich dwójka, pytania o to, jak się uratowali, przestałyby być aż tak istotne. ba, ludzie byliby zbyt zajęci osłanianiem własnych tyłków przed nadchodzącą armią, żeby się zastanawiać xd no dobra, przesadzam. ale jestem w stanie uwierzyć, że plusy wysłania gryfa z tyrionem [to ta ważna część xd] do dany przewyższałyby minusy.
[taaaak! pisz ffka, będzie czadowo :D ja właśnie teraz przeżywam powrót do starych, dobrych mylożkowych momentów, bo wkręciłam się w czytanie kilku blogów i się taka odmłodzona czuję, że prawie spodziewam się zobaczyć tam piąte huncwotki, lizzie lupin, kitty potter i rozliczne annie/ann xd mylożek ma jednak klimat xd]
uuu, no jak martin mógł nie wpaść na magiczne kryształy xd w sumie kolor włosów w westeros jest cholernie ważny, więc tym sposobem można próbować udowadniać, ale... serio? mam lepsze zdanie o pomysłach martina xd ale masz rację, udowodnić, że sansa to sansa nie byłoby aż takim wielkim problemem. po prostu mój mózg zaczął widzieć wszystkie możliwe dziury i próbować je powiększać xd z aryą może być tak, jak mówisz - więcej osób nie ma pewności, ale boją się cokolwiek powiedzieć. w sumie to całkiem wygodne dla tego, kto chciałby atakować winterfell. skoro wszyscy, którzy tam przebywają, są względnie podzieleni i niespecjalnie sobie ufają, łatwo byłoby ich pokonać. no, gdyby się nie zamarzało pod murami jak pewni znani nam baratheonowie xd
o duchu winterfell oczywiście też zapomniałam, słowo daję, przeczytam to wszystko jeszcze raz i będę robić notatki. ale wydaje mi się, że to możliwe, że ktoś z uroczych gości uroczego ramsaya się bawi w ducha, a cała ta urocza gromadka może nie skoczy sobie do gardeł, ale zacznie się wyrzynać, kiedy sytuacja zaopatrzeniowa stanie się naprawdę zła. w końcu winterfell miało chyba kiepskie zapasy na zimę, prawda? tzn. robb zabrał wszystkich facetów na wojnę, kto miał czas zbierać plony i jakiś podatek wysyłać, zwłaszcza kiedy winterfell spłonęło, w tym także ewentualne zapasy zgromadzone wcześniej. a niech się bawią w 'dziesięcioro murzyniątek', to by było coś :D
okay, o kudłaczku pamiętałam, ale nie wpadłam na to, że można go wykorzystać do usprawnienia procesu identyfikacji. osha raczej by się nie przydała, bo dzikiej nikt nie zaufa, ale kudłaczek - jak najbardziej. no i rickon chyba jeszcze nie jest nastolatkiem, w książce miał jakieś 4 lata, może 6, kiedy ned wyjechał do king's landing. nadal będzie dzieciakiem. i aż mi się go szkoda robi, bo gdyby faktycznie ściągnięto go do winterfell i gdyby miał rządzić... biedny dzieciak. i to jeszcze na samym początku zimy!
wydaje mi się, że tak, w książce harrenhal należy do petyra, ale w serialu były jakieś zawirowania. tzn. w książce przekazywano je kilka razy, ale ostatecznie trafiło do littlefingera. aaa, jeśli bolton dostał północ, to spoko, czuję się uspokojona i przestaję krytykować twórców serialu xd widać tylko jego początkowe opowiadanie się za starkami mi nie pasowało, a dalsze argumenty już sobie zmyśliłam xd' nawet nie dlatego, że lubię się czepiać serialu [nie lubię, to dobry serial, ja marudzę na wszystko xd], ale zdarzają mi się momenty betonowości książkowej. wątek gendry'ego zupełnie mi nie przeszkadzał, fragmentaryczność drugiego sezonu też nie, ale to lekkie wymieszanie charakterów stannisa i ser davosa czy właśnie to zamieszanie z boltonami [które jest zrozumiałe, fakt, ramsay by się tak trochę z dupy wziął, gdyby się książki trzymali] już mnie zabolało. no nic, oby na takim bólu się skończyło :D przyjmę na klatę inne zakończenia wątków pobocznych, byle główne trzymały poziom :D
awww, ja jestem człowiekiem o lodowatym serduszku, bo wszystkie fragmenty o nocnej straży kwitowałam w myślach 'nie było edda nieszczęśnika? pff, oby następny rozdział był lepszy' xd okropny, okropny ze mnie człowiek.
też mówię, że pułapka, ale może taka, którą da się przeżyć? no przecież nie mogą mi zabić jaime'a T.T to by było niehumanitarne!
i dobrze tak branowi, zadrzewiony jest, bo zaglądał nie w te okna, w które powinien, a potem ufał trzyokim wronom. no serio, trzyokie wrony? to prawie jak brać cukierki od faceta, który je rozdaje z tyłu białego vana. zero instynktu samozachowawczego. niech siedzi zadrzewiony. okay, to moje pobożne życzenia, bo na pewno martin go tak nie zostawi, ale myślę, że nie spotkałby się z wieloma protestami, gdyby zostawił xd
podziwiam Twoją siostrę i jej pamięć :D naprawdę podziwiam. ja nawet nie pamiętam, czy victarion jest w piątym tomie. może jest na jakiś jeden rozdział? wiem tylko, że na początku szóstki ma dopływać do mereen. i racja, totalnie mógłby się dany spodobać xD może młody nie jest, ale nie wszyscy są doskonali. facet przynajmniej nadrabia osobowością i ma jakieś przekonania, nawet jeśli przekonania te zakładają płacenie żelazem. no dobra, zaczął się bratać z czerwonym kapłanem jakimś, o ile dobrze pamiętam, ale znów - nikt nie jest doskonały. dany mogłaby go jeśli nie pokochać, to może chociaż politycznie wykorzystać... chociaż nie, stop, 'dany' i 'politycznie' w jednym zdaniu to przesada xd
a jeśli chodzi o szósty tom - martin w dwóch wywiadach ostrożnie podał rok 2014 jako datę, o której chciałby myśleć. zobaczymy w okolicy gwiazdki - pewnie wrzuci kolejny rozdział do przeczytania [rok temu wrzucił pov theona i jakoś wiosną pov tej-tej lasi z dorne] i może powie coś konkretniejszego. trzymajmy kciuki :D

ooo, to ja, cholera, mam to drugie. no nic, może w jakimś antykwariacie wygrzebię głowińskiego, skoro jedyne słuszne ^^
wiadomo, pomysł może się jeszcze zmieniać w miarę jak się człowiek oczytuje, ale jak długo ma się wizję tego, co chce się napisać, to powinno być dobrze. wizję i na późniejszym etapie plan. kocham plany i szkielety prac, kocham odkreślać to, co już napisałam xd a takie 'mamy pracę na ten temat' w gruncie rzeczy nic nie znaczy - starczy uderzyć tuż obok tematu. ja ze swoim tak zrobiłam, tzn. przeniosłam trochę punkt zainteresowania i okazało się, że trafiłam :D ale skoro irzykowski był wystarczającą przepustką, to nie ma się co martwić xd jak się uda, to zawsze możesz w ramach podziękowania odwiedzić jego grób czy coś xDDD [a biedny taki, opuszczony i w ogóle. znaczy okay, wiem, przenieśli prochy do krakowa, ale nagrobek został i jak zaglądałam rok temu, to był taki porośnięty mchem i zapomniany].
kurczę, to zupełnie przegapiłam te niebieskie. to znak, że powinnam jechać ponownie xd
jeśli chodzi o okienka, to właśnie ja na pierwszym roku byłam jakoś bardziej ogarnięta - szłam do buwu i siedziałam grzecznie, czytałam, czasami przemycałam jakąś czekoladę, żeby nie usnąć. a później taaak mi się nie chciało robić nic konstruktywnego przez dłuższe odcinki czasu, że aż wstyd. ale jeśli chodzi o plan - zakładałabym, że z ogunem nie będzie problemu; w końcu na polonie nie robią problemów z takimi pierdołami; i nie sądzę też, żeby pół polonu się chciało dopisywać xd możliwe nawet, że limit 15 osób został wprowadzony dlatego, że prowadzący spodziewał się, że jeszcze z 10 dopisze się podaniem. moja ulubiona pani prof. od ogunów historycznych chyba od dwóch lat ustala niskie limity, bo potem ze 20-25 osób się dopisuje podaniem i tak xd o, no właśnie, ruszyła giełda, możesz spróbować się przegiełdować. ja korzystałam dwukrotnie i dwukrotnie się udało, także polecam :D jeśli chodzi o chodzenie jako wolny słuchacz - jak żyję nie słyszałam, by ktoś robił wolnemu słuchaczowi problemy. myślę, że nie masz się co martwić nawet, gdyby z podaniem się nie udało :) w każdym razie dylematy rozumiem doskonale i mam nadzieję, że jednak uda się to ułożyć jakoś sensownie. no i średnio interesujące konwersy są lepsze niż siedzenie w buwie i podejmowanie bezskutecznych prób napisania pracy mgr, bo jest za zimno, żeby myśleć xd a rejestracje 30 września kocham, po prostu kocham. u mnie druga tura się zaczyna właśnie 30 września, już widzę, jak dobrze będą serwery działały.
jeśli chodzi o seminaria, to zawsze można pisać coś luźno związanego z tematem albo wręcz niezwiązanego. to kwestia dogadania się z promotorem tak naprawdę. okay, językoznawcze tematy u literaturoznawcy nie przejdą, ale inne przeskoki u kogoś, kto i tak zna się na epoce, nie powinny robić problemu. dlatego w razie czego polecam Mistrza :D swoją drogą jestem naprawdę zdziwiona, że prof. Paczoska nie prowadzi w tym roku seminarium. wydawało mi się, że co roku prowadziła. pech, po prostu pech. ale spokojnie, są jeszcze inni specjaliści :D
lol, i to jest właśnie wątpliwy urok inauguracji xd i nie wiem czemu pojawienie się tylko na spotkaniu organizacyjnym miałoby być jakimś faux pas. jeśli nie są bezpośrednio po sobie, to jest to całkiem rozsądne wyjście xd
z ręką na sercu mówię, że cae było łatwiejsze od próbnego egzaminu certyfikacyjnego. przynajmniej w kwestii use of english, ale jako że w pozostałych częściach nie było trudne, to myślę, że moje zapewnienie nie jest wyolbrzymione. toeic natomiast jest banalny, bo składa się tylko ze słuchania i czytania, ale wydaje mi się, że certyfikat traci ważność po pięciu latach [?]. cae jest sensowniejszym wyborem moim skromnym :)
lol, i tu się pojawia kolejne 'omg, nie wierzę w takie podobieństwa'. też mam wujka w szwecji xD co prawda nie uczył mnie przekleństw, ale kiedy słuchałam, jak mówi po szwedzku, to gdzieś z tyłu głowy rodziło mi się przekonanie, że to fajny język. okay, wymowa jest trudna, ale ładnie to brzmi. tak trochę szczekliwie, ale ładnie xd

stanie na straży pracowników może być taaak źle pojęte. myślę nawet, że może być pojęte jako 'jestem pracownikiem, chcę więcej praw!', a z tego rzadko coś dobrego może wyjść xd wydaje mi się, że jakiegoś zrównania płac się domagały związki, ale głowy sobie za to uciąć nie dam. większości innych postulatów nawet nie znam, kojarzę tylko to, co przewija się od lat. ech. też bym chciała jakieś niestresujące życie i jakąś niestresującą pracę. mam koszmarną tendencję do martwienia się wszystkim, więc jeszcze tylko tego by mi brakowało, żebym zaczęła po nocach nie spać z powodu tego, co może, ale nie musi wydarzyć się w pracy xd starczy mi martwienie się o to, że nie mogę znaleźć ładnych głębokich talerzy, a ikea nie rozumie mojej potrzeby posiadania talerzy z motywem kwiatowym xDDD
nie da się ukryć, że to duża zaleta jenny. skoro sama pisze i wydaje książki, to coś wie o sposobie konstruowania opowieści, zwłaszcza opowieści w gatunku o tak określonych ramach i z pełną gamą określonych chwytów, jakim są romanse. no i uwielbiam poczucie humoru jenny, jest naprawdę urocza xd nie wiem, czy dałabym radę to wszystko przeczytać, gdyby było suchą listą błędów w konstrukcji świata, błędów logicznych i językowych. i zgadzam się, głupie 50sog. po prostu głupie xd

oj, nie wiem, jak to z tą połową października, bo ja dziś dostałam info, że "23 września mija termin składania wniosków o przyznanie stypendium Ministra Nauki i Szkolnictwa Wyższego na rok akad. 2013/2014 za wybitne osiągnięcia." - nie wczytywałam się, bo mi już stypendia nie przysługują, ale na wszelki wypadek zerknij w stosowną zakładkę w usosie. zawsze warto spróbować :D [btw, łał, człowiek ze średnią 5.0 to nie człowiek, to potencjalnie android xD]. i oj tam, pech, pech. pech nie może trwać wiecznie i czasem musi się człowiekowi poszczęścić. i zgadzam się, najważniejsze to czuć się spełnionym we własnej dziedzinie :D jak człowiek słyszy od kogoś, kogo niewyobrażalnie podziwia, szanuje etc., że jest w czymś dobry, to taaaak ego podskakuje :D prawie lepsze niż stypendium. prawie. za podskoczone ego nie można kupić dywanu xd ale takie podskoczone ego to naprawdę świetna sprawa <3

sienkiewcz by się świetnie spełnił w gawędach xd mógłby do woli przerysowywać, robić cliffhangery i snuć długaśne opisy. szkoda, że to nie była epoka na gawędy, w sumie to przeczytałabym jeszcze chętniej niż ewentualne reportaże, które nigdy nie powstały xd brrr, 'rodzina połanieckich'. brrrr, tyle powiem xd ale 'bez dogamtu' było pisane już stosunkowo późno; myślę, że moderniści mogli dać się nabrać, bo bardzo by im było na rękę, gdyby sienkiewicz to popełnił na serio, bo przeżył wewnętrzną przemianę i został modernistą xdd

ocenę widziałam na mylożku, jutro przeczytam, bo teraz już przysypiam xd ale wygląda poważnie. poważnie i obszernie, i porządnie. i jak to możliwe, że nie dodałam rekina do ulubionych? no wstyd, zwyczajnie wstyd. jutro to naprawię xd
i to było mądre! to była naprawdę ładna refleksja. też nie wierzę w objawienia, natchnienia, ba, z weny nawet wyrosłam [choć nadal uważam, że zdarzają się nastroje lepiej i gorzej sprzyjające pisaniu, ale wiązałabym to bardziej z pogodą, stanem innych zmartwień czy czymkolwiek innym xd]. i wydaje mi się, że naród nasz też powolutku wierzyć przestaje - a przynajmniej ta część narodu, która książki pisze, nie blogaski. autoreczki blogasków mają czasami swój świat i swoje kredki, i przecież nie można od nich oczekiwać myślenia - one piszą, a nie myślą. doprawdy! xd ale wydaje mi się, że z tego przekonania się wyrasta. jeśli ktoś startował jako autoreczka i po 5-8-10 latach dalej pisze, to coś musiało się w nim zmienić. mógł się nauczyć pisać, mógł się nauczyć myśleć, mógł trafić na kogoś, kto pomógł mu się nauczyć - ale coś się zmieniło. i te zmiany to bardzo dobry znak xd
i gdzie tam, myśleć o kanonie. lily jest córką molly, bo obie mają rude włosy, a lily jest zbyt fajna, żeby być szlamą, tyle xd hermiony riddle przecież też są riddle tylko po to, żeby były - tfu - godne romansu z dracze. fandom gdzieś tam z tyłu głowy musi wiedzieć, czemu kanon nagina. a co to mówi o fandomie, to już inna para kozaczków.
będę czytać i pisać! [to byłoby dobre hasło xd]. dziś wszyscy mi marudzą, żebym się wzięła do roboty, więc tak właśnie zrobię. jutro! xd
dziękuję i też życzę zdrowia. podobno pogoda ma się poprawić, może to przegna wszystkie katary i bolące gardła ^^
Powrót do góry
Zobacz profil autora
l-e-l
błędny ogniczek
błędny ogniczek



Dołączył: 22 Sie 2013
Posty: 73
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 19:26, 20 Wrz 2013    Temat postu:

To trochę prowadzi do pytania, czy tacy prości ludzie powinni zasiadać w sejmie, skoro nie potrafią się zachować. No, ale z drugiej strony to reprezentantka ludzi, którzy na nią głosowali, więc pewnie mamy takich ludzi, jakich sobie wygłosowaliśmy. Nie znoszę demokracji! Ale staram się być wyluzowana, więc tak, "owies" i "kurwiki" były całkiem zabawne.
Koleżanka się nie zna na pojazdach! "Charonie moderny!" to najlepszy pojazd na świecie! :-D Jak można nie być entuzjastycznym? To tak pięknie się na języku układa.
Z jednej strony racja, z drugiej... dziewczynki w przedszkolu raczej nie będą się bawić samochodzikami, raczej podejdą do lalek, a jak chłopiec zacznie się bawić lalkami, to go wyśmieją. I dziewczynki, i chłopcy. Na dzieciach kompletnie się nie znam, więc nie wiem, czego to jest wina (zapewne rodziców, bo to zawsze jest wina rodziców), ale coś w tym jest - że się produkuje i reklamuje zabawki specjalnie dla płci. Zabawki są dopasowywane do płci, a gdzieś tam sieci w podświadomości, że różowy to dziewczynka, a niebieski to chłopiec (chociaż jak wiemy, przed wojną było odwrotnie). Świętochowski bardzo mądrze o tym pisał (szkoda, że taki buc ;-D) w Dumaniach pesymisty: dziecko do pewnego wieku jest po prostu dzieckiem, dopiero później kultura i wychowanie robią z niego dziewczynkę lub chłopca. I dziecko musi się dopasować, bo inaczej zostanie wyśmiane. Dlatego bardziej mi się to kojarzy z takim ciągnięciem (przez kolorystykę, motywy, a nawet to, że zabawka reklamowana jest przez przedstawicieli danej płci) dziecka na którąś ze ston, żeby można się było utożsamiać i śmiać z odmieńców. A reklamy dla dorosłych są ciekawe, bo przez ten uproszczony, stereotypowy sposób pokazują, jakie jest społeczeństwo. Interesujące jak się zmieniły reklamy sprzętów AGD - pokazuje się np., że facet potrafi sobie z pralką poradzić. A to też wynika z wychowania. Jaki człowiek starszej daty pokazuje SYNOWI jak się pierze? To wstyd! Dlatego bym tak tych reklam nie lekceważyła (-;

Ja mam nadzieję, że mi na żelaznym nie posadzi jakieś łosia. Panie Martin, tak się nie robi!
Myślałam, że z Tyrionem będzie w sumie gorzej. Odkąd trafił do niewoli, idzie mu całkiem nieźle. Może dlatego, że uświadomił sobie, że chce żyć, być wolny i najprawdopodobniej jeszcze (albo przede wszystkim) dokopać siostrze (najlepiej u boku Dany - bo... wyobraź sobie minę Cersei, ona cały czas odmawia uwierzenia w wieści o smokach). No, na przykład już straciłam nadzieję i myślałam, że oni sobie tak będą handlować karłami i świniami i psami, a oni tak będą tam stać. Ale Tyrion wziął sprawy w swoje ręce i naprawdę mnie zaskoczył. Myślałam, że ogarnięcie zajmie mu wiele czasu. Możliwe, że to jeszcze taka korelacja - Jorah ma deprechę, to Tyrion się ogarnia. Tyrion chleje i wszystkim się przyznaje, że jest Lannisterem, to Jorah się ogarnia xD
Jorah ;_; Mam nadzieję, że nie będą mu kazali robić Niedźwiedzia i dziewicy cud...
Gdybym była Dany, już dawno wzięłabym uwolniła te smoki, rozpierniczyła miasto i wyjechała do Westeros, rozgłaszając, że wyzwoliłam niewolników, dając im dar łaski. Daariowi przynajmniej powinno się to spodobać... A tak serio. Wyszła za tego łosia. I co? Handlują niewolnikami pod jej murami, występują przed nią niewolnicy i jeszcze najwyraźniej nabijają się przez to z niej, otworzyli areny (co mogła sama zrobić i pewnie zjednałaby sobie ludzie, i nie musiała wychodzić za łosia), a do tego wzięli jej ludzi na zakładników. Co to za deal w ogóle?
I właśnie - Dany zawsze wpada na jakiś pomysł i nie myśli o przyszłości, jakie to będzie miało konsekwencje, na jakie może napotkać trudności. Nie wiem, na ile to temperament, na ile młodość, na ile głupota ;-D
A może tak najprościej? Varys wysłał Gryfa do Dany z Tyrionem, bo wie, że Gryf jest kiepskim politykiem, a wysyła go z wojem, kapłanami i innymi. Brakuje w tej drużynie marzeń tylko dobrego polityka. No i mógł się domyślać, że Dany właśnie będzie kogoś takiego potrzebowała - kto zna doskonale Westeros, udowodnił, że nic go z Lannisterami nie łączy (zabił ojca) i jest piekielnie inteligentny. Może rzeczywiście nie przewidział, że Gryf się odłączy? Jeszcze się ujawni i spierze dupsko Gryfowi, że nie popłynął po rękę Dany xD Ale to wszystko w sumie miało być takie epickie - jeden Targeryan, ujawnia się, wszyscy są w szoku, a Dany zasiada na żelaznym. Więc może rzeczywiście - albo Dany, albo Gryf. Osobiście stawiam na Dany. Ciekawi mnie jeszcze, czy jak już Targeryan zasiądzie na tronie (przypuśćmy, że zasiądzie, bo z Martinem nigdy nic nie wiadomo), to czy to będzie oznaczało koniec sagi, czy Martin ma dużo większą bombę do zrzucenia i to będzie początek czegos naprawdę ogromnego...
[konspekt mam prawie gotowy, jeszcze kilka dziur fabularnych zostało do załatania, mam nadzieję, że coś wymyślę, bo na razie kiepsko mi idzie; oczywiście nie skończyło się na prostym romansie SyriuszxLosowalaska, no ale może się uda xP].
Chodziło mi raczej o to, że Sansa ma rude włosy, a ciężej znaleźć odpowiadającą posturą, wychowaniem i wiekiem dziewczynę akurat o takich włosach. Nie twierdzę, że to niemożliwe, ale po prostu mniej prawdopodobne. Taką o jakichś takich nijakich brązowych pewnie prościej. Właśnie! Czyli zwycięstwo Boltonów nie jest takie oczywiste! *dum dum*
Zastanawiam się teraz, czy przypadkiem "duchem" Winterfell nie był po prostu ten minstrel i jego dziołchy. Biedny Theon będzie miał teraz z nimi pogadanke, a jedna z dziewczyn chyba nawet się przyznała, że to oni zabijają. Ale jeszcze czytam - zobaczymy, co z tego będzie. Może oni pracują dla Stannisa? D: *nie mów! :-D* A oni nie wyżerają zapasów Boltonów? Winterfell to raczej zgliszcza - tytularnie to ma bardzo dużą wartość, ale jeśli chodzi o zaopatrzenie, to ja sądzę, że tam smród i ubóstwo. Też zastanawiałam się jak tam z zaopatrzeniem ludzkim: potrafię sobie wyobrazić, że ktoś tam się mógł ukrywać (w końcu mury Winterfell chyba nie są aż tak podatne na ogień). Z drugiej strony - pewnie przed przybyciem orszaku weselnego usunęli wszystkich i wszystko, co śmierdzi. A właśnie, ciekawe, co z pozostawionymi samym sobie wioskami. Bo chyba tam jakieś były? W końcu to świat przesiąknięty na wskroś systemem feudalnym. Być może - kiedy w Winterfell tylko wiatr hulał - haracz został zniesiony, teraz będą go chcieli wznowić, tylko... powodzenia życzę w taką pogodę!
Za Dziesięcioma Murzynkami zorganizowanymi w Winterfell jestem jak najbardziej na tak :-D
Pewnie by wykorzystali biednego Rickona podobnie jak Tommena. Nauczyli przybijać pieczątki i tylko podrzucali różniaste dokumenty. Miłoby było, gdyby miał kogoś zaufanego, ale pewnie to czcze nadzieje. (mam też nadzieję, że Martin pokrótce nam opowie, co działo się z Rickonem, a nie będziemy musieli znowu czasowo wszystko nadrabiać). Ciekawe, ciekawe. Już jestem ciekawa, jak to będzie wyglądać, mimo że nie przeczytałam jeszcze ostatniego wydanego tomu ;-D
Też do końca nie pamiętam, jak to tam było z rozdzialeniem ziem, ale wydaje mi się, że w ostatnim odcinku 3 sezonu było coś o tym, że Bolton otrzymał północ. Także trzeba sobie jeszcze raz obejrzeć (-; A co myślisz o rudej prostytutce? W książce w ogóle jej nie było. Z jednej strony nie bardzo wiem, po co im była (ale to w sumie jej Petyr opowiedział historię z Cat), ale z drugiej strony - kurde, była powodem monologu 'chaos is a ladder' i tylko w sumie dzięki temu jestem za tym wątkiem xD Żonę Robba na pewno rozbudowali tylko po to, żeby drama była większa - i, kurde, udało im się. Polubiłam ją, była taka łagodna i miła.
Ed jest super! :-D Uwielbiam gościa - czuję się, jakbym bratnią duszę spotkała!
Musi dać się przeżyć! There is no man like... Jaime ;_;
Wątek Brana to na moje najnudniejszy wątek z tych głównych. Z drugiej strony - co to zadrzewienie będzie oznaczało? Bran będzie miał wiedzę (ciekawe, czy twarz Brana, którą Theon zobaczył w czardrzewie, to tak serio była twarz Brana, czy rzeczywiście mu się przewidziało). Poza tym uwielbiam, jak się okazuje, że jakiś pomysł był już na tapecie autora, kiedy był na początku historii. Wydaje mi się, że pamiętam, jak w pierwszym tomie Ned czyścił miecz (czy co tam mu innego robił xP) i coś sie za nim poruszyło, wydawało mu się, że coś do niego szepce (no, coś takiego), a potem pomyślał, że to wiatr. I teraz Bran się zadrzewił i rzeczywiście zobaczył ojca z tym mieczem, próbował do niego mówić. Jeśli sobie to wymyśliłam, będę okropnie zawiedziona xD
Dany i Pyke? Jakoś mi sie to nie widzi, stawiałabym tylko na to, że Dany by się spodobał taki silny i egzotyczny marynarz, więc wzięłaby go do łoża. Ona ma jakiś kompleks tego Meereen, więc jeśli nikt nie przybędzie z osieczą, armią czy jakimś takim syfem, to się nie zainteresuje szybko. Dany musi mieć pomoc tu i teraz, i to pomoc chętną ginąć dla niej, dla jej miasta i za jej wyzwoleńców. Potem ewentualnie będzie mogła łaskawie pomyśleć o powrocie do Westeros.
Też trzymam kciuki za Martina :-D (dzisiaj jest jego dzień imienia chyba).

Niestety także mam to drugie, z przedmową Głowińskiego znam z biblioteki.
Ojej, w takim razie może odwiedzę grób Irzykowskiego (trochę mu chociaż tego mchu powyrywam). Może spłynie na mnie jakaś inspiracja czy coś. Na pewno nie zaszkodzi, a będzie mu miło. Mojej prezentacji licencjackiej miałam milion wersji, doszło nawet do tego, że mnie namawiali, żebym pracę roczną z HLP wrzuciła do APD (czy jak mu tam), ale uznałam, że nie podoba mi się i wolę coś innego xP Z efektu jestem bardzo zadowolona - chyba pierwszy raz czuję się usatysfakcjonowana jakimś egzaminem.
A, z tym limitem to możliwe, w sumie bym się nie zdziwiła (-: Coś próbowałam działać z giełdą, ale chyba po prostu nie mam czym handlować, to nic nie zdziałam. U nas na HLP po 1864 było tak, że nie robiła problemów z dopisywaniem się i tak dalej i wyszło, że mamy w grupie 40 osób, więc już nie pozwalała ani przychodzić, ani tym bardziej się dopisywać. Później oczywiście zmiękła, bo to ona, ale 40 osób na ćwiczeniach to mordęga jest. Oj, tyle siedzenia i w Borowym, i w BUW-ie mnie czeka xD Chociaż w Borowym nie lubię siedzieć, bo tam zawsze coś mi przeszkadza - to fejsbukowicze, to obśliniające się nawzajem pary. Ale Fabularna i automat są za to blisko =/ Kiedyś w BUW-ie chciałam przepakować plecak i przez przypadek wyciągnęłam jogurt i tak sobie stał i nawet nie uświadamialam sobie, że on tam stoi. Ło Jezu!, jakie kazanie dostałam za ten jogurt! XD Chieli mnie wyrzucać i w ogóle.
Czyli już mam się cieszyć na rejestrację 30 września (-; Ojoj, na polon za chwilę się zaczyna D: Nie to, żebym siedziała tu już od 12:00 i sprawdzała, czy można się na seminaria zapisywać...
Niestety inne seminarium, które sobie upatrzyłam, i seminarium prof. Leszczyńskiego są w niedogodnych terminach. Zostaje tylko prof. Ihnatowicz. Może nie będzie tak źle? (-: Jeszcze jeden problem - praktycznie wszyscy moi znajomi chcą na nie iść, bo ma chwytiwą nazwę (literatura wobec zła - brzmi mrocznie!) i boję się, że zajmą od razu wszystkie miejsca :-D Serio, wszyscy są zdziwieni, że prof. Paczoska nie ma w tym roku seminarium. Może coś jej wypadło i nie da rady pogodzić? Zawsze mogło się coś takiego przydarzyć. Ale serio szkoda. Ma naprawdę ciekawe wykłady.
Niestety! Inauguracja, a potem zaraz spotkanie organizacyjne. Nie wymigam się )-:
Okej. Czyli cae. Zabieram się do roboty. Właśnie zaczęłam się uczyć słówek na Memrise.com, więc moje szanse wzrastają! :-D (ale to jest taka superzabawa!).
OMG! D: To wydaje się być aż niemożliwe xD A znasz może pewdiepie? Robi filmiki o grach horrorowych, jest słodki (czasem trochę obleśny) i jest Szwedem. Czasem wrzuci jakiś filmik po szwedzku. Trochę już znam jakąś wyliczankę szwedzką i często przeklina po szwedzku. W każdym... szczekliwe? Dla mnie szwedzi gadają, jakby mieli bułkę w gardle.

Tak serio mówiąc, to ja mam nikłe pojęcie o związkach zawodowych, bo zawsze, jak jest jakaś burda, przełączam (-; No, miło by było sobie tak żyć, spokojnie i powoli, mieć pieniążki, żeby się nie stresować, mieć miłych kolegów w pracy i szefa. Byłoby super. Ale myślę, że jak bym miała jakąś kiepską sytuację w pracy, próbowałabym ją zmienić - w końcu całego życia nie da się tak przecierpieć. Bez przesady. Poza tym zawsze ma się jakieś tam wykształcenie, mieszka w Warszawie, więc to w sumie szczęście, bo więcej możliwości.
Suche listy błędów mają to do siebie, że są okropnie nudne (-; Dlatego nie za często czytam takie oceny choćby. Ale z drugiej strony to pewnie pomocne dla autorów.

O, nawet nie do 23, tylko dzisiaj był ostatni dzień na złożenie wniosku. Z moją średnią raczej miałam marne szanse (5.0 tamtej dziewczyny to ja mogę buty czyścić :-D), więc nawet tego jakoś specjalnie nie śledziłam.

Rodzina Połanieckich była później niż Bez dogmatu, była odpowiedzią na ten entuzjazm modernistów. A im rzeczywiście było to na rękę - tacy biedni i nieszczęśliwi, a Sienkiewicz by pewnie renomę podniósł czy coś xP On dobre romanse i powieści przygodowe pisze, jak sie stara coś więcej w to wcisnąć, to się biedaczystko gdzieś gubi i takie potworki wychodzą jak te powieści współczesne. Ani jednej nie lubię, ani drugiej. Płoszowski był takim zapatrzonym w siebie gnojkiem i hipsterem, a Anielka totalną mimozą - niby kocha, niby nie kocha. Niby coś jest, niby nie jest. Nie wierzę, że Płoszowski sobie tylko wymyślił. Ona serio go kokietowała. O! Koniec dygresji :-D

Ale przecież mój Rekin jest na Szlafroku w linkach (-:
Też wydaje mi się, że większość osób, które publikują swoją radosną twórczość na blogaskach z tego wyrośnie. Fajnie, jeśli coś z tego im zostanie (nawet jeśli to będą tylko lepsze oceny w szkole) lub nawet wydadzą książkę, ale nie oszukujmy się - zawsze będzie tak, że gorszych tekstów będzie więcej, mocnych dużo dużo mniej. W takim razie wybije się naprawdę jakiś margines błędu, jeśli w ogóle. Zastanawiałam się też, czy po prostu blogi nie stały się takim miejscem, w którym można po prostu coś pografomanić z nudów i tak naprawdę nic nam do tego. Gdyby kiedyś była taka możliwość, też by się okazało, że kretynów jest cała masa xD Nie wolno tak idealizować przeszłości xD
Moim ulubionym paringiem w HP na zawsze pozostanie slash Draco/Harry, czyli drarry! Uwielbiam ten paring, widziałam mnóstwo uroczych fików o tej parze. Może i niekanoniczne, ale naprawdę da się zrobić. Mimo że podobno Rowling prawie że wpadła w panikę, kiedy przeczytała takie drarry xD
O, mam nadzieję, że pogoda rzeczywiście się poprawi, bo tak mi sakramencko zimno cały czas! (-;
Powrót do góry
Zobacz profil autora
sylville
grupa trzymająca władzę
grupa trzymająca władzę



Dołączył: 03 Kwi 2013
Posty: 383
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: mazowsze

PostWysłany: Nie 2:37, 22 Wrz 2013    Temat postu:

i byłoby to sensowne pytanie, ale gorzej z odpowiedzią; gdyby dorzucić do wymogów, które musi spełniać osoba, której przysługuje bierne prawo wyborcze, wykształcenie przynajmniej średnie [o ile dobrze pamiętam, posłanka wiadoma maturę zdała później dopiero], to zaraz podniosłyby się głosy, że to zamach na demokrację. to nic, że w dzisiejszych czasach prawie każdy maturę zdał i że nie jest to szczególny wyznacznik dojrzałości do reprezentowania ludzi. i też mam do demokracji wiele 'ale', ale zdaję sobie też sprawę, że churchill miał rację, kiedy mówił, że demokracja to najgorszy system, ale nie wymyślono nic lepszego xd zbyt pesymistyczna jestem, żeby wierzyć w anarchię. albo w dyktaturę. albo w oligarchię. wszystko i tak by się prędzej czy później wywaliło na twarz i na wszystkim i tak najbardziej straciłby szary człowieczek. [a owies i kurwiki były zabawne, bo nie pasowały do powagi urzędu; gdybym usłyszała podobne teksty w autobusie, to pewnie bym zignorowała. ach, kontekst xd].
koleżanka już chyba przywykła, zaczęłam ją zalewać charonem, póki o nim pamiętam xddd
w przedszkolu byłam aż cztery dni, potem uznałam, że mi się nie podoba, więc nie wiem, ale za to pamiętam, jak w zerówce ciężko się było wkręcić do zabawy samochodami, bo chłopcy je zabierali pierwsi xd co nie znaczy, się było to niemożliwe. pamiętam też jednego kolegę, który uwielbiał wozić lalkę w wózku, choć to nie było w zerówce i być może brak presji rówieśniczek sprawiał, że nie miał z tym problemu. spodziewam się, że kiedy dzieci zbierają się w większe bandy, to gdzieś ta fragmentaryczna jeszcze wiedza o świecie/kulturze się powiększa/rozprzestrzenia i ciężej robić to, co się chce robić, jeśli ci, z którymi dziecko chce się bawić, krzywo na to patrzą. i nie będę już wchodzić w to, że dzieci chcą być lubiane i się łatwo dostosowują do grupy, bo wiadomo. chętnie za to poobwiniam rodziców, bo to zawsze wdzięczny temat; no, rodziców i kulturę popularną. na pewno da się na nich zwalić przynajmniej część winy xd
'dumania...' uwielbiam <3 buc czy nie buc, świętochowski miał tam wiele, wiele racji - także i w przypadku dzieci. w sumie zaczęłam się zastanawiać, czy nie da się więcej winy zwalić na rodziców i na strach rodziców przed tym, że ich dziecko będzie inne, będzie odstawało. może to nie tyle kolorystyka ciągnie dzieci na którąś ze stron, co po prostu dzieci często pozbawiane są możliwości wyboru. 'chcesz spodnie, kochanie? ale mamusia kupiła ci taką śliczną, różową sukieneczkę, no masz, nie marudź'. z zabawkami pewnie jest podobnie. no i prezenty od licznych cioć i wujków, którzy trafiają się raz na rok i kupują to, co akurat w telewizji reklamowali jako 'idealny prezent dla chłopca' etc. a dziecko co ma zrobić? bawi się tym, co ma. w sumie fajnym eksperymentem byłoby puszczanie dzieci wolno w sklepie z zabawkami [takich dzieci, które zawsze miały wybór etc.] i patrzenie, co sobie wybiorą. pewnie większość wybierze tak, jak sugerują reklamy, ale ciekawe, jaki byłby to procent xd
reklamy z facetem i pralką żadnej nie kojarzę [choć racja, to by pokazywało jakieś przemiany], ale za to motyw kuchenny jest naprawdę zabawny. bo w reklamach nastąpił przełom, faceci weszli do kuchni. zawsze jednak jest coś w rodzaju 'dziś są urodziny mamy, ugotujemy jej obiad' albo 'mama wyjechała, co by tu zjeść' etc. - nadal sugeruje się, że to kobieta gotuje, ale jednak facet też sobie jakoś radzi [a jak nie, to rozgarnięte dziecko mu pomaga]. zwykle to całkiem komicznie wychodzi, ale czytałam gdzieś jakieś feministyczne bulwersy, bo jak to, co to za obraz społeczeństwa i wstyd. jakie społeczeństwo, taki obraz jednak xd
stop, pamiętam motyw faceta z pralką! to ten, który dzwoni do matki, bo nie wie, jak odplamiacza/proszku użyć? w sumie to jak z tą kuchnią - niby coś się zmieniło, ale nadal trochę podśmiechujki, trochę stawianie na nieporadność, trochę jakiś dysonans. ale na pewno krok w stronę nowoczesności xd

no nie wiem, w końcu nikt się łosia na tronie nie spodziewa xd może martinowi zależy na elemencie zaskoczenia! a tak serio - nie no, myślę, że wybrnie z tego lepiej, ale nie zdziwię się, jeśli w szóstym tomie [najlepiej gdzieś pod koniec] podsunie nam ładnego, dorodnego, czerrrwonego śledzia w postaci jakiegoś łosia z pretensjami do tronu. znaczy się nowego łosia, bo teraz mamy i tak parę łosi. no i śliczne jest to, że odkąd w drugim tomie zrobiło się pięciu kandydatów na króla/królową, to cały czas wszyscy się mordowali, a pod koniec piątego tomu liczba w sumie niewiele się zmieniła, choć większość wspomnianych kandydatów nie żyje xd a skoro martin zadeklarował, że nie będzie już nowych postaci-narratorów, to znaczy, że liczba pretendentów do tronu też nie powinna drastycznie rosnąć. łośki mogą się pojawić, łośki to zawsze dobry plan awaryjny xd
ale tyrion ogarniał się przez pół książki, jeśli nie lepiej! ja już straciłam nadzieję, że się ogarnie jeszcze w tym tomie; ba, nie byłam pewna, czy się ogarnie, nawet kiedy zaczął już sobie zdawać sprawę, że jednak chce żyć i być wolnym. dopiero ostatni rozdział z jego perspektywy przywrócił mi w pełni wiarę. a ser jorah był taaaki biedny, no naprawdę, takie małe, słodkie emo. ale za jego ogarnięcie się też trzymam kciuki, w końcu bez niego ta seria byłaby taka smutna...! no dobra, pewnie tylko dla mnie. ale byłoby mi go szkoda, bo myślę, że ma potencjał, żeby jeszcze gdzieś tam na szóstym planie przemykać.
no słaby deal, ale to tylko świadczy o tym, jak nieudolnym politykiem jest dany. niby poszła na jakiś kompromis, ale jedyne, co tak naprawdę osiągnęła, to to, że krew będzie bardziej na cudzych rękach. może i ocaliła swoją armię - póki co - ale na co jej armia, jeśli nic z nią nie robi. okay, zaraz armia będzie zajęta, bo zacznie się zamieszanie pod murami, ale w siedzenie w mieście i... w sumie co, pilnowanie praw niewolników? pff. w każdym razie siedzenie w mieście nie zbliżało jej do westeros, a jednocześnie nie było w tym jakiejś finalności, jakiegoś 'okay, o to mi chodziło, zostanę tu na zawsze i zawsze'. i myślę, że to niemyślenie o konsekwencjach to i temperament, i młodość. głupota może nie, raczej bezmyślność, a to nie to samo w końcu xd jednak jak mówiłam - szósty tom napawa mnie optymizmem :D
okay, to ma sens - skoro varys doprowadził tyriona do gryfa, to pewnie faktycznie liczył na taki obrót spraw. do tego powrót dany do westeros w takim towarzystwie zrobiłby naprawdę dobre wrażenie. z jednej strony dziwię się varysowi, że nie przewidział jakiegoś planu B na wypadek takiej samowolki gryfa, z drugiej - w sumie czemu by miał przewidzieć, może zbyt długo myślał o nim wyłącznie jako o swoim pionku. wszystkim zdarzają się luki w genialnych planach. obawiam się tylko, że to spieranie dupska gryfowi może być ciężkie w realizacji - raz, że varys musiałby się zdecydowanie opowiedzieć po stronie gryfa [bo przecież nie skreśli go jako mięsa armatniego tylko dlatego, że popsuł plan. chyba xd] i próbować go wymanewrować z niebezpiecznej politycznie sytuacji. co mógłby zrobić, ale straciłby miejsce w king's landing i bezpośredni dostęp do wszystkich najświeższych plotek, a to by było słabe. no i jasne, gdyby doszło do wyboru tragaeryn vs targaeryn, to też stawiam na dany, w końcu ma smoki, nawet jeśli ma też pokręconą moralność. nie zazdrościłabym jednak varysowi znalezienia się w sytuacji, w której zdecydował się poprzeć gryfa i jakoś nad nim zapanował, a tu od tyłu podchodzą go tyrion z dany. ślicznie by się to czytało, ale... xd a jeśli chodzi o sadzanie na tronie - wydaje mi się, że jak martin już kogoś posadzi, to posadzi na dłużej, tzn. nie po to go posadzi, żeby zaraz obalić. i aż mi się żal tommena zrobiło, jak o tym pomyślałam, taki uroczy dzieciak, nawet jeśli nie lubi buraczków. bo jakoś mocno wątpię, żeby tommenowi pozwolono przeżyć. no, może jeśli siedem królestw znów stało się odrębnymi państwami, to tommena by pozwolono zabrać do casterly rock, ale jakoś wątpię.
[hurra! i oj tam, dziury fabularne. może w trakcie pisania się same załatają? xd i wiadomo, nigdy się nie kończy tylko na takich romansach. ale dobrze, dobrze, ja nie narzekam, ja się doczekać nie mogę :D]
w sumie... znaczy sansa odziedziczyła włosy po cat, może w dorzeczu było więcej osób o rudych włosach? bo mam wrażenie, że martin jakoś geograficznie te kolory włosów porozkładał, a przynajmniej rodami. pomijam już martellów i całe dorne, bo wiadomo, wygląd zdeterminowany klimatem, ale gdyby dobrze poszukać, to pewno by się jakaś do sansy podobna dziewczyna w dorzeczu znalazła. inna sprawa, że w dorzeczu trwa wojna i nikt by nie szukał. zatem racja, łatwiej xd
zapomniałam o minstrelu *facepalm*. tzn. pamiętałam, że theon z kimś rozmawiał, ale nie pamiętałam z kim. w sumie to możliwe, że to oni są duchem, pozyskanie planów winterfell nie wydaje się w ich przypadku niemożliwym. okay, nic nie mówię, bo w sumie połowy wątku nie pamiętam, ale jak teraz myślę, to jest to logiczne. może jest logiczne, bo się wyjaśniło, a ja zapomniałam? rany xD mam okropną pamięć xD
oczywiście nie pamiętam też, jak blisko z winterfell do pobliskich wiosek, choć jakieś muszą istnieć na pewno - w końcu ktoś musiał utrzymywać zamek, a sprowadzanie zboża czy warzyw z - z braku lepszego słowa - lenn to i strata czasu, i ryzyko, bo przecież na drodze różne się rzeczy dzieją. a nie wszystko da się składować przez długi czas i robić pokaźne zapasy. także na pewno coś w okolicy winterfell było, ale pewnie to też spłonęło, przynajmniej w części, a to, co nie spłonęło, mogło zostać porzucone. w sumie spalenie winterfell było jakoś tuż przed ostatnimi zbiorami chyba, bo gdzieś w drugim/trzecim tomie robb się martwił, że odrywa chłopów od ich pól. ciekawe, jak silnie chłopi byli związani z ziemią [w polskim systemie feudalnym nie mogli opuszczać wsi, a w takiej skandynawii byli właściwie wolni, mogli się przemieszczać etc.]. podobno martin ma wydać jakiś przewodnik po westeros, może tam będą takie pierdoły w rodzaju szczegółowo rozpisanych powinności lennika wobec wasala i innych takich. z przyjemnością bym to przeczytała xd
mury samego winterfell raczej przetrwały pożar, ale obstawiam [bo nie pamiętam xd], że wszystko, co nie było z cegieł, nadawało się do wymiany i to wymiany błyskawicznej. kojarzę, że gdzieś brakowało dachu [?], więc ruina jest określeniem jak najbardziej adekwatnym xd i ruina to świetne miejsce do gry w dziesięcioro murzyniątek :D
biedny rickon. już mi go szkoda xd choć spodziewam się, że gdyby faktycznie lord na M go sprowadził, to on i, być może, stannis by zajęli się kierowaniem poczynaniami dzieciaka [ale stannis raczej nie spocząłby na winterfell, może by się zatrzymał na północy na chwilę, ale potem pomaszerowałby na południe; lord na M mógłby się lepiej sprawdzić w zarządzaniu północą, w końcu stamtąd właśnie pochodzi], ale z powiernikiem byłoby gorzej. no i spodziewam się, że oshę by od rickona oddzielili natychmiast. aaa, naprawdę chcę nowy tom, muszę wiedzieć, co będzie dalej xd
no właśnie rewatcha zaczęłam nawet, ale potem zajęłam się paroma innymi serialami i filmami [taki maraton filmów z nikolajem coster-waldau się sam nie zrobi przecież xd] i gdzieś mi się to rozeszło. ale okay, to brzmi jak plan na październik :D jeśli chodzi o ros - w sumie nie przeszkadzało mi, że ją dodali, póki nie zrobili z niej jakiejś superważnej burdelmamy i powiernicy petrya. no serio? ile dziwek przechodziło przez jego burdel? czemu akurat jedna, którą znał tak krótko, miała być specjalna? okay, dzięki niej trochę popchnęli akcję i miało to ręce i nogi, ale nie powalała mnie ta kreacja. żona robba mnie TAAAK wkurzała. i jeszcze ta drama z ciążą. kurczę, jakby ją zabili, a nie była w ciąży, to byłoby za mało? no litości. okay, była całkiem sympatyczna, ale te słodziachne spojrzenia nad czyjąś amputowaną nogą... blah. zdecydowanie wolałam wersję książkową, przynajmniej można to zwalić na to, że robb najpierw pomyślał nie tą głową, co trzeba, a potem chciał być moralny i zrobić to, co - jak sądził - zrobiłby ned, postąpić honorowo etc. i to było okay; było głupie, ale miało ręce i nogi. miłość do grobowej deski do jakiejś sanitariuszki, którą można przelecieć parę razy i zostawić, bo nie ma tytułu i nie ma rodziny, która by za to mu wkopała, jest kompletnie idiotyczna. skoro ją tak kochał, to okay, ale na co mu ślub? w porządku, wiem, honor. to jest właśnie mój problem ze starkami, za często zapominam, że mają honor xd
edd jest absolutnie fenomenalny <3 ja może nie mam aż tak negatywistycznego podejścia do wszystkiego, ale też jest mi bliski :D
pamiętam coś takiego, tzn. to z drzewam, nedem i szeptaniem. ale nie mam pojęcia, jak bran mógłby się przydać. o ile nie nauczy się panować nad tym zdrzewieniem, to jest po prostu dzieciakiem ze zbyt dużą mocą. gdyby nad tym zapanował - mógłby się stać świetnym szpiegiem. no, inna sprawa, że musiałby przekazywać innym to, czego się dowiedział, a to mogłoby być trudne. o matko, oby martin tylko nie zrobił jakiejś zmiany w czasie, strasznie nie lubię majstrowania przy czasie i paradoksów czasowych.
też nie widzę dany na pyke, ale victarionowi zależy, żeby ją tam zabrać. albo zależy mu na tym, żeby się z nią ożenić, a potem się zobaczy xd w sumie wątpię, żeby coś z tego wyszło. ani romansu, ani ślubu, ani smoków, ani wspólnego kopania tyłka euronowi. biedny victarion xd

na pewno biedny irzykowski by się ucieszył i w podzięce załatwił jakąś inspirację xd
łał, prac rocznych na ADP się zwykle nie wrzuca [o ile wiem], więc to naprawdę musiało być coś! trzeba było wrzucać, lansu na APD nigdy za wiele xd nie, serio, ja bym wrzuciła. wątpię, żeby ktokolwiek przeglądał APD, ale zawsze to +5 do dobrego samopoczucia. no, chyba że sobie uświadamiasz, że wrzuciłaś pracę z błędem w pierwszym zdaniu streszczenia, co ja zrobiłam xd
ojej, ale gdzieś na pewno musi być miejsce, tzn. na czymkolwiek, bo przecież jeśli się nie przegiełduje, to zawsze można się wypisać. ale w sumie teraz giełda działa już na tyle długo, że szanse stają się coraz marniejsze.
taaa, u nas w grupie z PMP było chyba 35 osób, bo też każdy się mógł dopisać. to było strasznie miłe ze strony pani dr, która prowadziła zajęcia, bo wiadomo, że im większy tłum, tym ciężej się pracuje i tym więcej prac później do sprawdzania. ale to tylko udowadnia, że zakład PMP jest prostudencki i nie będzie robił problemów z dopisywaniem się :D jeśli chodzi o biblioteki - o mamo, nie wiem, w którym momencie, ale wytworzyła mi się straszna trauma związana z siedzeniem w borowym, więc zawsze odbierałam książki, kserowałam/fotografowałam i oddawałam, żeby tylko tam nie siedzieć, a jak coś musiałam wypożyczyć - wolałam iść do buwu. jakoś ta językowa mnie mniej przerażała, ale ile człowiek może z językowej wypożyczać xd buw ma przynajmniej ten plus, że można sobie wybrać miejsce, rodzaj siedziska, oświetlenie... nie, serio, gdyby nie to, że w buwie jest zawsze zimno, to naprawdę bym tam mogła przesiadywać całymi dniami. no i gdyby jedzenie pozwalali wnosić xd a kazania nigdy nie dostałam, ale moją koleżankę obsztorcowali za fotografowanie książek bez pozwolenia. ech, co im to szkodzi - szybsze niż ksero, książki się nie niszczą... ale wiadomo, panie w buwie są wyjątkowe xd
może nie będzie tak źle, może 30 września tylko te dwa wydziały ruszają... a może to będzie kompletna masakra i usos tradycyjnie się zawiesi na godzinkę czy dwie xd i jak rejestracja polonowa, udało się wszystko? :D
uch, kolizja terminów to najgorsze, co człowieka może spotkać. pamiętam, że ja cały plan ustawiałam pod seminarium, ale wiadomo, jak się ma dwa kierunki to ciężko tak zrobić xd prof. Ihnatowicz jest sympatyczna, chociaż ja nie jestem w stanie słuchać jej przez dłuższy czas - jej głos jest taki ciepły i usypiający xd ale nie słyszałam o niej negatywnych opinii poza kwestią głosu, a ludzie, którzy zdawali PMP, byli zadowoleni, bo mogli podyskutować, ale bez jakiejś specjalnej presji. a nazwa faktycznie świetna :D ale w końcu na semach jest po 15 miejsc, da się wcisnąć. jak zapisywałam się do Mistrza, to też strasznie szybko się miejsca rozeszły, ale nie miałam większych problemów. jednak ludzie zwykle jakoś się rozpraszają po tych semach i większych kolizji nie ma. no, jeśli by były - zawsze pozostają podania :D
ojej, to współczuję - inauguracja i spotkanie organizacyjne naraz, to dawka zabójcza. duża kawa i może da się przeżyć xd
dodam tylko, że cae nie jest takie przerażające. ja się strrrasznie bałam, bo to brzmiało tak poważnie, i certyfikat, i advanced, i w ogóle. a potem zrobiłam test próbny i okazało się, że niesłusznie się stresowałam. i wbrew temu, co ludzie podejrzewają, próbny nie jest w wersji uproszczonej, żeby się ludzie dali złapać, zapłacili i oblali - naprawdę tak wygląda faktyczny test xd moja koleżanka [ta, która charona nie chciała zaakceptować zresztą] strasznie się bała właśnie o to, że próbny był banalnie łatwy jako zmyłka, więc teraz wszystkich uspokajam xd
oj tam, niemożliwe xD cóż znaczy niemożliwe! xD a gościa nie znam, ale wrzuciłam kanał youtube'owy w linki, jutro się zapoznam xd główny problem w tym, że jeśli chodzi o gry komputerowe, to ja się zatrzymałam na etapie tych dosowych, ewentualnie pasjansów i sapera xd o, no i simsów, ale jedynki xd o, i flashowe tower defence'y uwielbiam, zwłaszcza jeśli akurat powinnam robić coś konstruktywnego xd także w ogóle mieści się to poza moimi zainteresowaniami, ale pooglądam. gość wygląda uroczo xd bułkę w gardle? czy ja wiem... nie, stop, wiem. szwedzki to taki trochę angielski, trochę niemiecki [pewnie gdyby przeczytał to jakiś szwed, to by mnie walnął, ale tak to wygląda z mojej perspektywy xd]; niemiecki to szczekanie, angielski mówienie z kluchą w ustach. szwedzi po prostu szczekają z kluchą w ustach, ot i tajemnica :D

oj tam, nikłe xd skoro podejście zbliżone do mojego, to wiedza pewnie też zbliżona do mojej. i pewnie jestem okropną ignorantką, ale uważam, że tyle starczy do orientowania się w tej sprawie. no, póki ktoś mnie nie wciągnie w rozmowę i nie wyjdzie na światło dzienne, że muszę się oczytać jeszcze xd ale racja, że chociaż nie ma co marzyć o mannie z nieba za nic, to nie ma też co cierpieć i trzeba szukać alternatyw w razie czego. co brzmi naprawdę pokrzepiająco, zwłaszcza że spora część ludzi teraz chucha i dmucha na pracę, bo ze znalezieniem drugiej może być problem, noale. zawsze są jeszcze fast foody xd
w sumie zaczęłam się czas jakiś temu zastanawiać, ile oceniany wynosi z list błędów, np. takich, jakie ja robię. bo pewnie, część poprawi, część oleje, część przemyśli, część puści w niepamięć, ale nie mogę jakoś złapać tej granicy między lisami pomocnymi a listami nużącymi xd będę nad tym jeszcze pracować, jak już ruszę tyłek i coś zacznę oceniać, bo póki co utknęłam nad redakcją i fakt, że deadline jest taaak daleko, sprawia, że w ogóle mi się nie chce myśleć xd

aaaa, bo mi się daty wydania pochrzaniły i jeszcze z datą wydania 'wirów'. mówiłam, pamięć mam koszmarną, jeśli chodzi o coś, co mogłoby mi się przydać, ale idiotyczne, popowe piosenki sprzed 10 lat nadal pamiętam xD ale i tak - szkoda modernistów, takiego by mieli druha w sienkiewiczu xd a płoszwoskiego miałam ochotę walnąć tosterem. początkowo czytało mi się dobrze, a potem zdałam sobie sprawę, że wszyscy mnie wkurzają xd tak z zaskoczenia zdałam sobie sprawę zresztą. czytam, czytam, czytam i bum, refleksja. czasami lepiej jest czytać bezrefleksyjnie xd

oj tam, w linkach na szlafroku. żebym ja jeszcze regularnie w te linki zaglądała xd ale zafavowałam i już niczego nie przegapię xd
wydaje mi się, że blogi pełnią dwojaką funkcję - jasne, raz - miejsce, żeby się wygrafomanić, bo zapanowało przekonanie, że pisać każdy może, jest dostęp do edukacji, jest dostęp do bibliotek, jest dostęp do klawiatur, więc czemu nie; ale dwa - to też może być próba przetestowania i siebie, i odbiorców przed napisaniem książki. i to jest troszkę, minimalnie niepokojące - co druga autorka bloga pisze książkę. te w wieku 13-16 najczęściej. nie mówię, że żadna nie byłaby w stanie napisać dobrej książki, ale większość... no, wiadomo, jak to jest z większością. i później idą sobie takie autorki do wydawnictw albo wydają własnym nakładem [bo przecież też mogą, kto im każe szukać wydawcy]. dobra, nie będę się tutaj oburzać moralnie i mówić, że literatura popularna a pfe, że tylko wysoka i tak dalej, ale czuję, że w którymś miejscu mnie ta egalitaryzacja rynku księgarskiego boli. jasne, nie można idealizować i nie można oczekiwać, że nastawienie na pisarza-rzemieślnika wróci, a każdy będzie chciał się rzemieślniczyć, ale, cóż, byłoby to miłe xd
ojej, chyba nigdy drarry nie czytałam. zachęcano mnie wielokroć, ale jakoś nie widzę obu panów jako gejów. mogłabym przeczytać coś o przyjaźni draco/harry - mogłoby być zabawne - ale romansu w ogóle nie czuję xd i biedna rowling! nie słyszałam o tym, ale mogę sobie wyobrazić xDDD
a pogoda, jak widać, zawiodła po raz kolejny, choć ja się dziś ugrzałam porządnie nad garnkiem z gotującymi się śliwkami na powidła. jesień ma jednak swoje plusy i powidła są jednym z nich xd


Ostatnio zmieniony przez sylville dnia Nie 2:38, 22 Wrz 2013, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
l-e-l
błędny ogniczek
błędny ogniczek



Dołączył: 22 Sie 2013
Posty: 73
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 16:54, 22 Wrz 2013    Temat postu:

Ja nie lubię demokracji, więc dla mnie to raczej nie problem (te zamachy), ale rozumiem, że dla większości demokracja jest najlepszym systemem wynalezionym do tej pory. Nie jestem zwolenniczką demokracji, bo co taka Beger na przykład zrobi? Zrobi pośmiewisko, tu coś, tam coś, nic konkretnego. Pośmiać się można, ale o jakąś konkretną decyzję (nawet głupią) ciężko. Ludzie w sejmie boja się, że przez jakąś niepopularną ustawę nie wygrają wyborów, a decyzję tę trzeba podjąć, bo inaczej będzie, że nic nie robimy. I tak w koło Macieju :-D Anarchia jest ciekawa literacko (przynajmniej dla mnie, nawet myślę nieśmiało, żeby coś takiego spróbować, ale może później), ale na pewno nie może się udać. Ludzie potrzebują lidera, inaczej są jak małe kotki we mgle. Coś by chcieli, ale nie wiedzą co, jak, gdzie, więc zaczynają się mordować i wychodzi z tego tyrania xP To takie luźne przemyślenia, nie jestem do nich zbyt przywiązana, jakby coś.
Kurwiki są fajne. Podobne do ogniki, więc wspaniale się tu konotują, można je potraktować jak metaforę i w ogóle xD
Jak przywykła, trzeba się przerzucić "Charona" na kogoś innego, ot! (-;
Rodziców tez bym obwiniała. Moja kuzynka jest w wieku przedszkolnym właśnie i w ramach takiego oswajania się, rodzice zabierają te dzieci na godzinkę do przedszkola i razem z maluchami się bawią. (pominę kretynizm tego pomysłu). Jakiś chłopiec podbiegł na środek sali, rozejrzał się (wiem z opowieści babci, która tam była z kuzynką) i wziął wózek i zaczął wozić lalke w tym wózku. Co na to rodzic? Ojciec. Ojciec czerwony jak burak, w ogóle wstyd na całą dzielnię, bo jego syn wziął wózek. Babcia oczywiście szyderczy śmiech - co to za chłopiec, który wozi lalki w wózku. Także to wina rodziców xP
Świętochowski jest świetny! Szczególnie w Dumaniach... i tych nowelach, które pasują do światopoglądu tam przedstawionego. Mamy jakieś ustalone schematy i konwencje w kulturze, więc dopasowujemy się do nich, nawet jeśli chcemy robić coś innego. O, wiem. Robimy często to, co wypada, bo inaczej nie zostaniemy zaakceptowani, a dzieci są takie, że nie wiedzą jeszcze, co wypada i ładnie wychodzi to, że te wszystkie granice i konwenanse są umowne.
Eksperymenty na ludziach zawsze są fajne ;-D
Najbardziej mi się podoba reklama, w której facet zajmuje się w domu dziewczynką i mówi, jakie to super zajmować się dzieckiem. Dziewczynka podbiega z "tato, tato, zrób mi warkocz", a on "francuz czy dobierany" (mogą to nie być te, bo reklamę zdjęto, do końca nie pamiętam i za bardzo na warkoczach się nie znam). Słodkie xP Ale racja. Te reklamy z nieudolnymi facetami to racja. Tylko że co mają pokazywać - jak już mówiłaś: mamy takie społeczeństwo, mamy takie reklamy". Mężczyzn raczej się nie wychowuje do prac domowych, więc skąd oni to wszystko mają wiedzieć? Mnie zabija przypisywanie umiejętności do płci (jak jesteśmy przy feministkach i bulwersach, to się pobulwersuję). Często kobiety w moim domu krzyczą na mnie, bo nie umiem nastawić pralki/zmywarki (serio nie umiem). No to mówię, że wcześniej pralki/zmywarki nie nastawiałam i nikt mnie tego nie nauczył. No, ale jestem kobietą - powinnam mieć to we krwi. Tak samo pewnie jest u facetów - może w końcu zmęczyć przypisywanie lubienia piłki nożnej wszystkim przedstawicielom płci męskiej lub umiejętności przybijania gwoździ. Nikt cię tego nie nauczy, ale ma pretensje. No i po foszku ;-D
Tak! Ten coś tam z kapsułkami, mała dziewczynka uświniła mamie białą sukienkę. W całej rozciągłości się więc zgadzam, ale chciałam jeszcze dodać (tak dla jasności, o tym też mówiłaś), że mamy takie reklamy, jakie mamy społeczeństwo. Skąd faceci mają wiedzieć, jak obiad ugotować, skoro się tak chłopcow nie wychowuje? Może rzeczywiście to jakiś krok naprzód.

Hm, sprawa z tym, kto zasiądzie na tronie jest - jak dla mnie - totalną zagadką. To Martin. Jakbym Martina nie znała, to bym powiedziała, że oczywiście Dany zasiądzie na tronie. Ale to jest Martin! Nawet jeśli jest szansa, że Dany będzie rządzić w Westeros, to taka sama, ze będzie to Stannis, jakiś randomowy łoś lub nawet... nie wiem, Rickon. (bo w sumie, czemu nie? xP). A jak juz zasiądzie, to nie podejrzewam, żeby czekały ją tam miód i orzeszki. Liczę na jakieś dużo bardziej skomplikowane zakończenie niż: "i żyli długo i szczęśliwe", a nawet "i żyli krótko i nieszczęśliwie". Zasłużyłam, a co! xD Nie jestem w stanie nikogo wytypować, nawet nie mam podobnych przemyśleń jak ty. To może być każdy! Ale jeśli rzeczywiście już nie będzie więcej narratorów, to też uważam, że można śmiało wybierać z puli obecnych kandydatów. Chyba że pojawi się trzeci Targeryen, ale to już przesada. Przesada, przesada...
A, to ciekawe. Jestem w momencie, jak meereeńczycy chcieli, żeby lew pożarł jego i Grosik (ale się bałam, chociaż wiedziałam, że bez przesady - nie może tak zginąć ulubiona postać Martina xP). Wydaje mi się, że powoli zaczyna się ogarniać i ruszać do boju, ale skoro mówisz, że to jeszcze nie czas, to czytam dalej (-; Nie no, Jorah musi się ogarnąć. W końcu cycki nie są najważniejsze na świecie... czy są? xD
Tak, może rzeczywiście bezmyślność bardziej niż głupota. W końcu skąd tej polityki miała sie nauczyć? Czasem brawura i wiara we własne siły wystarcza (patrz => kupno nieskalanych), ale częściej zawodzi (patrz => cały wątek w Meeren). Dany ma bardzo wyraźną wizję, jak by chciała, żeby to państwo wyglądało, ale zero pomysłu, jak to zrobić. Wszyscy musieliby jej słuchać i tak dalej (a handel? pf, handel xD), a tak nigdy w życiu nie będzie. Ale, kurde!, jak ona już coś zrobi, to zawsze jest to najbardziej epicka rzecz w moim życiu! :-D Nie zawsze ma się okazje uciec z przedstawienia na arenie nagrzbiecie smoka, pobiwszy go najpierw batem :-D Uwielbiam, jak ona robi takie rzeczy.
Może Varys wysłał ich tam, skrzyżował palce za plecami i czeka, co z tego wyjdzie xD Odrobina chaosu nikomu nie zaszkodzi... A tak serio, wyobrażam sobie, ze rzeczywiście coś mogło pójść nie tak - w końcu, gdyby mu wszystko wychodziło, byłby Mary Sue, a tego byśmy nie chcieli xP E nie, żartuję. On raczej ma podstawy dość mocne do tego, żeby mu się udawało. Varys może na nikogo nie stawiać, może ujawni się dopiero wtedy, kiedy jedna ze stron będzie na pozycji wygranej, żeby pomóc odnieść ostateczne zwycięstwo. Jemu w końcu nie zależy na tym, kto zasiądzie, jemu zależy, żeby zasiadł ktoś tego godzien, więc może rozstawia takie pionki to tu, to tam. Może Daenerys, może Gryf. A bękart Cersei raczej nie jest godzien, prawda? Hm, na razie tylko tyle jestem w stanie wymyślić. Nad Tommenem i jego kotkami już się rozczulam, bo to taki słodki i pogodny dzieciak. Rzeczywiście go szkoda, ale też nie widzę szans, żeby długo pożył. (a może Martin znów zaskoczy i będzie kazal mu na przykład uciekać (zabijac takie pocieszne dziecko? =/)? wiem, że później w ostatnim tomie dzieją się jakieś rzeczy w Królewskiej Przystani, więc na razie tylko tylę mogę sobie poprzewidywać).
[ha, mam już konspekt. dziurę też. to bardziej problem takiego kalibru, że mam sobie bardzo duży wątek i podbudowę i motywację żadną xP nie wiem, co zrobię z tym, szkoda mi wątek marnować].
Tak, kolory włosów są rzeczywiście rozłożone wg rodów, chociaż nie bardzo czaję, jak to działa xP Nie wiem, czy to serial mnie skrzywdził, ale wydawało mi się, że Cat miała ciemniejsze włosy od Sansy. I w dorzeczu nie było takich płomiennorudych ludzi jak Sansa. Ale to może faktycznie serial.
Tylko jeszcze nie bardzo czaję motywacji minstrela, a on chyba zginął przy próbie ratowania Aryi/Jeyne. A może nie zginął? Kończe post i wracam do czytania chyba xD Dziś mam dzień wolny od ambitnych książek na egzaminy końcowe z HLP, więc spróbuję jakoś podgonić. W każdym razie nie wiem, czy chęć umieszczenia tego wydarzenia w pieśni jest wystarczająco silną motywacją, jak na taką samobójczą misję.
Jak tak sobie czytam, to wydaje mi się, że ci chłopi chyba są uwłaszczeni. Mają swoje poletka dla siebie i od tego płacą jakąś daninę za dzierżawienie ziemi. Ale to bardzo luźne skojarzenia i wrażenia, więc rzeczywiście może być inaczej. O!, przewodnik po Westeros bym poczytała (-: Uwielbiam u Martina ten fetysz potrawowy, na każdym przyjęciu, każdym zebraniu najważniejsze jest to, co jedli. Ale to chyba taki sposób Martina na pokazanie obyczajowości danej ziemi, kultury czy w ogóle - wiemy na przykład co się uprawia na danym terenie dzięki temu. Niemniej - to bardzo urocze ;-D
Tak, tam w Winterfell musi być bardzo klimatycznie do prowadzenia takich gierek z otoczeniem. Idealne miejsce na jakąś masakrę z udziałem więcej lub mniej wymyślonym duchem. Z dachem też pamiętam - było coś. Ale nie mogło być całkiem zniszczone, bo Theon się przechadza i wspomina, że tu, w tym miejscu, bawił się z Robbem, więc stało. Pisałam, że tam nic nie było? Oj, źle pisałam w takim razie...
A mi go nie szkoda. Mi go było szkoda, bo dziecko nie miało w ogóle osobowości xD (chociaż na ile można wymagać osobowości od 3-letniego dziecka, ale bardziej mi brakowało po prostu uwagi - w serialu fajnie zrobili, bo miał z jedną swoją scenę, ale w serialu jest starczy... dobra, nie czepiam się!). W każdym razie to wstyd by było zapominać o tak ważnej postaci xP Moja mama była oburzona tym, że Rickona się tak odsunęło, więc się ucieszy, jak jej powiem, że wraca. Też chce wiedzieć, co będzie :-D Uwielbiam takie zagmatwane historie. Myślę, że powrót Rickona wiele zmieni. Może nie w samej grze o tron, ale chociaż w nastawieniu władców. Stannis z jego kręgosłupem mógłby się nim zając, ale Stannis ma ambicje sięgające żelaznego tronu (bo nie wiem, na ile ambicja ratowania świata jest jego, a na ile Melissandre xP). Hm, to ciekawe, co będzie z Oshą. Może już się rozdzielili? W końcu trochę czasu minęło, mogło się u Rickona wiele rzeczy pozmieniać.
Ja robię rewatcha jakoś w lutym, bo w marcu nowy sezon, to pasuje poprzypominać sobie stare dzieje. No tak, nie wyjaśnili w ogóle, czemu Ros tak nagle zaczęła awansować, poza tym nie bardzo podobało mi się, że Petyr uzewnętrznia się przed jakąś dziwką - on w książce mówił o swoim uczuciu do Cat albo przed kimś bardziej umotywowanym, albo to były tylko jego przemyślenia. A wiadomo - w serialu pasowało, żeby to komuś powiedzieć. Tylko komu? Ros nie była najlepszym wyborem, ale jak już musi być, to musi. Żona Robba była miła, ciepła i skromna xD Poza tym ona mogła zostac jego żoną - była jakąś arystokratka, tylko nie z Westeros chyba. Ja ją lubiłam, racja, że w książce to było bardziej prawdopodobne, ale takie suche. Tutaj przynajmniej mamy dramę. Z dzieckiem było okropne - nie odzywam się, to ewidentnie chodziło o dramę i jeszcze dzieciaka nazwali Nedd. Serio? -.-
Myślę, że Bran ma do odegrania rolę bardziej w tej wojnie z zombiakami niż w grze o tron. Ja go kompletnie nie widzę ani w roli szpiega z tymi supermocami, ani w roli kogokolwiek innego. Też nie lubię majstrowania w czasie =/ To by było strasznie tanie.
Uwielniam myślenie Victoriona. Euron jest panią zza morza? Euron jest zły. Nie mogę obalić Eurona? To sobie wezmę tę laskę. Nie pomyślał nawet, że mogłaby tego nie chcieć. I jak takie myślenie nie jest niebezpieczne w przypadku zwykłych kobiet, to Dany rzeczywiście musialaby chcieć (smoki, nieskalani, królowa Meeren) :-D On, wydaje mi się, polegnie z takim fajnym prostym myśleniem prostego woja i marynarza z Pyke :-D

Oj, nie, chyba nie coś. Po prostu liczba znaków sie zgadzała, żeby była praca licencjacka, nie prezentacja xP Ja jestem człowiek szalony, większość mówiło, że powinnam wgrać, bo egzamin będzie lżejszy, ale uznalam, że ta praca to nie do końca to, o co mi chodziło. Ja natomiast zrobiłam obrzydliwego byka w tytule po angielsku. Musiałam tytuł opowiadania przetłumaczyć i wyszło 'Doctor Lipek's Bulb', a do APD wgrałam 'Doctor Lipek bulb'. I nie zauważyłam -.- Na szczęście ludzie zwracają uwagę bardziej na śmieszne 'bulb' niż byki gramatyczne, więc może nikt mnie nie zlinczuje (nikt się jeszcze chyba nie kapnął) xD
Właśnie musi być miejsce gdzies w jakichś głębinach, bo nic nigdzie nie widzę. Trudno, pójdę do niego i zapytam, czy można mnie dopisać. A mówiłaś, że z instytutu drugiej połowy XIX nie robią z tym problemów, więc może się uda (-;
Mnie językowa bardzo przeraża, jeszcze nigdy w niej nie siedziałam. Zawsze zamawiam, biorę, kseruję i uciekam. W BUW-ie czuję się jak w wielkim akwarium. Wolę bardziej kameralne przestrzenie do nauki, ale jak naprawde już nie ma co ze sobą zrobić, to idę tam posiedziec i poczytać. Mnie właśnie bardziej za ten jogurcik zjechali niż za fotografowanie. Pewnie chodzi o to, że jest ksero - 40gr za stronę, wiec powodzenia. W sumie dziękuję Bogu za ten skaner, bo za skany tylko 10gr, potem można za 10gr wydrukować i to będzie aż 20gr różnicy xD
Mam nadzieję, że nie będzie źle z tą rejestracją. Oj...
Polonowa się udała, uf ;-D Dwie minuty i po wszystkim. Potem - po godzinie! - pisze do mnie koleżanka, czy zarejestrowałam się na filozofię i metodologię, a ja: "CO!? D:", ale się zarejestrowałam wszędzie. Na razie nic nie koliduje (-: W planach mam tylko (aż?) dwa kolidujące wykłady.
O, cieszę się, że prof. Ihnatowicz jest sympatyczna, bo miałam przyjemność tylko podręcznik do egzaminu PMP. Ale jestem zaskoczona, bo bardzo mało osób jest zarejestrowanych u niej - praktycznie wszyscy z mojej grupy licencjackiej i chłopak, którego nie znoszę xD Może się przepisze?... xP
Duża kawa, coś dobrego i dam radę (-;
O, dobrze wiedzieć, bo ja pewnie bym się strachała, że próbny jest uproszczony. Dziękuje w takim razie za info. Trzeba się będzie zainteresować w końcu czymś poważnym!
http://www.youtube.com/watch?v=CaXcynhgPUc&feature=c4-overview&list=UU-lHJZR3Gqxm24_Vd_AJ5Yw => polecam ten filmik, bo gra jest niesamowita i straszna, poza tym nie jest długi. Chyba że wolisz po szwedzku, to gdzies jest i bym znalazła, ale siostra męczy, żeby ustępować, bo się uczy i nie mam za bardzo czasu. Chcę skończyć post i zabrać się za Martina.
No w sumie. Szczekają z kluchą w ustach - no, może rzeczywiście ;-D

Ludzie w ogóle mają straszny problem z pracą. Nie wiem, czy to się bieże w ogóle z tej mentalności - nie ma pracy i nieważne co zrobię, jej nie będzie, więc nawet nie próbuję. Czy rzeczywiście jej nie ma, co jest tragedią. Ja za granicę się nie wybieram, a ponoć nadal ludzie jeżdżą na zmywak - trochę chyba nie te czasy, żeby się tak nie szanowac i swojego wykształcenia. Ale może znowu idealizuję rzeczywistość? xP No i dzięki bogom za fast foody xD
Ciekawe jest też, czy w ogóle taki klient czyta tę listę błędów. Mi się tego tak strasznie nie chce robić, więc daję jakieś rady bardziej na przyszłość, bo to chyba normalne, że ludzie nie poprawiają, bo im się nie chce grzebać w starych postach (chociaż ja poprawiałam, jak publikowałam i zgłaszałam się do ocenek).

Uznałyśmy z egzaminatorką na egzaminie z PMP, że Płoszowski to taki XIX-wieczny hipster xD Popisuje się, ale nic pod tym nie ma, tylko podnieta, jaki to ja jestem inny. Tak! xP Mnie też czytało się z początku dobrze, ale te Anielki i te Płoszowskie mnie tak rozsierdziły... Ale ksiażkę warto przeczytac. Zeby chociaż można było potem podyskutować o niej (-:
Irzykowski nie pochwala czytania bezrefleksyjnego D: Jak możesz?

O, dziękuję (-: Zapomniałam o tych ulubionych, teraz trochę inaczej na mylożku (-:
Pamiętam, ze kiedyś na tekst na blogu mówiło sie opowiadanie i koniec. I to było coś innego niż opowiadanie w sensie gatunkowym. Bo to było jak taka twórczość publikowana w rozdziałach. I termin całkiem niezły, bo nie jest taki napuszony jak powieść czy książka, a tak mniej więcej każdy wiedział, co to jest. Tak na czuja. Teraz pisze się powieści i książki. Aha. Tylko że literatura popularna to nie znaczy, że musi być kiepskie. Dobra powieść popularna nie jest zła xD
Trochę trzeba nagiąć kanon, to fakt. Ale Draco wtedy jest tak zabawny, że nie da się tego nie kupić xD Ja widzę Harry'ego geja, oj widzę xD
Powidło śliwkowe *.*
Powrót do góry
Zobacz profil autora
sylville
grupa trzymająca władzę
grupa trzymająca władzę



Dołączył: 03 Kwi 2013
Posty: 383
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: mazowsze

PostWysłany: Pon 23:11, 23 Wrz 2013    Temat postu:

z demokracją problem jest taki, że we wszystkich jest jakiś strach przez tym, co mogłoby przyjść zamiast demokracji. jasne, w dużej mierze strach ten bierze się z tego, że demokracja jest gloryfikowana, jest nie tylko systemem, lecz także wartością, jest czymś, o co warto walczyć i zabijać etc. no i w główkach wielu - także w mojej, choć nie jestem z tego szczególnie dumna - nie ma dobrej alternatywy. zgadzam się, że demokracja ma wiele problemów i że niewiele spraw jest załatwianych, bo robi się z tego konkurs popularności bardziej niż faktyczne sprawowanie rządów. ale trochę za dużo nas wszystkich na demokrację bezpośrednią xd
może nawet nie tyrania by z takiej anarchii wyszła, ale tworzyłyby się jakieś grupy/bandy, potem sojusze i cholera wie, co jeszcze, bo nie sądzę, żeby ludzie mogli żyć zgodnie, gdyby tak któregoś pięknego dnia obudzili się bez żadnej władzy nad sobą. już pomijam, ile miejsc pracy by zniknęło, ale bez takiej stałości, bez czegoś, co prowadziłoby za rączkę, ludzie nie daliby rady. znów - za dużo nas, zbyt długo byliśmy wrzuceni w systemy etc. choć faktycznie, mogłoby się o tym fajnie pisać. no, może raczej - z mojej perspektywy - czytać, bo w tekstach zawsze mi wychodzi tak pesymistyczna ludzka natura, że mój tekst o anarchii brzmiały 'i wszyscy się pozabijali' xdd
kurwiki są fajne z punktu widzenia językowego, ale nie jak się myśli o nich jako o wyznaczniku języka polityki czy coś xD
uch, biedny dzieciak [tzn. ten od wózka]. no i właśnie przez takie akcje rodziców później się tworzą bezsensowne uprzedzenia i cholera wie, co jeszcze. a niech sobie ten biedny dzieciak z wózkiem jeździ, co to komu przeszkadza. rodzice, pfff. żeby to jeszcze wynikało z tej troski o to, że dziecko nie zostanie zaakceptowane przez inne dzieci, ale gdzie tam, to właśnie chodzi o to, żeby ojciec był dobrze postrzegany na dzielni. przez innych ojców, inne matki etc. i biedny dzieciak nie może się bawić wózkiem, bo ojciec ma kompleksy. no toż to ręce opadają. [i, wiadomo, polać świętochowskiemu xd]
awww, pamiętam tamtą reklamę, świetna była. nie pamiętam, co reklamowała, ale te warkocze pamiętam :D szkoda, że takie miłe i pozytywne reklamy są w mniejszości jednak. a jeśli chodzi o nabywanie 'kobiecych' umiejętności z powietrza, to też mnie to zastanawia. nie umiem włączać mikrofali/zmywarki, bo nie mam i nie chcę mieć, ale zawsze to wywołuje jakieś zdziwienie - no bo jak to? to umie każda kobieta. z pralką jestem sobie w stanie poradzić, ale pamiętam, jak w lipcu z dziewczynami we cztery rozkminiałyśmy, jak włączyć pralkę, bo niby była włączona, a nie szło. w każdym razie faktycznie panuje przekonanie, że to powinno być naturalne i proste, a jak się kobieta [że w sensie ja] weźmie za wymianę żyrandola, to najpierw się nasłucha, że spali instalację i korki wywali [już nawet nie wspomnę, jakim szokiem było, że ja korki umiałam wyłączyć!], a potem ludzie będą nieufnie patrzeć na tenże żyrandol, bo niby wszystko okay, ale nie wieszał tego facet, więc coś może być nie tak. bo wiadomo, każdy facet jest elektrykiem. dobra, to mnie frustruje, więc się też pobulwersiłam xD
a tak w sumie i w nawiązaniu do 'mamy takie reklamy, jakie mamy społeczeństwo', i 'przecież chłopców się inaczej wychowuje' przypomniało mi się, że przecież, kurczę, w podstawówce na technice nawet co innego robili chłopcy, a co innego dziewczynki. myśmy gotowały, szydełkowały, cerowały, szyły, tkały, a oni... w sumie nie wiem, ale zawsze zazdrościłam chłopakom, bo potencjalnie mogli robić coś, do czego był potrzebny śrubokręt lub młotek xd ale, o ile się nie mylę, teraz techniki/zpt w ogóle nie ma w podstawówkach, więc niby nie można mówić o narzucaniu ról w zależności od płci, ale nie można też mówić o przygotowywaniu młodych ludzi do przyszywania guzików xd

właśnie za to uwielbiam martina - też nie mam pojęcia i mogę śmiało mówić, że chcę na żelaznym tronie zobaczyć hodora albo którego white walkera xD okay, może martin by się aż tak daleko nie posunął, ale coś podobnie zaskakującego byłoby w jego stylu. bo racja, gdyby to był przypadkowy kawałek fantastyki, który złapałam przypadkowo, to obstawiałabym, że to będzie dany. ale teraz mam wrażenie, że wybór dany byłby zbyt oczywisty, no w końcu to martin. ale może skoro wszyscy myślą, że to nie będzie dany, to jednak będzie dany? albo to ja myślę, że wszyscy myślą, a nie wszyscy myślą... ta-ak, w ten sposób mogę wysnuć wiele, wiele teorii, ale w życiu nie opowiem się za jedną, bo będę je sobie sama rozbijać. w każdym razie w trzeciego targaeryna nie wierzę, ale muszę lepiej ogarnąć, jakie plany ma dorne, bo prawie nic nie pamiętam, a potem mogłabym zacząć tworzyć i rozbijać kolejne teorie xd chociaż do bukmachera bym jeszcze nie szła xd ale na pewno martin nas nie zostawi z 'i żyli długo i nieszczęśliwie'; wierzę, że podwiąże ładnie wszystkie wątki :D
może ja po prostu później dopiero ogarnęłam, że tyrion się ogarnął. ale pamiętam, że pod koniec książki miałam takie 'ooo, to jest właśnie tyrion, no witaj, zrób tam imprezę'. a potem bum, koniec książki xd co było podłe, bo wiedziałam, że mam jeszcze dwie części, ale jedna to był sam epilog [jak ja tego ebooka cięłam xD], a druga to te listy bohaterów, do których nigdy nie zajrzałam. także nie mówię, że nie mógł się ogarnąć wcześniej, mogłam mieć betonowy moment i nie zauważyć xd
i ja bym powiedziała, że cycki nie są najważniejsze, ale co ja tam wiem; myślę, że jorah może mieć zgoła inne zdanie na ten temat, w końcu dla cycków zdradził królestwo. kto wie, co zrobiłby dla drugich, młodszych do tego? xD
racja, dany ma dobre takie sceny - epickie odloty na smoczym grzbiecie i takie tam, ale to tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że nikt nie powinien jej się nawet pozwalać zbliżać do polityki. okay, mogłaby odbić tron - to sobie wyobrażam. ale posadzenie jej na nim na dłużej niż pięć sekund byłoby fatalnym rozwiązaniem xd
w sumie zastanawiam się, czy varys mógłby stać z boku i patrzeć, jak gryf aż się prosi o to, żeby ktoś go skrócił o głowę. na logikę lepiej byłoby się nie mieszać, ale, kurczę, w końcu varys utrzymał go przy życiu przez tyle lat, czy nie wolałby zrobić czegoś, by go ochronić? nie jestem pewna xd wiem, że sensowniej byłoby się nie wychylać, ale co niewychylanie się da, jeśli przyjdzie taka dany i spali całą stolicę. wtedy varys nie pokombinuje nawet, gdyby chciał. może z dwojga złego lepiej się ujawnić i poprzeć gryfa?
i ja bym chciała, żeby tommen uciekł. naprawdę. niech ucieka daleko i nigdy się nie przyznaje, kim jest xd ale ja mam miękkie serce, martin pewnie by na to nie poszedł. chociaż nie liczę na nic równie spektakularnego jak pasztet joffreya, to spodziewam się, że jak już zacznie się jakaś rewolta, to tommen zginie. chyba że tyrellowie są potężniejsi, niż mi się wydaje. w sumie mają tę przewagę, że dysponują większymi zapasami żywności - w końcu na ich terenach nie było większych walk, tylko tyle, ile renly zdołał powalczyć, później było miło, grzecznie i spokojnie. tyrellom powinno zależeć na utrzymaniu tommena na tronie. i na pokoju, bo mogą sprzedawać nadwyżki towarów xd
[nie wszystko musi mieć motywację - od czego są momenty spontanicznego szaleństwa? albo można to tak rozpisać, żeby czytelnik miał wrażenie, że zna motywację, a tak naprawdę musiał ją sobie domyślić xd]
też nie czaję, ale co tam, musiały być jakieś uproszczenia, inaczej w pierwszym tomie nie byłoby CSI Winterfell xd i wydaje mi się, że włosy cat określono jako 'kasztanowe', podobnie jak sansy, ale głowy nie dam - tzn. wydaje mi się, że jedna i druga były brązoworude, a serial trochę to ponaciągał. ale z równym powodzeniem mogło mi się coś pomerdać. i wydaje mi się, że gdyby dobrze poszukać po wszystkich kuzynkach, to ktoś by się z odpowiednimi włosami znalazł, ale to nie czas na szukanie.
a nie pamiętam, czy zginął xD' pamiętam, że był i kim był - i na tym moja pamięć się kończy. i lol, to by była najbardziej artystyczna motywacja samobójstwa, o jakiej w życiu słyszałam. nie wiem, czy martin aż tak wierzy w sztukę - starczy, że wierzy w kuchnię. połowa tego, co tam jedzą, wydaje mi się koszmarna, ale przez sansę miałam taaaaką ochotę na ciasteczka cytrynowe, że aż nauczyłam się robić lemon curd i piec z nim ciasteczka, bo miałam dość biegania do biedry po markizy. i obwiniam o to martina. gdyby nie on, totalnie nie jadłabym tylu ciasteczek xd w ogóle to ktoś namawiał martina właśnie na napisanie książki kucharskiej westeros, więc nie zdziwiłabym się, gdyby ten przewodnik składał się w znaczącej części z kwestii kulinarnych. które, jasne, są interesujące i fajnie podkreślają różnice kulturowe, geograficzne itd., ale, cholera, wolałabym jasno wyłożone zasady dziedziczenia tronu/tytułu, rozpisane lenna, opisaną strukturę społeczną, opisane style architektoniczne i takie pierdoły xd o, i znalazłam info, że przewodnik wyjdzie jesienią przyszłego roku. więcej nic na jego temat nie wiadomo, a przynajmniej mi się nie udało wygooglać.
ależ rickon miał osobowość. okay, nie osobowość. miał kudłaczka. kudłaczek był lepszy od osobowości, bardziej zapadał w pamięć xd w serialu miał tyyyle czasu antenowego, że aż przez lwią część trzeciego sezonu bawiłam się w liczenie, ile słów powiedział. do sceny rozstania z branem mogłam policzyć na palcach. ale w sumie fakt, że i książka, i serial traktują go trochę po macoszemu, może sugerować, że martin ma wobec niego jakiś wielki plan - w końcu mógł go gdzieś mimochodem uśmiercić albo pozwolić scenarzystom zrobić z niego ciekawszą, bardziej aktywną postać. a tu figa. dlatego też liczę na zmiany, które przyniesie powrót rickona [to brzmi prawie jak powrót batmana, oby osha nie zmieniła się w kobietę-kota xdd]. bo, rzecz jasna, zakładam, że osha go nie zostawiła samego, pewnie wróci razem z nim. martin w jakimś wywiadzie mówił, że serialowa osha tak bardzo mu się podoba, że książkowej chce poświęcić więcej uwagi, więc na pewno ją dostaniemy :D poza tym - wyobraź sobie scenę z oshą i stannisem, no wyobraź sobie tylko :D już mi się chce śmiać, a nawet nie wiem, czy to w ogóle dojdzie do skutku :D
w lutym jakoś nigdy nie mam ochoty na rewatche - zwykle mam już powyżej uszu wszystkich seriali i gdyby nie zbliżająca się premiera GoT, to w ogóle bym się obraziła i żadnych nie oglądała xd ale podejrzewam, że jeśli będę miała wymagającą ciut więcej niż minimalnych nakładów sił sesję, to rewatcha machnę w styczniu. do marca/kwietnia nie zapomnę, co się działo xd
awansu ros nie wyjaśnili, bo nie potrafili - potrzebowali jakiegoś randoma, więc wrzucili ros. i tyle xd nie pamiętam, komu petyr uzewnętrzniał się w książce [może dopiero sansie? na pewno nie były to jego przemyślenia, bo, o ile pamiętam, nie miał własnych rozdziałów], ale scenarzyści albo nie mogli tego zgrać, albo potrzebowali uzewnętrznienia wcześniej, więc wyszło, jak wyszło. a żona robba była miła, ciepła i skromna, jasne, ale to nie są najważniejsze cechy, które sprawiają, że w westeros zostaje się czyjąś żoną. i tak, była jakąś arystokratką, ale nie z westeros - co oznaczało, że ślub nie był konieczny. była sanitariuszką. królowie nie powinni brać za żony sanitariuszek, nawet jeśli są arystokratkami z essos. ech. w książce to było śmieszniejsze, cały ten hejt cat. robb był tak szczeniacko zaloffciany i trochę zirytowany tym zaloffcianiem, że gdzieś mi ta sztywność znikała. o wiele bardziej podobała mi się książkowa żona xd ale może to kwestia tego, że najpierw czytałam, potem oglądałam - gdyby było inaczej, może bym nie marudziła. i, o matko, wyparłam, że w serialu chcieli to dziecko nazwać ned. no serio? tego się widzom nie robi, to nawet nie drama, to niska i oczywista próba grania na uczuciach. mam nadzieję, że to nie martin pisał scenariusz tego odcinka. [ale za to prawdopodobnie w odcinku pisanym przez martina w sezonie czwartym będzie ślub joffa, nie mogę się doczekać :D].
w sumie nie wiem, jak bran mógłby się przydać do walki z zombiakami, ale nie wiem też za wiele o zombiakach, więc może i racja. niech pomaga, w czym chce, byle robił to w małej licznie rozdziałów i nie mieszał czasu xD
no bo victarion jest samcem alfa i pseudowikingiem, co on będzie myślał, czy laska chce - on chce i to wystarczy xD i co tam smoki, smoki, on się smoków nie boi xD to inny typ betonu, ale też go lubię xD i w sumie zastanawiam się, czy martin pozwoli mu tak łatwo polegnąć, bo tam gdzieś ten czerwony kapłan się jednak kręcił. oby nie było kolejnych wskrzeszeń, bo i tak już jedno wisi w powietrzu.

w takich chwilach żałuję, że sama nie wpadłam na to, by napisać pracę zamiast prezentacji, bo skracanie było koszmarne, a efekt końcowy strasznie niespójny. no trudno, było, minęło xd
ajć, faktycznie obrzydliwy. ale to podobny poziom, co moje pierwsze zdanie streszczenia, które też ślicznie wisi w APD. "Tematem pracy jest ukazanie...", no po prostu facepalmnąć to mało. ale żyję nadzieją, że nikogo mój temat nie zainteresuje i nikt na streszczenie nie spojrzy xd i skoro mnie nikt nie zlinczował, to Ciebie też nikt nie zlinczuje xd podejrzewam, że w APD jest pełno takich kwiatków xd
językowa zawsze wydawała mi się taka spokojniejsza i jakoś nikt nie patrzył na mnie zbyt potępiająco, jeśli postawiłam torebkę na środku przejścia [patologicznie stawiam torebkę na środku przejścia i walę nią ludzi, ale to nie moja wina, to wina torebki xd]. no, potem zobaczyłam, że zimą nie jest tam za fajnie - tu przecieka, tam zawiewa - i wróciłam do metody wypożyczyć - przefociać - oddać - uciec xd a buw nie jest taki zły; tzn. do tej pory czytelnia czasopism [chyba; w każdym razie ten cichy pokój za tronem papieskim] mnie przeraża i jak parę razy musiałam tam wchodzić, to miałam wrażenie, że ktoś mnie walnie, bo mi glany za bardzo trzeszczały [bo moje glany są podłe i zawsze trzeszczą/skrzypią, kiedy powinny być cicho, nawet przestałam przez nie kościoły zwiedzać, bo to się robiło naprawdę idiotyczne xd] i na pewno wszystkich rozpraszałam. ale pokój za tą cichą salą jest całkiem przyjemny, można tam siedzieć. o ile już się przeżyje spacer przez cichą salę. kiedyś miałam też fazę na zaszywanie się w kącie przy dziełach zebranych lenina albo gdzieś między historią XIX wieku a geografią australii i oceanii - też było miło i przytulnie. tylko zimno. nie wiem, gdzie w buwie nie jest zimno, ale jeśli nie postawią na lepsze grzejniki, to powinni chociaż wysyłać bernardyny z beczułkami pełnymi rozgrzewających napojów xd a co do ksera - to jest absurd, normalny absurd. ja wiem, że stare maszyny i drogi toner, ale 40gr to jest rozbój w biały dzień. skaner faktycznie jest wybawieniem, ale i tak wolałam się zaszywać gdzieś między regałami i fotografować, ewentualnie, jeśli nie było kolejek, wypożyczyć, wynieść, przefociać, wrócić i oddać xd i niech nie myślą, że na mnie zarobią, pff xdd
o matko, przerażające są momenty, kiedy człowiek myśli, że zapisał się na wszystko, a tu nagle ktoś mu mówi, że wcale nie xD i yay, no to świetnie, że się udało i nic nie koliduje. dwa wykłady w tym samym czasie to jeszcze nie koniec świata - zwłaszcza jeśli to któryś, na którym nie wymagają obecności xd
ojej, może to nie kwestia tego, że mało osób chciało do niej, ale tego, że inni znaleźli tematy, które im bardziej odpowiadają? jak jest ze 20 semów, to ładnie się to wszystko rozkłada i rzadko jest krwawa batalia o ostatnie miejsce. w końcu wszyscy mają inne zainteresowania i inne sympatie naukowe [bo nie oszukujmy się, osoba prowadzącego pewnie też przekonuje niezdecydowanych]. a z osobami, których się nie znosi, da się żyć. przeżyłam takiego sema, nikt nikomu do oczu nie skakał, ale było sporo ignorowania xd
obejrzałam i mam atak śmiechu. okay, czuję się wkręcona, będę gościa dalej oglądać, bo te komentarze były urocze. i ten akcent, o mamo, akcent był czadowy. i bardziej jak klucha niż jak szczekanie, kurczę. coś jest nie tak. będę musiała obejrzeć - dla celów badawczych, rzecz jasna - więcej :D

wydaje mi się, że to bardziej kwestia mentalności i jakiegoś przekonania, że skoro mam już magistra, mam jakieś poczucie własnej wartości, to nie będę pracować tu, tu i jeszcze tam, no, ewentualnie mogę przyjąć pracę siam, ale tylko, jeśli dostanę służbowy telefon. no i z tym faktycznie są problemy, szczególnie dla humanistów. ale jeśli człowiek nie chce od razu piąć się na szczyty kariery, to zawsze się gdzieś zaczepi, a jak mu się poszczęści - może nawet nie w fast foodzie. przynajmniej chcę w to wierzyć xd i tak, ludzie nadal jeżdżą na zmywak, ale wydaje mi się, że ta pierwsza, największa fala już minęła i teraz częściej jeżdżą ci, którzy faktycznie mogą coś temu rynkowi pracy zaoferować, tzn. zajmą stanowiska ciut wyższe, do których trzeba ciut większych kwalifikacji niż 'mam dwie ręce, nie mówię w tym języku, nie boję się wody i płynu do naczyń' xd
w sumie ja zwykle poprawiam, ale dlatego, że to mało roboty - gdybym miała parędziesiąt błędów na notkę, to by mi się nie chciało. dlatego spodziewam się, że ocenianemu też się może nie chcieć, ale z drugiej strony mam taki dyskomfort, że niby mogę mu powiedzieć, że ma problem z tym i z tym, ale jak to tak bez przykładów. przykłady są ważne. a później wychodzą mi takie listy, a pfe xd ale racja, że rady na przyszłość to lepszy pomysł; muszę spróbować się odczepić od tego przymusu udowadniania, że ja nie zmyślam i autor naprawdę robi błędy xd

świetne określenie, płoszowski był fenomenalnym hipsterem xD
i ja wiem, że irzykowski nie pochwalał. i ja się z tym bardzo źle czuję, ale czasami jak trzeba przez coś przebrnąć i jak to człowieka zaczyna boleć w mózg, to ten mózg trzeba wyłączyć ze względu na higienię psychiczną.

ale 'opowiadanie' nie ma już tego brzmienia, 'opowiadanie' to coś prostego i lekkiego, i krótkiego. teraz wszystko musi mieć tomy albo części, ewentualnie księgi - bo to dobre, mocne, poważne słowa, więc od razu wiadomo, że to dobre, mocne, poważne teksty xd wiadomo, to się automatycznie przekłada xdd i nic to, że księga taka może mieć osiem rozdziałów po dwie strony każdy, księga to księga xd no dobra, śmieję się parszywie. 'opowiadanie' nadal funkcjonuje i ma się dobrze, ale gdzieś tam jest jednak tendencja, żeby traktować to wszystko poważniej i 'książkowo'.
dobra powieść popularna jest świetna. tylko, cóż, musi być dobra :D
wyobrażam sobie, że byłoby to całkiem poważne naginanie kanonu, ale czemu nie, w końcu kanon nie beton, można naginać xd ale harry przecież jest taki zakochany w cho/ginny, że jak tu z niego geja zrobić? no nie sposób xd
Powrót do góry
Zobacz profil autora
l-e-l
błędny ogniczek
błędny ogniczek



Dołączył: 22 Sie 2013
Posty: 73
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 19:35, 25 Wrz 2013    Temat postu:

No i poza tym demokracja to wielka pochwała ludzkości, a my tak bardzo lubimy sobie pochlebiać. No bo wszyscy sprawujemy władzę, prawda? Głosujemy, wybieramy swoich przedstawicieli i tak oto prosty lud ma realny wpływ na politykę, na to, jak wygląda nasze wspaniałe państwo! Pomijając kwestię tego, czy to rzeczywiście dobrze, że prosty lud ma wpływ na władze (bo zdania są chyba mocno podzielone), to w praktyce to jest jeden wielki burdel. Dlatego dobra stara tyrania nie jest zła xP
Anarchia ładnie pokazuje czym właśnie człowiek się staje bez władzy nad sobą. Podobnie jest z Bogiem/bogami. Jesteśmy w to zwierzchnictwo zawikłani i nie potrafimy sobie poradzić, kiedy nie ma na kogo zwalić odpowiedzialności (bo wiadomo, że jak nie ma pieniędzy to zły jest rząd, a jak jest cierpienie, to winny jest Bóg). Dlatego to taki fajny pomysł literacki (to źle, że się pozabijali? jak wynika z tekstu, że wzięli i poumierali, to czemu nie? xD) - nie tylko tak politycznie, lecz także nawet egzystencjalnie.
Jeszcze u mnie w rodzinie w najstarszym pokoleniu pokutuje takie przekonanie, ale mam nadzieję, że w końcu dojdzie do tego, że się najwyżej wzruszy ramionami. Ciocie i wujkowie u mnie nawet wyśmiewają się z ojca, który w ogóle zajmuje się dzieckiem. No bo wiadomo, to takie niemęskie pokazać się na dzielni z wózkiem. Więc to chyba oczywiste, że to rodzice. Brat mojej koleżanki ogląda namiętnie 'My Little Pony' przytulony do zabawkowego Monster Trucka xD I ma włosy takie długie, że wygląda jak miniaturowy Conan Barbarzyńca xP
Chyba już zdjęli nawet tę reklamę. Ja miałam całkiem śmieszną sytuację, jeśli chodzi o korki. Wywaliło mi elektrykę w całym mieszkaniu, więc - no chyba logicznie - sprawdziłam, czy się żarówki przypaliły (chociaż to nie było zbyt mądre, bo chyba by się nie przepaliły wszystkie, ale nieważne). Potem pobawiłam się korkami i nic. No to pomyślałam, że może w całym budynki i zapukałam do sąsiada. Miał taką misję, żeby pomóc damie w opresji (wyciągnęłam od niego, że działa mu to światło), że kompletnie mnie nie słuchał i posprawdzał całe mieszkanie, bo nie chciał mi wierzyć, że korki sprawdziłam xP Albo może uznał, że baba to na pewno źle. Ciekawe wydaje mi się w tym temacie jeszcze coś innego. Bo jak kobieta zrobić coś męskiego, to jest najseksowniejsza pod słońcem. A laski mają chyba to gdzieś, jakieś konserwatystki mogą się zbulwersować, chociaż też nie sądzę - no bo dobrze, jak kobieta umie sobie poradzić i sama otwiera słoiki. U faceta to chyba bardziej skomplikowane. Bo jeśli ocenia kobieta, to pewnie dla niektórych gotujący facet jest sexy, ale chyba dla facetów zawsze to będzie najgorszy wstyd pod słońcem - zrobić coś kobiecego D:
Były kiedyś chyba takie lekcje w szkołach. Technika dla chłopców i jakieś robótki dla dziewcząt xD Nie, my nie narzucamy podziału względem płci xD Ale to chyba dawne dzieje już.

Przeczytałam wszystko! Możemy mówić otwarcie! xD (mam nadzieję, że nikt - kto czyta Martina lub ogląda serial - nas nie podgląda, bo ja naprawdę nie lubię spojlerów).
Ja właśnie trochę się boję, że on poszedł w to - "haha! zaskoczę was! na żelaznym posadzę tego, kogo najbardziej się NIE spodziewacie, BO TAK! muahahah". To chyba przyniosło mu największą popularność (mordowanie głównych bohaterów), mam tylko nadzieję, że będzie to ktoś, kto - po przeanalizowaniu - okaże się wyborem oczywistym. Dany była oczywista jakoś na początku, teraz też nie wiem. Ale myślę, że i tak namiesz, przynajmniej jej smoki, bo tu jest za dużo potencjału. Ale i tak obstawiam na jakieś 80%, bo to Martin przecież xD Mam taką nieśmiałą teorię, że w tej książce nie chodzi o to, kto zasiądzie na żelaznym, tylko o to, kto rzeczywiście sprawuje władzę i od czego ta władza zależy. A jak już wiemy z lektury, nie jest to na pewno król.
Hm, ja bym obstawiała, że ogarnął się wcześniej, a jego przejście do Synów Burzy (chyba tak się nazywali) było przypieczętowaniem tego, że wrócił. Też mam niedosyt, bo wydawało mi się, że jeszcze coś namiesza w Tańcu..., a tu - bracie - czekaj na następny tom.
No tak. Zapomniałam o tym, że w zasadzie to wszystko rozgrywa się o cycki xD Cycki to potężna motywacja dla mężczyzny. Nie można o tym zapominać. Nie tylko Joraha, jak się tak przyjrzeć całej serii...
Nie sądzę, żeby Dany spaliła stolicę - w końcu jej na niej zależy, żeby posadzić różane pośladki na żelaznym. Ale może Gryf miał z całym przekonaniem wypełnić jakąś rolę, doszedł do tego punktu, więc ochrona już nie jest potrzebna. Bardzo bym sie ucieszyła, gdyby okazał się uzurpatorem. Jezu!, jak ja go nie znoszę! To nie jest odwaga, to głupota. Uwielbiam moment, w którym Cersei przypomina sobie, jak założyła się z Jamiem, że wsadzi ręke do klatki z lwami. Ona to zrobiła, on nie i potem się przechwalała, że byłaby takim superwojownikiem. Ale chyba chodzi o coś innego w byciu dobrym wojownikiem: żeby nie podejmowac niepotrzebnego ryzyka, a nie udowadniać na siłę, że byłoby się lepszym mężczyzną. To takie desperackie i niepotrzebne! Po przeczytaniu epilogu wydaje mi się, że Varys się nie ujawni, będzie działał z ukrycia. Jego ambicją jest doprowadzić do upadku Tommena (chyba można to wziąć za pewnik) i przygotowanie stolicy na przybycie... wydaje mi się, że miało to być małżeństwo Gryf-Dany. Chociaż... jeśli mała rada wie o Gryfie, to Varys na pewno. Ale sądzę, że ma przygotowany jakiś plan awaryjny na tę okoliczność, a nawet mogło to być po jego myśli. W końcu Gryf osłabi i przygotuje drogę dla Dany. Chyba że teraz - bez Gryfa - Dany nie wróci, albo wróci za późno, albo z nie tymi sojusznikami. Ech, to chyba nie na moją głowę xD
[wszystko musi mieć motywację! xP a tak na serio - nie sądzę, żebym była aż tak utalentowana, zeby zrobić taki myk, żeby się wszyscy podomyślali, że na pewno jest motywacja, a tak naprawde jej nie ma]
Myślę, że to rozmieszczenie kolorami włosów jest bardzo problematyczne i nie trzyma się kupy. Może działa za tym jakaś niezwykła genetyka, kto wie? W końcu lud, plebs i pomniejsze rody też muszą miec jakiś kolor włosów xD A CSI Winterfell też było naciągane - no c'mon! xD
U mnie taka motywacja zawsze przechodzi xD Ale to chyba nie był tego typu człowiek. Musiało być za tym coś więcej.
Muszę siostrze powiedziec o tej książce kucharskiej, bo też się uczyła robić ciastka cytrynowe przez Sansę. Taki przewodnik to byłaby ciekawa rzecz. Ostatnio wygooglałam, że Meereen jest inspirowane jakimś miastem starożytnego Egiptu, a Dany karmi czymś niewolników, co miało związek z Mojżeszem (nie pamiętam dokładnie, może znajdzie się w przewodniku?).
Tak samo jak w ksiażce - zazwyczaj były to tylko jakieś wyrwane z kontekstu narzekania czy irytujące komentarze. I tyle. Raczej się nie bawiono w portrety psychologiczne Rickona, a wręcz pozbyto się go bardzo niegrzecznie. Przynajmniej w serialu czuć było, że obchodzi to bohaterów, a nie "o, okej, mamy go z głowy". Także Rickon został i tu, i tu mocno zaniedbany. No właśnie - Jona uśmiercił, a Rickona nie? Musi mieć jakiś plan! (chociaż uważam, że Melisandre wskrzesi Jona). Ja bardzo lubię takie podejście ludzi, którzy nie piszą (po mojej siostrze to ładnie widać) i wydaje im się, że pisanie takich tomów odbywa się od tomu do tomu. No wiesz - że poza tym konkretnym tomem nie ma się żadnego planu i w gruncie rzeczy odbywa się to wszystko tak na żywo (takie: yolo). To widać w takim gadaniu: "On na pewno z tego nie wybrnie", a może właśnie miał to zaplanowane? W sumie nie wiem, po co to piszę, tak mi się z tym Jonem skojarzyło xD Wracam do Rickona. A raczej do Oshy. To super, że będze więcej Oshy xD (czy Osha to nie jest przypadkiem Tonks?). Tak. Osha i Stannis. Dzika wygadana kobieta, której teraz już jedynym powodem do życia jest życie Rickona. I Stannis. Nasz król, który boi się kobiet, król o żelaznych zasadach, który pragnąłby na pewno politycznie wykorzystać chłopca. Super :-D
Oglądanie seriali to jedna z niewielu przyjemności w moim życiu xD Seriale są dla mnie jak przyjaciele... ale odchodzą...
Rzeczywiście, nie mogły to być jego przemyślenia, bo nie miał swoich rozdziałów. Zapomniałam xP I - no jasne - w ksiażce było to poprowadzone znacznie bardziej logicznie i w ogóle z głową. Ale serialowa żona po prostu wzbudzała moją sympatię - tego nie rozbiję żelazną logiką niestety xD Może chodzi o aktorkę? Poza tym Robb w serialu wzbudził moją większą sympatię. Też nie wiem, czy to może aktor, bo grał on tak jakoś... nieporadnie, że Robb wydawał się takim kochanym niedźwiadkiem z północy ;-D Jeśli chodzi o wesele, to też miałam podobne wrażenie. Pewnie po burzy ze skróceniem Neda uznali, ze przypierniczą z grubej rury (ale tak, żeby otrzeć się o przeskoczenie rekina xP), żeby było więcej szumu przy tym. Ach, ten marketing xP Następny sezon będzie dużo optymistyczniejszy - ślub Joffa, ach xD
Victariona bardzo polubiłam (-; Jest taki twardy i prosty, na pewno jak prawdziwy mężczyzna pachnie potem i w ogóle. Grah! Poza tym ciekawa sprawa z tym rogiem (on ma róg, zapomniałam - teraz sprawa z tym wzięciem sobie kobiety trochę się upraszcza, jeśli chodzi o Victariona, bo dla Dany zdecydowanie komplikuje). Czerwony kapłan powiedział mu, że róg kontroluje smoki, nie zabija ich. Nie pamiętam, żeby ktoś mówił w książce, że je zabija, ale kapłan mógł kłamać. Z drugiej strony czerwony kapłan chyba raczej nie chciałby śmierci smoków. W końcu ogień - coś jak dzieci tego Rhcośtam.

W językowej nigdy nie byłam, ale moja koleżanka zawsze jak ma się uczyć literatury, to idzie do Borowego, a jak języka, to do językoznawczej xD Wydaje mi się, że w językoznawczej wszyscy mnie widzą i to jest okropne uczucie. Też nie lubie tej czytelni za szybą w BUW-ie. Tam jest tak cicho, że wszystko wydaje się robić pięć razy więcej hałasu niż normalnie. Myślę, że nie tylko twoje glany xP Jako neurotyk pospolity w ogóle nie lubie tam chodzić, bo miałam do zrobienia pracę - wydanie krytyczne Teofila Lenartowicza - i szukałam przekazów jednego wiersza, a wiadomo - wydania z XIX wieku, nie można pożyczyć. Nabrałam z magazynu chyba wszystkie jego zbiory poezji, ale przy stoliku siedziałam z jakieś 20 minut (po przejrzeniu okazalo się oczywiście, że nie ma tam tego konkretnego wiersza). Przy oddawaniu ksiażek pani bibliotekarka pełna złośliwego zdziwienia: co tak krótko? I boję sie teraz tam wracać xP Tylko niestety książek z czerwoną nalepką nie pozwalają wynosić. Przynajmniej mi, bo kiedys się dowiedziałam, że można na jakiś krótki czas, ale jak podeszłam do okienka to mnie wyśmiali.
Do dr Kwapień na GHJP będę chodzić z sześcioma osobami xD To dużo mniej niż w przypadku seminarium.
Ale i tak jest nieźle, bo chodzę w 80% z grupą z seminarium licencjackiego xP A jeśli chodzi o tego chłopaka, to w sumie mogłam trafić gorzej. Jest taki jeden, dla którego polon to miejsce na wyścig szczurów. Co samo w sobie jest strasznie zabawne, ale w praktyce okropnie denerwujące xP
Wiem! Koleś jest niesamowity xD Podoba mi się jego usposobienie, akcent i oczywiście gry, w które gra xP

Naczytałam sie w gazetach o ludziach, którzy w ogóle chcą pracować najmniej za 5 tysięcy, najlepiej z samochodem służbowym i komórką, za nic poniżej się nie biorą. Dla mnie to absurd na początku kariery. Każdy jakoś zaczynał i trzeba mieć naprawdę albo szczęście, albo znajomości, żeby zaczynać w taki sposób. Byłabym wdzięczna niebiosom za jakąś posadkę w wydawnictwie, ale jak będzie trzeba, to zacisnę zęby i poszukam czegoś nie w zawodzie. W końcu to nie tak, że na całe życie, prawda? xD Nie będę nikogo oceniać, jeśli ktoś czuje, że lepsza przyszłość czeka go zagranicą, niech jedzie. Tylko pewnie w większości przypadków kończy sie to niefajnie. I sama nie wiem, nie że się znam, ale właśnie koleżanka mi powiedziała, że jej znajomi wyjechali po magistrze sprzątać i zmywać. Więc nie wiem już, jak to jest.
Udowadnianie jest dobre, dlatego zawsze staram się, żeby przykłady były z opowiadania. Ale nie wypisuję wszystkich - szkoda mi na to czasu, tak po prawdzie.

Racja, czasem trzeba się wyłączyć. W końcu jesteśmy ludźmi, nie robotami, a często zapominamy, że błędy nam też się zdarzają i mamy do nich święte prawo. (przepraszam, jestem po depresyjnym maratonie 'Scrubs' i paczce żelków, więc trochę mi odbija z przemowami moralistyczno-filozoficznymi, ale chyba w tym poście jest mniej więcej okej xD). Irzykowski chyba chciał być robotem...

Może po prostu chodzi o to, że w końcu ktoś złapał blogowiczów na tym, że to co oni piszą to nie jest formalnie opowiadanie, tylko takie powieści w odcinkach. I ludzie sie przestraszyli, że jak będą używać terminu "opowiadanie", to sie będą śmiać z ich niekompetencji. Stąd powieści i tak dalej. Pamiętam, że ja też coś takiego miałam, kiedy sobie uświadomiłam, że "o kurde, to opowiadanie raczej nie jest" i mówiłam zamiast tego "opowieść" xP Teraz natomiast uznałam, że opowiadanie to może być dobry termin, tylko żeby wiedzieć, że nie pokrywa się z opowiadaniem z podziału na gatunki. Tylko te "książki" mnie denerwują, bo to wcale nie są książki, a książka dla mnie brzmi właśnie tak poważnie, jak pisałaś.
Właśnie nie. Harry jest zagubiony. Harry się nie przyzna, że jest gejem, prędzej sobie będzie wmawiał, że kocha Cho/Ginny. Z Cho mu nie wyszło, a romans z Ginny został chyba wprowadzony na siłę i kompletnie nie czuć chemii między nimi (o filmie nawet nie wspominam, bo to trochę niepokojące było xD). A to już jest dobra podstawa do slasha xP Draco w tych fajnych drarrych jest zawsze takim rozpieszonym lalusiem, a w Świetle pod wodą autorka nawet nie zapomniała, że był tchórzem i podobało mi się, jak nawet nawiązywała do wcześniejszych tomów kreując tę swoją wizję (chociaz opko pochodzi z czasów przed piątym tomem jescze). Dlatego ten niekanoniczny Draco jest dużo lepszy od niekanonicznego Draco z dramione xD Jest zabawniejszy po prostu.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
sylville
grupa trzymająca władzę
grupa trzymająca władzę



Dołączył: 03 Kwi 2013
Posty: 383
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: mazowsze

PostWysłany: Pią 1:36, 27 Wrz 2013    Temat postu:

teoretycznie wybieramy, teoretycznie. przecież to są ciągle ci sami goście [bo głosujemy na partie, a nie osoby], świeżej krwi tam tyle, co kot napłakał, a nad wszystkim czuwa partyjna dyscyplina, więc nie mamy co przesadzać i mówić o wybieraniu. mamy pozory wyboru, mamy ich dokładnie tyle, żeby nikt za bardzo nie marudził. prosty lud ma w gruncie rzeczy niewielki wpływ na władzę, prosty lud może mieć wpływ tylko wtedy, kiedy przypadkiem się znajdzie przy korytku [patrz: wspomniana posłanka], ale i tak nie robi nic, przez co można tenże prosty lud zapamiętać. w sumie mamy nie tyle burdel, co klub ludzi u władzy, do którego nie należymy i należeć nie będziemy. i tyle. ale okay, ostatnio odnowiłam swój romans z carlinem, więc może pesymizm i opinie o władzy mi się zaostrzyły przez niego. ale kocham carlina i jego spojrzenie na świat xd
tyrania w sumie zabrałaby tylko pozór wyboru i pozór tego, że można coś zmienić, protestować etc. no i z tyranią jest ten problem, że można z nią żyć, póki zgadzasz się z poglądami tyrana, ale jeśli nie... cóż, lepiej uciekać xd jeśli chodzi o anarchię - problem jest właśnie w tym, że człowiek nie chce odpowiedzialności za siebie. no i w tym, że częściej działa kij, a nie marchewka. większość ludzi nie ma zakodowanej tej zasady, że granicą ich wolności jest wolność drugiego człowieka, ba, zasada ta jest spychana na dalszy plan przez kulturę konsumpcyjną i wszystkie drabiny władzy w korporacjach - na co ludziom bycie miłymi dla innych, skoro mogą zabrać ich ferrari albo ich pensję czy biuro z widokiem na cośtam. społeczeństwo jest zbyt nakręcone na posiadanie, na sukces, na majątek, na karierę etc., żeby w ogóle mogło zostać spuszczone ze smyczy władzy. nie wiem, czy taka krwawa jatka, jaka by się rozegrała, była dostatecznie interesująca literacko. może i by była. ale ciekawiej byłoby spróbować zaprojektować inne społeczeństwo, takie, które wyrosło na tych wartościach i ma w sobie pewien szacunek dla drugiego człowieka. takie społeczeństwo, którego upadek jest nieoczywisty, choć ostatecznie nieuchronny xd
pfff, niemęskie. faceci z wózkami są super. no, o ile to nie dresy, które trzymają w wózku dziecko, a w koszyku pod wózkiem zgrzewkę browarów. wtedy nie, nie są super. ale racy normalni faceci z wózkiem - jestem na tak xd i awww, ten dzieciak brzmi uroczo xd jeśli chodzi o sąsiada, to i tak miło z jego strony, że się poczuł w obowiązku i chciał pomóc. nawet jeśli to było ratowanie damy z opresji i inne pierdoły, na które feministki by się oburzyły. przynajmniej się starał, żebyś mogła dalej korzystać z dobrodziejstw nowoczesności xd [i 'wszystkie żarówki przepalone naraz' brzmi jak wyjęte ze scenariusza kiepskiego horroru xd musiał być korek albo jakieś inne zwarcie w układzie odpowiadającym za wszystkie górne kontakty i światła, trzeba zawsze sprawdzać, czy układy podpięte do pozostałych bezpieczników działają xd a potem sprawdzać klatkę schodową. a potem bezpieczniki w piwnicy, chociaż do tego trzeba być pro xd]. a co do 'męskich czynności' wykonywanych przez kobiety - bo ja wiem, znam przypadek gościa, który się poczuł zagrożony, bo jego połowica skręciła szafkę z ikei, a on nie potrafił. i chodził taki nadąsany, bo jak to, przecież on jest panem domu, tylko on może skręcać szafki. myślę, że bardziej by im się podobał widok kobiety nieudolnie posługującej się młotkiem, której można pomóc. chyba że jest mecz, wtedy niech sobie radzi sama i młotek ogarnie xd a to cale 'zrobić coś kobiecego', pff, no absurd. w którymś momencie facet musi stanąć przed wyborem: będzie się żywił tylko mrożoną pizzą albo oswoi kuchnię, chociaż to 'kobiece' [w sumie nie wiem czemu, większość znanych szefów kuchni to faceci, bo im się smaki nie zmieniają w zależności od fazy cyklu], będzie ciągle kupował nowe skarpetki i wyrzucał stare albo oswoi pralkę etc. naprawdę by było miło, gdyby zniknął ten podział na prace domowe kobiece i męskie, bo to absurd jest. zwłaszcza w czasach, kiedy pranie nie wymaga spaceru nad rzekę z tarą i wielką balią i nie zajmuje pół dnia.
szkoda, że zrezygnowali z techniki. nie mówię, że kiedykolwiek w przyszłości zrobię sałatkę jarzynową albo utkam coś na krośnie [starczy, że utkałam dwa kocyki dla pluszowych królików, koniec moich zdolności i mojej cierpliwości], ale przynajmniej się dobrze bawiłam przy robieniu sałatek czy szyszek z ryżu preparowanego, że nawet nie wspomnę o tym, że przynajmniej guzik umiem przyszyć, nie to co połowa młodego pokolenia. okay, podział według płci mógłby odpaść, bo to bez sensu, ale jakaś technika byłaby wskazana.

hurra! i myślę, że jeśli ktoś nas czyta i nie oberwał jeszcze spoilerami po nosie, to już nie oberwie.
w sumie nie przeszkadzałoby mi, gdyby zasiadł na tronie ktoś, kogo bym się w ogóle nie spodziewała tam zobaczyć, o ile martin by to opisał odpowiednio. zgadzam się, że chodzi bardziej o to, kto rzeczywiście sprawuje władzę, a nie tylko o to, kto siedzi na żelaznym tronie, ale tego nie zgadniemy za nic w świecie - w końcu kiedy nowy król czy nowa królowa zasiądzie na tronie, to nadejdzie czas na skompletowanie nowej małej rady. w której raczej nie zobaczymy littlefingera [jest zbyt zajęty na wschodzie] i możemy nie zobaczyć varysa [zależy, jak się zaangażuje], a wiadomo, że władzę najlepiej sprawować jednak ze stolicy. chociaż nie zdziwiłabym się, gdyby martin postawił jednak na rozbicie królestw. ja bym je rozbiła, tak dla funu xd
a, jeśli o dany chodzi - zastanawiam się, czy w ogóle z tej pustyni wróci, a jeśli tak, to czy jeszcze będzie miała w głowie westeros. w końcu znajduje się w niefajnej sytuacji. poza tym może wrócić do mereen podbitego, do mereen szczęśliwego i funkcjonującego - bez niej. to by nieźle bolało i mogło ostudzić jej zapał do odzyskiwania tronu. albo rozjuszyć ją i sprawić, że natychmiast ruszy do westeros, w sumie z dany nigdy nie wiadomo xd ale myślę, że martin wysłał ją na pustynię z dwóch powodów - raz, żeby oddalić moment jej spotkania z innymi bohaterami [skubaniec jeden xd] i dwa, żeby zweryfikować, czego się nauczyła o życiu, jak sobie radzi sama i jak sobie poradzi z tym, co zastanie po powrocie.
no fakt, wtedy był już ogarnięty. mam taką dziurę w głowie między 'nieogarnięty tyrion z nieogarniętym jorahem' a 'ogarnięty tyrion ogarniający joraha' xD oby w szóstym tomie martin nie żałował miejsca na tyriona, w końcu to najlepsze, co mogło spotkać wszystkie wątki z essos xd
oj nie wszystko, nie wszystko - nocna straż broni muru nie dla cycków, a z powinności! cycki są dobrym motywatorem, ale nie aż takim xD
dany jest trochę nieobliczalna, nie sądzę, żeby to zrobiła, ale jeśli coś pójdzie nie tak - czemu ma nie dojść do pożaru? poza tym wiemy, jak dobrze kontroluje smoki. teraz do spalenia stolicy mogłoby dojść nawet wbrew jej woli. ale wiadomo, na pewno nie byłoby to jej świadomym celem. jeśli chodzi o gryfa - też mam nadzieję, że jest uzurpatorem. za dużo by było tych ocalonych dzieci, gdyby okazał się prawdziwy. no i jest koszmarnie irytujący. odwaga, odwaga, też coś. jest idiotą, który nie ma pojęcia o strategii i nie wie, jak powinien zachować się ani polityk, ani wojownik. o, przywołanie cersei i lwów idealnie to ilustruje. martin dość często powtarza, że niepotrzebne ryzyko rzadko się opłaca i częściej prowadzi do śmierci ryzykanta, więc nie wróżę gryfowi długiego życia. z epilogu w sumie pamiętam tylko, jak bardzo mi się podobał zamach na ser kevana [szkoda go zresztą, coraz mniej myślących lannisterów zostaje, a ja tak lannisterów lubię!], więc ani o planach varysa, ani o tym, kto wie o gryfie, się nie wypowiem. wydaje mi się, że varys mógłby odstąpić od planu obalenia tommena, gdyby udało mu się pozbyć cersei i w jakiś sposób zacząć wpływać na tommena. jasne, tommen ma koszmarny PR w tym momencie, ale jest dzieciakiem. gdyby zapanować nad tym PRem... chociaż nie, prościej się go pozbyć i posadzić kogoś nowego. no i odepchnąć tyrellów, bo mogliby się za mocni zrobić po zimie. jeśli gryf zginie, to varys będzie musiał szukać innych osób, które mógłby poprzeć, dlatego nie przekreślałabym tommena jeszcze. jasne, gdyby ślub gryf-dany doszedł do skutku, to tommen byłby już właściwie martwy, ale teraz może być różnie. ech. muszę przeczytać i rozrysować sobie to na schematach xD może coś wymyślę xD
[e tam, wszystko da się ludziom wmówić i wszystkich za nos tak poprowadzić, że nawet nie będą wiedzieli, o co chodzi. chociaż ja nie próbowałam nigdy, ale rok temu grałam w lyśką w 'dawno, dawno temu' - świetna gra zresztą - tyle razy, że widziałam, jak to się robi xD ale okay, nie namawiam do udawania, że coś ma motywację, a jej nie ma. ja tylko namawiam do piania :D]
CSI Winterfell było koszmarnie naciągane, ale skoro martin wprowadził jakieś zasady do swojego świata, to powinien się ich trzymać. może nie na tyle, żeby łamać prawa genetyki, ale nagina je baaaardzo mocno. może wolałby, żeby czytelnicy o tym myku zapomnieli. ja bym na jego miejscu pewnie wolała xd
na pewno stało za tym coś więcej. ale, jak mówię, w ogóle mi ten wątek wyparował z pamięci, więc się nie wypowiem xd
jestem pewna, że producenci ciasteczek cytrynowych powinni odpalić martinowi parę procent zysków za tę reklamę, którą im zrobił. słowo daję, parę miesięcy nie jadłam żadnych innych ciastek. ooo, w sumie ciekawe, czy google ma tutaj rację i czy martin sobie jeszcze coś poza wojną dwóch róż wziął z historii. mam nadzieję, uwielbiam historyczne analogie, choć zwykle ich nie widzę, póki mi się ich palcem nie pokaże. ale jeśli dany zrobi mereeńczykom przejście przez morze czerwone, to dostanę ataku śmiechu.
o, skoro mowa o atakach śmiechu, to zawadźmy o jona. też myślę, że melidandre do wskrzesi, ale mam nadzieję, że nie zrobi z niego zombie a'la cat tylko raczej machnie ładne i czyste wskrzeszonko a'la ser beric. no i jeszcze jest ta plotka, że jon może być tym-tym azorem ahai czy jak mu tam. ja bym nie chciała widzieć w nim azora, choćby dlatego, że i tak wygląda jak zbity szczeniak [a w serialu to i pudel], gdyby został azorem, to ja bym pękała ze śmiechu, ilekroć bym o tym czytała. poza tym jon nie może zginąć z tej prostej przyczyny, że martin ma nie wprowadzać już nowych narratorów, a w tym momencie z narratorów na murze są tylko jon i melisandre, a melisandre opowiadająca o straży nocnej... taaaa xd zdecydowanie jon zostanie uratowany.
w sumie chciałabym myśleć [co brzmi lepiej niż 'podejrzewam'], że rickon został tak źle potraktowany właśnie dlatego, że martin miał dla niego jeszcze ważną rolę. obecność rickona była bardziej sygnalizowana niż opisywana, ale może tylko po to, żeby czytelnik miał świadomość, że jest jeszcze jeden stark i ten stark kiedyś wróci. i nie będzie iron manem, ale i tak zrobi komuś z tyłka jesień średniowiecza. ładnie by to wyglądało. [a pisanie 'on z tego nie wybrnie' etc. w kontekście martina kocham, naprawdę kocham. chciałąbym poznać ludzi, którzy tak piszą, a potem śmiać się z nich :D wierzę, że martin ma plan - nawet jeśli ten plan się rozrasta - i że wybrnie ze wszystkiego, co zaplanował, o]. taaak, osha to jest tonks :D wszyscy tak po niej jechali za HP, że nie umie grać, że nie pasuje do roli etc., a teraz nagle takie 'łaaał, ona jednak umie grać'. na początku też jej nie rozpoznałam, ale i tak bardziej zdziwiłam się, kiedy mi uświadomiono, że filch to walder frey xd no i jest idealnym freyem, ba, lepszym freyem niż filchem. ale wracając do oshy - jestem pewna, że wszystkie jej sceny byłyby urocze, ale te ze stannisem... o mamusiu, chcę. naprawdę chcę przeczytać albo zobaczyć. ale w sumie osha rozmawiająca z kimkolwiek innym też będzie spoko. ja nie mam wielkich wymagań xd
seriale są mega. chociaż mają dwa minusy - jeden to to, że się kończą, a drugi - człowiek łapie się na tym, że odmierza sobie rok akademicki serialem. 'o matko, gra o tron się zaczyna, jest już połowa semestru?', 'o matko, suits wraca po jesiennej przerwie, zaraz sesja będzie' etc. strasznie dołujące. albo jak 'house' się skończył, a ja musiałam sobie poradzić z wtorkowymi wieczorami bez serialu. to było takie przykre...
może chodzić o aktorkę - była całkiem sympatyczna. ba, postać też była sympatyczna, ale nie jestem w stanie jej lubić. robba też niespecjalnie lubiłam - i książkowego, i serialowego. był w porządku, kiedy pokazał, że ma jaja i ruszył na południe, ale jak tylko na horyzoncie pojawiła się żonka - fruuu, do kosza z bohaterami, których nie lubię xd no i po ślubie właśnie gdzieś te jaja zapodział, bo przestał być w 100% dowódcą, a stał się takim niedźwiadkiem bardziej, zaczął myśleć o rodzinie i o sobie, a mniej o pomszczeniu ojca. cała ta wyprawa była wariacka, więc tylko wariat mógł ją prowadzić dalej. jak mówie - fruuu, do kosza z bohaterami, których nie lubię. nie ma wariata, nie ma lubienia xd
w sumie racja, mogli chcieć przebić śmierć neda - w drugim sezonie na pewno im się to bitwą o black water nie udało, choć była zrobiona świetnie. ale bitwy nie mają tego pierdolnięcia, lepsze są mniejsze dramy, takie, które da się zrobić bez zyliona statystów. okay, pomińmy statystów w scenie ścięcia neda, oni się nie liczyli xd swoją drogą zastanawiam się, jakie pierdolnięcie dadzą w czwartym sezonie; nie pamiętam, co takiego mocnego było pod koniec trzeciego tomu. no, poza tywinem, ale to się raczej nie nadaje na materiał do dziewiątego odcinka. za krótkie xd ślub joffa by się nadał, ale to będzie prawdopodobnie 2 odcinek. nie mogę się doczekać xd
ano twardy i prosty, ale nie podoba mi się, że zaczął się skłaniać w stronę tych czerwonych kapłanów. nie lubię czerwonych kapłanów xd ale niewątpliwie uda mu się coś tym rogiem skomplikować. na to też się nie mogę doczekać.

ojej, jaka porządna i obowiązkowa koleżanka xD szacun dla niej, bo ja bym tak długo nie wysiedziała. już pomijam atmosferę, ale tyle czasu siedzieć na krześle i czytać... tak bez pogryzacza, bez kocyka, bez możliwości zarzucenia nóg na stół, nie no, to się nie da. a czytelnia za szybą w BUWie wygląda jak miejsce dla androidów właśnie przez tę ciszę. i mam wrażenie, że wyśmiewają wszystkich, którzy tam są tylko na chwilę - moja koleżanka zrobiła dokładnie tak samo, tzn. zamówiła parę książek i okazało się, że nie są jej potrzebne, więc po chwili oddała. pogarda, z jaką na nią [i na mnie, bo ją podtrzymywałam na duchu, żeby nie musiała tam sama wchodzić xd] spojrzano, byłą niewyobrażalna i mogła konkurować tylko z pogardą, z jaką patrzą obce koty, do których zaczyna się słodko przemawiać xd też bym tam w każdym razie nie wracała. o książkach z czerwoną nalepką wiem tylko tyle, że nie można. i nie próbowałam, bo ja grzeczny człowiek jestem, więc tylko fociam/kseruję i oddaję. na co mi jeszcze ciężary nosić, i tak zawsze, jak już do buwu docieram, to mam wrażenie, że się nie dam rady zapakować. dobrze, że jest to ograniczenie 6 książek, bo jak miałam limit 10 [podyplomowe + mgr], to chodziłam z dodatkową reklamówką xd
ojej, sześć osób? jestem w szoku, bo u nas ludzie się zabijali o miejsca w jej grupie. może godzina im nie pasowała czy coś. ale dziwne. w każdym razie jedno jest pewne: będziecie umieć GHJP :D i rekonstrukcje, i fleksję, i wszystko :D ale, jak mówiłam, to daje duże poczucie komfortu na egzaminie, a pani dr jest przesympatyczna i dobrze tłumaczy.
looooool, istnieją ludzie, dla których polon to wyścig szczurów? padłam. naprawdę padłam. może facet chciał iść na prawo i mu się budynki pomyliły? o mamo, polon i wyścig szczurów, powodzenia xD ale w takim razie zaczynam rozumieć, czemu jest irytujący. jeszcze powiedz, że chodzi w gajerze i z neseserem xD właśnie takich studentów polon potrzebuje xDDDDD

dobrze, że są ludzie z takimi wymogami względem miejsca pracy. to oznacza, że zostawią miejsca pracy dla ludzi z mniejszymi wymogi, np. dla mnie :D i wydaje mi się, że albo szczęście, albo upór powinny pomóc; w końcu wydawnictw jest sporo, gazet jeszcze więcej, więc jak się złoży cv do odpowiedniej ilości, to coś powinno zaskoczyć. wiadomo, że można wylądować w czasopiśmie adresowanym do inżynierów, a nie w wydawnictwie zajmującym się literaturą piękną, ale zawsze to coś i zawsze to doświadczenie, punkty w cv i co tam jeszcze. przynajmniej tak sobie powtarzam, jak już myślę o tym, jak będzie wyglądało moje cv, kiedy w końcu usiądę i je napiszę, i zdecyduję, co chcę robić, bo redagowanie książek na pełen etat by mnie zabiło. poza tym ciężko chyba o pełen etat, tzn. o taką posadę w wydawnictwie, która zapewniałaby tyle pieniędzy, żeby człowiek mógł jako tako żyć. to musiałoby chyba być któreś z dużych, porządnych wydawnictw, które nie mają problemu z finansami i wydają książki niemalże taśmowo. o matko, właśnie sobie wyobraziłam poprawianie dzień w dzień cudzych tekstów, brr. dziś przynajmniej z pięć razy marudziłam, że mam dość tego wszystkiego i chcę się wyspać, a nie pracować, a miałam do zrobienia w sumie tylko jeden artykuł. ale, cholera, jak językoznawca pisze 'wydaje się być' i nie stawia przecinków w oczywistych miejscach, to trochę się można zirytować. aż mi szkoda, że z tą poprzednią książką skończyłam, była taka miła i autor miał tylko problem z imiesłowami xd
wyjazd na zmywak po magistrze jest trochę smutny jednak. okay, zamiast magistra - rozumiem. w czasie studiów - rozumiem. ale po studiach uznać, że nie ma innych szans na zatrudnienie? no to jest po prostu smutne. nie mówię, że niemożliwe, ale smutne. chyba że ktoś podejmuje decyzję, że tak, jedzie, popracuje, odłoży i znajdzie coś lepszego - wtedy spoko, człowiek ma plan i nie jest to aż tak smutne. ludzie z planami - wbrew obiegowej opinii - wcale nie kończą źle, zwykle kończą całkiem nieźle, ale może tylko mi się tak wydaje, bo nie jestem w stanie stworzyć planu na życie. jak miałam dwanaście lat, to stworzyłam, ale trochę mi nie wyszło, bo byłam młoda i głupia, i za nic w świecie nie chciałabym być dziennikarką xd

(awww, 'scrubs' są uroczy; jestem na jakimś 2 sezonie, bo ich oszczędzam - najlepiej mi się ogląda, jak jestem chora, więc pewnie jakoś zimą dokończę xd). bycie robotem byłoby proste, ale bym na to nie poszła. bycie człowiekiem, który popełnia błędy, ale też może robić, co tylko chce, i żadne programowanie go nie ogranicza, jest super. no i dodajmy, że mam traumę po 'nowym, wspaniałym świecie', gdzie społeczeństwo co prawda nie było złożone z robotów, ale wszyscy działali tak... mechanicznie i tak mechanicznie przyjmowali somę, że o mamusiu. chyba żadnej wizji przyszłości się tak nie byłam jak tej, którą huxley opisał. to było bardziej przerażające od wizji orwella, ale pewnie dlatego, że bardziej prawdopodobne w obecnych czasach. mimo całego tego szpiegowania obywateli etc.

okay, to brzmi jak prawdopodobna teoria, choć informacja o tym, że to nie jest opowiadanie, musiałaby przebiec przez ładny kawałek internetu albo wykluć się w kliku miejscach niezależnie, żeby było takie przemieszanie ludzi, który akceptują 'opka', i ludzi, którzy piszą 'powieści'. za to lubię HP FFy, można mówić tylko ffek i nie trzeba definiować, czy to opowiadanie, powieść w odcinkach, czy jeszcze inne cudo. w końcu jest jakaś niepisana umowa, że to jest opko i wszyscy wiedzą, czym jest opko, chociaż każde jest inne i każde gdzieś się wymyka podziałowi na gatunki [zwłaszcza opka z gifami w środku notek xd]. biedny, dobry, sztywny podział! pewnie z czasem go powyginają i uzupełnią jakąś literaturą blogową xd
harry jest przede wszystkim irytujący, nie zagubiony xd i jkr mogła go trochę wygładzić i zrobić z niego niewinnego dzieciaka, który nie wie nic o romansach i chyba dwa razy się z kimś całował przez te siedem tomów. ale i tak wydaje mi się, że mimo tego wygładzenia w postaci braku oczywistego zainteresowania czyimś biustem etc. jest raczej ukierunkowany na dziewczyny. okay, z cho mu nie wyszło, ale chciał, tak? z ginny... w sumie mam momentami wrażenie, że jkr trochę olała ten wątek i trochę ich spiknęła, żeby harry miał dużą rodzinę i tyle. chemii było mniej niż w kajzerce z biedronki, ale ja się nie znam, ja zawsze wybieram shipy, które nie mają szans się udać. ja kibicowałam shipowi harry/luna! xD
o 'świetle pod wodą' słyszałam dużo dobrego, ale jakoś się nie przekonałam. ale wierzę, że draco jest napisany lepiej niż w dramione - samo to, że autorka pozwala mu być zabawnym, jest krokiem naprzód. w tych produkowanych masowo dramione dracze nie może być zabawny. albo jest udręczony, albo jest świnią. nie wiem, czemu zabawny dracze nie jest według tych autorek dobrym pomysłem. przecież o wiele lepiej się czyta o bohaterach zabawnych niż takich, którzy są świniami i których chce się walnąć nawet nie patelnią, ale brytfanną albo żeliwnym garnkiem xd
Powrót do góry
Zobacz profil autora
l-e-l
błędny ogniczek
błędny ogniczek



Dołączył: 22 Sie 2013
Posty: 73
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 21:27, 28 Wrz 2013    Temat postu:

Wiem, to była ironia. Nie powinnam jej używać, bo nie za bardzo umiem. Nie podoba mi się demokracja, bo się oszukujemy. Bo ludzie u władzy miziają nas, mydlą oczy, a tak naprawdę troszczą się tylko o to, żeby zostać wybranym w następnych wyborach. Nic się nie zmienia przy okazji i sama już mówiłaś, że praktycznie nie ma nikogo nowego. To jak losowanie z maszyny losującej - ciągle te same propozycje. Widziałam Carlina tylko ze stand-upem (tak to się zapisuje?) o życiu pozagrobowym. Nie kupuję takiego podejścia: "jestem ateistą i wiem lepiej, że tam nic nie ma, a ty wierzysz, więc jesteś idiotą; dlaczego? bo jestem ateistą!", bo nauka w zasadzie też opiera się na założeniach. Poza tym bierze na warsztat rzeczy, które się gada, żeby gadać - to, że sobie powiem, że ktoś patrzy na mnie z góry i się do mnie uśmiecha (i nieważne, jak kretyńsko to zabrzmi) jest tylko gadaniem, żeby gadać, nie są to dogmaty wiary, no ludzie. Ale zgadzam się z tym, że żyjemy w epoce (cywilizacji?) smyrania się nawzajem. Nie tylko w USA.
Z tyranią jest lepiej niż z demokracją, bo masz jednego człowieka, który nie boi się, że za pięć lat mogą go nie wybrać (o ewentualnych zamachach nie mówię xD) i przynajmniej coś działa. Jak się z jego poglądami nie zgadzam, to mam problem. W demokracji jest w sumie to samo - jak wygrywa partia, z którą się nie zgadzam. Tylko pewnie wygląda to mniej ekstremalnie. Z ludźmi w ogóle jest tak, że raczej wolą nie robić, więc nigdy nie będzie idealnie.
Z drugiej strony mamy dość brutalnie narzucane zasady moralne. Doskonale wiemy, jacy mamy być, żeby oceniano nas jako ludzi dobrych. Wiesz, takie wartości jak z Rodziny zastępczej czy coś w ten deseń. Ludzie się nad nimi nie zastanawiają, tylko bezrefleksyjnie powtarzają, że kradzież (dajmy na to) jest zła. Ale ta kultura konsumpcyjna nauczyła nas, że jak inny kradnie to ferrari to jest złe, ale jak ja kradnę to jest okej, bo mi się należy. Nie wiem, czy dobrze się wysławiam i wiadomo, o co mi cho, zarzuciłabym cytatem z Sienkiewicza, ale o krowach już wszyscy słyszeli xD W każdym razie pokręcony ten świat, tak myślę.
Dlaczego niby krwawa jatka nie miałaby być ciekawa literacko? xD Dobra jatka nie jest zła, ale pewnie masz rację - z punktu widzenia bardziej intelektualnego pewnie byłoby ciekawsze pokazanie czegoś bardziej skomplikowanego niż komuna czy coś.
Jestem istotą totalnie aseksualną. Niby lubię dobrze wyglądać, ale kto nie lubi? Ale to miał być taki żart - ani ze mnie gospodyni domowa (nienawidzę sprzątać, lubię gotować, ale mi nie wychodzi i poruszam się w kuchni jak niedorozwinięty ferbi), ani nie znam się na tych mechanicznych rzeczach. W końcu zadzwoniłam po elektryka i okazało się, że trzeba było pogrzebać w skrzynce na klatce schodowej. Uch, koleś! Szafki z IKEI złoży nawet pies po kastracji! To nie jest takie trudne, żeby od razu się tak fochać! Masz rację. To chyba bardziej skomplikowane jest, bo myślałam o czymś takim, kiedy kobieta np. gra w gry wideo albo zachowuje się "męsko", np. nie ma problemów z puszczaniem bąków. Jest chyba dość spora populacja męska, której to się podoba. Chociaż, sama już nie wiem. Przestałam się bawić w te klocki już dawno temu xD
Ja wiem, dlaczego szefowie kuchni to faceci xP Podobno faceci lepiej gotują, bo mają więcej kubków smakowych na języku i mają przez to bogatszą gamę smaków. Z tym cyklem i zmienianiem smaków pewnie też coś jest (-; Był chyba taki serial (w gazecie czytałam) o kobiecie, która w latach 50. chciała zostać szefem kuchni. I ponoć to było dla kobiety praktycznie niemożliwe, tylko mężczyzna mógł gotować w pięciogwiazdkowych restauracjach.
Ja na technice nauczyłam się robić piórnik z drewna. Taa... także nie tęsknię xP W sumie to, kurde, nic więcej nie potrafię sobie przypomnieć. Co za beznadziejna technika!

Rozbicie królestw mogłoby być ciekawe. Dużo więcej chaosu to dużo więcej spisków i intryg i polityki. No i na pewno nie ułatwiłoby to roboty Dany, gdyby jednak wróciła do Westeros. Poza tym wtedy dużo bardziej skomplikowała się sprawa z tym, kto sprawuje władzę zza kulis. Jeszcze a propos Varysa. Odniosłam wrażenie po epilogu, że to jego "dla dobra żelaznego tronu" trochę się zachwiało. Bo Kevan starał się naprawić politykę Przystani, a zginął, bo nie działał według planu Varysa. Czyli nie dobro Westeros, tylko to, co Varys uważa za dobre dla Westeros. W tej chwili pewnie uważa za to dobro Targeryanów.
Zgadzam się z powodami, dla których Dany została wysłana na morze traw przez Martina. Ale może też autor chciał uchronić ją od masakry w Meereen? (-; Żeby ona mogła podjąć decyzję, a miasto może zostać zrównanie z ziemią. Wtedy nie byłoby do czego wracać, tylko do Westeros. To by było strasznie chamskie, ale w sumie może się zdarzyć. Z drugiej strony - chyba nie wiemy, jaki kalasar (?) ją przejął? Mógł to być jej kalasar, prawda? (ta, jasne). Ona miała takie strasznie urocze myśli - że w czasie kiedy ona po tym morzu błądzi i umiera, w Meereen jest tak dobrze, na pewno jej król się wszystkim zajmie i tak dalej. Więc sama nie wiem, czy zareagowałaby fochem z przytupem, gdyby ładnie się układało. Chyba że ładnie się będzie układać po podbiju! Wtedy byłoby krucho. Zastanawiam się też, co mogą zrobić uwolnione smoki. Czy dołączą do starszego brata, czy wezmą udział w oblężeniu. A jak wezmą udział w oblężeniu to... matko z córką! xD
Tak. Może sobie nawet zabić Jona. Tyrion ma być w szóstce! xD I Jamie ;_;
Cycki może nie są silnym zbiorowym motywatorem, ale indywidualnym - być może xD
Z tym podejściem, że ryzykant najczęściej ginie i najlepszy wojownik/polityk to ten, który kalkuluje podjęcie ryzyka i opracowuje strategie i nie kieruje się chęcią sławy i brawurą to bardzo ślizgońskie jest xD Mnie po epilogu wydaje się, że Varys uparł się na Targeryanów, więc Tommen nie ma szans. Coraz bardziej natomiast jestem przychylna mojemu pomysłowi, żeby Tommen uciekł zwyczajnie z Przystani. Razem z Cersei. A wiadomo, że Cerseri tak łatwo nie odpuszcza, więc mogłoby tu się jeszcze coś dziać. Tylko pytanie - czy to w ogóle będzie potrzebne. Ciężko przewidywać, bo tak naprawdę nie wiemy, o kogo cała ta afera się rozchodzi. Jak już wspominałyśmy - być może na początku była to Dany, ale teraz to już nie wiadomo, kto usiądzie na żelaznym. Tyrellowie są okropnie bierni - niby chcą ten tron (samo koligacenie Margeary), ale jakoś im energii brakuje. Niby róża ma kolce, ale ta tylko pachnie. Z drugiej strony - może jeszcze te kolce pokażą i tak łatwo nie dadzą się odsunąć. Chociaż ten proces Margeary... ech, ciężko stwierdzić xD
["dawno, dawno temu" brzmi bardzo ciekawie, ale niestety nie grałam. co do opka, to chyba spasuję. od kilku już lat zmagam się z niemocą twórczą i coraz częściej myślę o tym, że to po prostu trzeba mieć, najwidoczniej tego nie mam, bo napisałam pierwszą część, ale kompletnie mi się nie podoba].
Ja też bym wolała, żeby czytelnicy zapomnieli o tym dziwnym zawirowaniu w genach xD No i ten włos... skąd on niby się wziął?
Haha, mam nadzieję, że nie będzie przejścia przez Morze Czerwone. Co za dużo, to niezdrowo. Też miałyśmy z siostrą fazę na cytrynowe ciasteczka - wzięła i zrobiła sama, były takie pyszne, ale zostawiła mi tylko jedno ciasteczko... Łakomczuch pospolity. A co do analogii jeszcze - też je uwielbiam. Ale jak nie są jakies natarczywe, a przejście przez Morze Czerwone byłoby bardzo natarczywe xD
Myśle, ze Cat stała się zombie, bo poderżnęli jej gardło (swoją drogą to podtrzymywanie rozdartego gardła, żeby można było mówić jest straszne xD) i do tego była dość nieświeża, bo kilka dni jej ciało spędziło w wodzie. Dlatego Jonowi zostaną najwyżej blizny - jak Berickowi (lubiłam tę postać w serialu, dobrali fajnego aktora, tak btw). Jest jeszcze szansa, że Azorem jest Dany. Także wszystko jeszcze przed nami, ale osobiście nie stawiałabym na Stannisa. Stannis może miał doprowadzić Melissandre do Jona, bo teraz to Jon króluje w jej wizjach. Ale to tylko takie domniemywania, bo nijak to oparte nie jest na faktach z książki. Tja, Melka i jej deklaracje dożywotniej służby bogu i przechwalanie się, że nic nie je przez cały szósty tom byłyby bardzo interesujące... nie, Jon nie może zginąć xD
Będzie niezły pasztet - Rickon, Osha i... Davos. W sumie - dlaczego nie miałyby być możliwe sceny Stannis-Osha? W końcu chyba Davosowi aż tak nie zależy, a będzie musiał doprowadzić Starka do Stannisa. Ewentualnie do kolesia z Białego Portu, ale jego lojalność wobec Stannisa każe przewidywać, że może się tu coś poplątać. Skoro Martin już zdradził zakończenie serii ludziom od serialu, to musi miec plan. Poza tym zostały jeszcze dwa tomy - gdyby nie miał planu, bardzo bym się zdziwiła. Nie poznałam w ogóle Oshy-Tonks! :-D Tak samo Freya-Filcha, ale w końcu kapnęłam się, że to on. Mnie się nie podobała Tonks, bo inaczej sobie wyobrażałam Nimfadorę, więc to taki argument z dupy wzięty. Nie zabieram głosu xP Ale Osha jest świetna - taka dzikuska xP
Nie wiem, co jest złego w odmierzaniem semestru przez seriale. Odmierzanie czasu jak każde inne ;-D A to, że się kończa to rzeczywiście ogromna wada seriali. Z drugiej strony, jak się nie kończą, to zazwyczaj robią się kiepskie. Niestety nie da się dogodzić...
Myślę, że Robb skończył się, jak tylko się ożenił. To było wiadome, że z podejściem "żonka, dziecko" daleko w tej wojnie nie zajdzie. Ludzie marudzą, że Martin zabija bohaterów, którzy mają potencjał, ale akurat się tu nie zgodzę, bo z Robba nie byłoby już fabularnie pożytku. Śmierć Neda namieszała, więc być może sam bohater mógł jeszcze namieszac, ale jego śmierć namieszała bardziej. Tak samo jak śmierć Joffa była potrzebna do wysłania Tyriona i Sansy w podróż ich życia. W każdym razie - jedyne co Robb mógł zrobić sensownego, to się cofnąć. A to już nie byłoby takie ciekawe, jak Stannis oblegający Winterfell w zimie xD
Mam taką teorię, że dziewiąty odcinek czwartej serii to będzie walka Oberyna z Górą. Dość mocne, jak dla mnie. Do samego końca nie było wiadomo, kto wygra - byłam święcie przekonana, że Oberyn wygra xD Dałam się złapać, uch! A w ostatnim ucieczka Varysa i Tyriona i kusza. Tak bym to widziała. Powinien to być bardzo optymistyczny sezon dla wielu fanów xD Chociaż śmierć Tywina mnie zaskoczyła. Z drugiej strony była bardzo na rękę Varysowi, bo wiadomo, że Varys chce się pozbyć wszystkich myślących Lannisterow, żeby zrobić miejsce dla swoich kandydatów w grze o tron xD
Nie sądzę, żeby V. mógł sam coś namieszać. Po to Martin dal mu czerwonego kapłana. Razem namieszają, wierzę w to. No i ten róg - może zjawi się podczas oblężenia i zapanuje nad uwolnionymi smokami? To byłoby mocne.

Nie, wszyscy się śmieją odkąd jej chłopak powiedział, że chodzi do językoznawczej, żeby jej się jery niepomyliły z nutami. Wiem, że to nie brzmi zbyt zabawnie, ale - wierz mi - było zabawne. Nie wiem. Śmieszą mnie takie absurdalne rzeczy... Tak, też wole się uczyć w domu (-: Większa swoboda ruchu i zachowania. No i nie ma ludzi, to bardzo ważne jak dla mnie. Uch, uwielbiam patrzenie na kompletnie obcych ludzi z góry. To takie rozsądne. I uwielbiam tę hipokryzję. Niby tak cicho, niby ludzie obłożeni wokół opasłymi tomiszczami, ale komóry jak zwykle w dłoń xD O Boże, to znaczy, że jestem niegrzecznym człowiekiem, bo próbowałam wynieść książkę z czerwoną nalepką? xD Czadowo! Jestem najnudniejszym człowiekiem na świeice... xP Teraz już można bez względu na stopień i ilość kierunków wypożyczać chyba 8 książek. Co znacznie ułatwia funkcjonowanie.
Tak mało, bo godzina taka beznadziejna pewnie. 16:45. I na fejsiku dowiedziałam się, ze ludzie z drugiej tury rekrutacji mają problem z rejestracją - podobno ma się otworzyć dla nich (uwaga) 30 września xD Albo nawet we wtorek. Dlatego tak mało osób! Jescze czekamy na wrześniowców (-: Cieszę się, bardzo chciałabym to umieć, bo szczerze - boję się GHJP panicznie.
Tak też zareagowałam. To prawie tak śmieszne jak wyścig szczurów na bałtystyce xD On raczej nosi takie hipsterskie sweterki i zawsze udaje, że mnie nie widzi, bo skoro nie studiuję dwóch kierunków/nie chodzę na konfy (a przynajmniej on nie wie, że studiuję i byłam na jednej kompletnym fartem, ale byłam! z samymi doktorantami! lol, było strasznie xD), to nie mam nic ciekawego nigdy do powiedzenia. I molestuje doktorów i doktorantów, żeby jego ambitne artykuły czytali i poprawiali, żeby miał więcej punkcików na doktora. Uch. Uch, uch. Ale ma neseser!

Prowadząca zajęcia z pracy nad tekstem mówiła, że najgorzej jak się trafi na prawników. Oni posługują się zupełnie inną polszczyzną i trzeba być prawnikiem, żeby ich zrozumieć. Jechałam kiedyś pociągiem z jakąś światową panią, która mi zrobiła trochę wykład, ale mówiła bardzo ciekawie. Mówiła, że ona ma taką zasadę, że jak człowiek wyśle 50 CV w różne miejsca w swojej miejscowości i nie dostanie pracy, to powinien złożyć kolejne 100 w województwie i się nie dostanie pracy, to znaczy, że jest źle. W sumie przyznaje jej rację, chociaż sama nie znoszę zmian i najchętniej pracowałabym na miejscu (i tak zostanę w Wawie do śmierci i będę rodziców widywała tylko w Boże Narodzenie ;_;), ale mam społeczeństwo mobilne. Jeśli nie tu, to gdzieś indziej. Nie masz dzieci, nic cię nie trzyma - wszędzie da się ułożyć sobie życie. Tylko zagranica i to jeszcze na zamywaku to strasznie smutne. Jasne, zagranica z planem, zagranica, bo taki był plan - okej, to jest nawet szczęśliwe, bo taki był plan, ale zmywak po magistrze... i to tak na zawsze?
Ja bym mogła poprawiać, lubię to. Zawsze są momenty zwątpienia, ale grunt to je przezwyciężać, jeśli się coś lubi. Chociaż językoznawcą się nie urodziłam, wolę literaturę i to tak zdecydowanie. Co jest znowu cholernie niepraktycznym rozwiązaniem xD Podobno dużo pracy jest przy słownikach i tam najchętniej przyjmują doktorantów. Miałam ostatnio do czynienia z tekstem pisanym przez wiele osób i to dopiero był mindfuck. Z totalnie przyjemnego rozdziału do siedzenia po kilka godzin nad jednym akapitem, bo nie rozumiałam zupełnie, o co chodziło autorowi xD Taki trochę rollercoster.
Wszyscy mają problemy z imiesłowami. Taka prawda xP

(ja właśnie kończę 'Scrubs'. praktycznie po każdym odcinku ryczę jak idiotka). Ja mam dość zjechaną psychikę. Nie chcę być robotem, człowieczeństwo wcale nie jest przereklamowane i te wszystkie emocje sa do przezycia i wydają mi się czymś cennym. Gdyby nie wydawały mi się czymś takim, nie pisałabym. Z drugiej strony mam ogromne, wręcz chorobliwe, ambicje. Moja psycha to połączenie komuny z kapitalizmem w ich skrajnych odmianach. Musze ciężko pracować, żeby wyrobić 200% normy, a to juz zakrawa o mechanizm. Staram się to zmieniać, bo w to nie wierzę, ale to trudne xD Pociągają mnie takie tematy mechanizacji, robotyzacji, wstrętu do niedoskonałości emocji i ciała, ale w gruncie rzeczy ta niedoskonałość jest czymś cennym.

Sztywny podział już jest bardzo powyginany. Koleś od tego sławnego tekstu... lol, nie usunę tego popisu elokwencji, niech wisi, to się nadaje do oprawienia - na pewno wiesz, o kogo mi chodzi! xD Barthes! Chodziło mi o Barthesa! On chyba to rozpierniczył az miło. I kilku innych, których nie pamiętam, bo przecież teoria literatury była tak dawno (i będzie jeszcze! D:).
Myślę, że literatura popularna i wyższa jeszcze się ładne mijają w takich akademickich rozróżnieniach. A twórczość blogową zaliczałabym do popularnej, chociaż czasem zdarzają się rzeczy naprawdę fajne. Co do ffów i opek - czy to serio takie ważne, jak to się nazywa? Podoba mi się, że istnieje taki wycinek rzeczywistości, gdzie można się wyrzuć artystycznie, ludzie to zobaczą, a tak naprawdę nie ponosi się za to jakiejś większej odpowiedzialności (-:
Nie no, jasne. Harry gej będzie Harry'm niekanonicznym, ale ja bym go takiego wolała. Takiego pierdołę, który nie wie, co lubi i stara się sobie wmówić, że woli dziewczyny, no bo jak to tak? - wybraniec i homo? Nie godzi się! To harrowate jest xD Ja w ogóle z nikim Harry'ego nie widziałam. Byłam za tym, żeby kanoniczny Harry został sam. Bo czemu nie? Bo to niby złe zakończenie? Hm, może zbyt dorosłe? Co o tym sądzisz?
Światło... czytałam w wersji ocenzurowanej, bo słyszałam, że są i seksy, ale nie dokopałam się do nich. Szczerze przyznam, że czytałam dla Draco xD Był niesamowity. Totalny pojazd po postaci, zrobienie z niej takiego typowego pedałka i wręcz drążenie niezbyt chwalebnych epizodów z życia Dracze (np. jak piszczał, kiedy zobaczył Voldzia w pierwszym tomie). No jak to? - ideał nie może byc zabawny. Ideał musi być poważny i mówić swojej wybrance, co ma robić, bo jej się nie chce mieć mózgu. A ja bardziej kupuje tego zabawnego (w ogóle bardziej kupuję wszystko, co jest dowcipne lub zabawne) niż takie... bo ja wiem? To chyba jasne, że ten Dracze z dramione ma być takim ideałem, fantazją bad boya i w ogóle.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
sylville
grupa trzymająca władzę
grupa trzymająca władzę



Dołączył: 03 Kwi 2013
Posty: 383
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: mazowsze

PostWysłany: Nie 23:16, 29 Wrz 2013    Temat postu:

oj, to ja przepraszam. ostatnio albo zamulam i nie ogarniam niczego, albo mózg mi wchodzi w tryb redaktora i nie ogarniam dowcipów i ironii. nie znoszę tego przejścia w jesień, najchętniej zapadłabym w sen zimowy. i przez większość czasu mój organizm ma takie ciśnienie i taką temperaturę, jakby uważał to za świetny pomysł xd w każdym razie przepraszam, że tak słabo kontaktuję xd'
w każdym razie carlina polecam szczególnie w stand-upach politycznych lub socjologicznych, bo zwykle ma wiele celnych uwag. jasne, wszystko mówi podobnym językiem jak w tym stand-upie o religii, ale taki ekspresywizm jest sporą zaletą moim skromnym. nie wiem, ja gościa uwielbiam.
okay, wracając do tematów ustrojowych. racja, w przypadku tyranii nie ma obaw o to, czy zostanie się powtórnie wybranym, więc mogą zachodzić zmiany, ale jednocześnie nie ma żadnego hamulca tych zmian, tzn. wszystko, co taki tyran sobie wymyśli, może przejść. a tyrani raczej nieczęsto rekrutują się spośród ludzi obeznanych ze sposobem działania gospodarki etc. w demokracji przynajmniej opozycja może coś blokować. jasne, jeśli to jest demokracja na niskim poziomie, to opozycja blokuje wszystko 'bo tak' [skąd my to znamy], ale w teorii ma to jakiś sens. okay, nadal partia rządząca może przepychać różne poronione pomysł, jeśli ma większość, ale teoretycznie w takiej sytuacji można zrobić coś więcej, niż tylko usiąść i załamać ręce. jeśli chodzi o zasady moralne - nihil novi sub sole. zawsze w mniej lub bardziej oczywisty sposób narzucano ludziom zasady moralne. choćbyśmy nie wiem ile mówili o zmianach, jakie zaszły w ludziach i w społeczeństwie, o ewolucji, rewolucjach i innych -cjach, to i tak zawsze w jakiś sposób próbowano ludzkości kręgosłup moralny nastawiać. i ludzie nie poddają tego refleksji, bo nie poddają refleksji też wielu innych rzeczy. jedni zastanawiają się, czemu tak jest, inni zastanawiają się, czemu sąsiadka z parteru kupiła sobie nowe futro albo co się wydarzy w nowym odcinku 'm jak miłość'. i tego się nie przeskoczy, bo nie wszyscy są na tyle zainteresowani/świadomi, by się namyślać nad tym, czy program w telewizji - poza tym funkcją rozrywkową - ma funkcję dydaktyczną/moralizatorską. a skoro się nie zastanawiają, to łatwiej nimi sterować, w tym także narzucić im te zasady moralne. i wracamy do punktu wyjścia xd ale tego się nie przeskoczy, póki społeczeństwo nie będzie do małego przyuczane, że należy ciągle pytać 'dlaczego?' czy coś.
krwawe jatki są ciekawe literacko, o ile służą czemuś poza krwawą jatką. jeśli to krwawa jatka dla krwawej jatki - hej, czemu nie iść z tym do telewizji? xd ja lubię krwawe jatki, serio, ale jeśli jest podbudowa, jakieś dokładne wyjaśnienie, czemu do nich doszło, i - najlepiej - jakieś 'co dalej', a nie tak krwawa jatka i koniec. chociaż właśnie zaczęłam się zastanawiać, jak w tej jatkowości sytuuje się "władca much", którego uwielbiam. no jakby nie patrzeć - jest jatka. i to świetna jatka. taka z podbudową, ale z dość ograniczonym 'co dalej'. no dobra, tego rodzaju jatki mogłabym czytać w dużych ilościach :D
oj tam, nie wychodzi. kiedyś zacznie. gotowanie jest mega, nawet jeśli w moim przypadku składa się w dużej mierze z improwizacji i zakładania, że przecież powinno wyjść, no nie ma opcji, żeby nie wyszło. zwykle wychodzi, o ile nie próbuję czegoś zbyt eksperymentalnego xd albo czegoś, co zrobiłby ferbi - świetna wizualizacja btw xD
ano pewnie jest spora część męskiej populacji, której by się to spodobało, ale ja nie nadążam za męską populacją. pewnie racja, że 'męsko' zachowujące się kobiety są traktowane bardziej jak kumpel niż jak potencjalny obiekt seksualny i przez to mogą sobie na co innego pozwolić, ale to znowu brzmi jakoś dyskryminująco dla facetów - jakbym się spodziewała, że każdą spotkaną dziewczynę klasyfikują albo tak, albo tak. wiadomo, pewnie tak nie jest. ale to poręcznie uproszczenie.
ooo, o tych kubkach smakowych nie miałam pojęcia, ale brzmi całkiem sensownie. to o tej kobiecie sensownie nie brzmi, ale lata '50 tłumaczą wszystko. w sumie zabawne, że świat w tak krótkim czasie przeszedł od 'kobiety nie mogą być szefami kuchni' do 'mężczyzna nie ma prawa wejść do kuchni, o ile dalej chce być mężczyzną'. ale w sumie to daje nadzieję, że niedługo równie szybko coś się zmieni xd
piórnik z drewna to świetna sprawa! ja z drewna robiłam tylko kołek do pikowania roślin i breloczek do kluczy. taa, niezbędne w każdym domu. zdecydowanie wolałam szycie i gotowanie, przynajmniej było zabawniej i nie musiałam się martwić, że mam inny rodzaj drewna niż wszyscy i się gorzej ściera. albo nie ściera się równo. brrr, robienie zaokrąglonych boków breloczka do tej pory mnie prześladuje. to był breloczek o najbardziej niesymetrycznych rogach, jakie można sobie wyobrazić xd

rozbicie królestw też wiele by ułatwiało - w końcu wszyscy mają dość wyraźne pojęcie, gdzie jest granica którego z nich, jest nadzieja, że każdy by się zajął swoim i nikt by się nie rzucał na żelazny tron, który mógłby w ogóle być zniszczony. gdy musiałyby być o wiele subtelniejsze i uwzględniać o wiele więcej czynników w postaci wielu królów. może nie ułatwiłoby to funkcjonowania wszystkim - wiadomo, królestwa by się różniły zamożnością i ogólnym ogarnięciem władz - ale mogłoby wprowadzić na pewien czas równowagę. przynajmniej dopóki nie doszłoby do jakichś rozbiorów królestw i innych cudeniek xd a gdyby dany zjawiła się po podziale na królestwa, miałaby łatwiejszą robotę. w końcu mogłaby je zajmować jedno po drugim, bo nie istniałaby jedna armia gotowa bronić konkretnego miejsca ataku, a tylko kilka mniejszych [być może już nieco zmęczonych] armii, które łatwiej zmieść z powierzchni ziemi.
ale śmierć ser kevana była raczej wymierzona w cersei. varysowi odpowiadał chaos w king's landing, bo w chaosie łatwiej kontrolować, co się dzieje i kto co robi. ser kevan miał głowę na karku i chciał to uporządkować, dlatego musiał zginąć. fakt, że varys się za to zdecydował, sugeruje moim skromnym, że będzie dość otwarcie popierał gryfa. nawet nie dlatego, że sam go wyhodował, ale dlatego, że w tym będzie widział dobro westeros. ser kevan nie naprawiłby wszystkiego, co zepsuła cersei, mógłby faworyzować lannisterów i mógłby sprawnie odeprzeć ewentualne ataki gryfa na king's landing. do tego varys nie mógł na niego wpływać, więc facet był po prostu niewygodny. ale racja, wydaje się, że w tym momencie varys widzi dobry westeros jako dobro targaryenów.
może i chciał; dany w środku masakry jej ukochanych niewolników? to by się dopiero skończyło krwawą jatką xd usunięcie jej z miasta daje o wiele większe szanse na przeżycie atakującym - i całe szczęście, kibicujemy części z tych, którzy są w grupie atakującej, prawda? xd i chyba nie wiemy, jak khalasar ją przyjął; wydaje mi się, że to był khalasar jednego z braci krwi drogo, więc kogoś, kto wiedział, że dany powinna siedzieć w vaes dorthrak razem z innymi khaleesi, których mężowie umarli. może będą ją tam nawet próbowali odstawić, kto wie. na pewno nie spodziewam się powrotu dany do meereen w pierwszej połowie tomu xd a, racja z tymi pluszastymi myślami. może faktycznie focha by nie było, o ile miasto nie wróciłoby do stanu sprzed wyzwolenia. ale też nie spodziewam się, żeby dany była nieobecna na tyle długo, by miasto zdołało wrócić do czegokolwiek po oblężeniu. jeśli chodzi o smoki - wydaje mi się, że wezmą udział. pamiętajmy, że do miasta zbliża się victarion z rogiem, niech sobie chłopak jednego czy dwa smoki adoptuje, a co. to by dopiero dany skłoniło do ruszenia na westeros - gdyby jakiś dupek porwał jej smoka i sobie odpłynął na zachód xd mam nadzieję, że martin pójdzie w tę stronę. smoki, które mają wylane na miasto i sobie odlatują, byłyby nudne xd
ślizgońskie czy nie - rozsądne. punkt dla ślizgonów po prostu xD ale racja, ucieczka tommena byłaby miła. w końcu mógłby się schronić w essos - dla tyriona okazało się to całkiem dobrym wyjściem. ale cersei raczej by się na ucieczkę nie zgodziła, o ile życie tommena nie byłoby bezpośrednio zagrożone. o cersei można wiele powiedzieć, ale jest kochającą matką i mogłaby gry polityczne dla życia dziecka porzucić. zastanawiam się też, co dla tommena zmienia fakt, że myrcella jest w dorne. w końcu nawet śmierć tommena nie wygaszałaby 'rodu', zostaje myrcella. w końcu martellowie jeszcze jej jakoś szczególnie nie ukrzywdzili, ale widać, że mają ochotę na tron [wysłanie tego-tego frajerzyny do dany], tylko nie wiedzą jeszcze, jak rozdawać karty.
tyrellowie póki co są w dobrym miejscu, mają mocną pozycję, może wolą sie nie wychylać? margaery jest na dworze, ktoś z tyrellów jest w małej radzie, ser loras też się tam kręci... czemu mieliby robić coś więcej, skoro obecny układ jest dla nich korzystny? jeśli tommen się utrzyma - tyrellowie się utrzymają; jeśli tommen zostanie skrócony o głowę - tyrellowie powiedzą 'no spoko, ale myśmy z nim nie współpracowali, poza tym możemy zaoferować wam w cholerę żywności'. mają kartę przetargową i póki co nie chcą mącić wody, po prostu czekają na dość dobrej pozycji.
["dawno, dawno temu" jest czadowe, ale nigdzie tego nie można kupić. gdybyś jednak trafiła na kogoś, kto tę grę ma - nie wypuszczaj człowieka z zasięgu wzroku, póki nie zagrasz xD i nie ma, że niemoc twórcza! jak się cierpi na niemoc, to trzeba się rozpisać, a jak lepiej się rozpisać niż przez ffka o syriuszu? i wiadomo, jak człowiek dawno nie pisał, to początki mogą być takie sobie, ale to wszystko kwestia rozkręcenia się. nie trać wiary, ja to nadal chcę przeczytać :D]
bo włosy są wszędzie. i, wiadomo, jasne włosy na zakurzonej podłodze taaaak się rzucają w oczy, no każdy by zauważył. bo to by było za proste, gdyby cersei zgubiła tam pierścionek albo kolczyk, prawda? włosy! pff, ot co.
morze czerwone byłoby i natarczywe, i zabawne xD ale jestem sobie w stanie wyobrazić jakiś kiepski ffek, w którym ten motyw zostaje wykorzystany. nie wiem, smoki oddechem sprawiają, że woda w wąskim morzu wyparowuje na dostatecznie długo, żeby dało się przejść xD to brzmi jak idealny materiał na ffka xDDD
no fakt, cat była nieświeża i to pewnie zrobiło z niej takie zombie. jon jest jeszcze świeży, więc powinno być dobrze. to kamień z serca, bo rozdział z perspektywy zombie nie wydawały mi się zachęcające xd [i racja, berick był całkiem sympatyczny, taki nieinwazyjny, ale z jakimś celem i jakąś moralnością]. ooo, o dany jako azorze nawet nie myślałam; zgadzam się jednak, że stannis na pewno nie jest azorem. melisandre mogła mu sprzedać taką wizję, żeby w ogóle zabrał ją ze sobą, zaufał jej i ostatecznie doprowadził do prawdziwego azora - o ile prawdziwy azor istnieje. to by było całkiem zabawne, gdyby nie istniał :D
davosa wysłał ten lord na M z white harbor [prawda?]. jasne, davos jest podwładnym stannisa, ale w przypadku tej misji chyba w pierwszej kolejności zgłosi swoje znalezisko facetowi, który go tam wysłał, a który w zamian za rickona miał pomóc stannisowi, o ile dobrze pamiętam. gdyby ten lord M dostał rickona w swoje ręce, to mógłby pozbawić nas sceny osha-stannis z tej prostej przyczyny, że (a) nie jest bohaterem z własnym pov i (b) nie wypuściłby rickona z zasięgu wzroku, bo rickon byłby jego przepustką do awansu społecznego. ale może nie rozumiem polityki dostatecznie dobrze. albo nie biorę pod uwagę lojalności davosa, który w razie czego jednak w pierwszej kolejności doprowadzi rickona do stannisa. co byłoby umiarkowanie mądre - prowadzić jedynego [jak się im wydaje] dziedzica winterfell do umierającego z głodu i zimna obozu, który koczuje pod winterfell. po co? i tak tych w winterfell obecność rickona za murami do niczego nie przekona, lepiej odesłać dzieciaka do white harbor i czekać, aż sytuacja z boltonami się rozwiąże jakąś ładną rzezią made by lord M i stannis. gdyby lord M miał potwierdzenie, że rickon żyje i warto popierać stannisa [choć ten związek przyczynowo-skutkowy jeszcze mi w głowie kuleje], to mógłby zacząć działać od środka i pomóc wojskom stannisa w zajęciu winterfell. sam rickon nie jest do tego potrzebny, wystarczy wiedza o tym, że żyje.
ale to takie smutne, kiedy człowiek przestaje odmierzać tym, czego się nauczył czy przeczytanymi książkami, a zaczyna serialem xd nie wiem, ale zawsze jak o tym myślę, to czuję, jak mi obumierają szare komórki xD
zgadzam się, robb był fabularnie potrzebny tylko do wyprowadzenia wojsk, do paru bitew i do żeniaczki, potem stał się zbędny i śmierć była lepsza niż oglądania, jak przegrywa i, cóż, umiera w sposób mniej spektakularny, ale i tak umiera. robb by się nie wycofał, robb miał wizję, był ambitny i może nie aż tak rozsądny, jak powinien być. szedłby dalej na południe i w którymś momencie musiałby zginąć. lepiej, że stało się to u freyów, przynajmniej czytelnicy mieli trochę więcej emocji i zyskali caaały ród, który można znielubić xd
a ta walka nie była wcześniej? wydawało mi się, że jakoś w pierwszej połowie sezonu ją dostaniemy, ale średnio pamiętam, jak w samej powieści była usytuowana ta scena. wiem tylko, że po raz trzeci musieli castingować aktora, który gra ser gregora xd pechowa rola po prostu xd ale fakt, kusza pewnie będzie w ostatnim odcinku, taki ładny prawie-cliffhanger. i mnie też śmierć tywina zaskoczyła. myślałam, że tyrionowi zabraknie jaj, bo w końcu gdzieś tam zależało mu na aprobacie ojca, a zabicie wspomnianego ojca raczej aprobaty nie zapewnia xd ucieszyłam się tylko, że shae w końcu została wyeliminowana z grona bohaterów, irytowała mnie jak nie wiem co. to zdecydowanie jest materiał na dobry cliffhanger.

nie, brzmi całkiem zabawnie xd zwłaszcza że pamięta ludzi, którzy mówili na twardy jer 'ta nutka z chorągiewką'. może się pomylić? może xDDD
poza tym jak można siedzieć w buwie bez komóry? a jeśli ktoś ich zespottował, a oni o tym nie wiedzą? xD muszą sprawdzać, czy nadal są nie tylko wybitnymi studentami, lecz także obiektami zazdrości i pożądania, nie ma innej opcji xd a traktowanie ludzi z góry, to norma. skoro pracownicy są pracownikami i siedzą w tej bibliotece tyle lat, to oni dobrze wiedzą, ile czasu student powinien siedzieć nad jaką książką i nie ma, że siedzi się krócej, bo treść się do pracy nie przyda czy coś. jak zrobili łachę i przynieśli, to trzeba siedzieć xddd
tak, zdecydowanie jesteś prawie takim samym przestępcą jak ci ludzie, którzy zrywają paski magnetyczne i kradną książki xD w magazynie kryminalnym powinni zrobić materiał o ludziach, którzy chcą wynosić książki z czerwonymi nalepkami xddd z taką przestępczością trzeba walczyć xDDD
aaa, jak 16.45, to wszystko jasne. też bym się zastanawiała, czy sem o takiej porze to na pewno sem dla mnie. no, chyba że byłabym naprawdę zdesperowana i gotowa się bić o miejsce ze względu na tematykę i/lub prowadzącego. ale i tak godzina jest mocnym argumentem przeciw dla wielu osób xd i biedni drugoturowicze! los im zdecydowanie nie sprzyja. ale co tam, przynajmniej będą musieli podejmować szybkie decyzje, a nie tam się zastawiać, że może tu, może tam xd a ghjp nie ma się co bać, jest naprawdę ogarnialne, trzeba się tylko regularnie uczyć i powinno być dobrze :) wszyscy tym zawsze straszą, ale wiadomo, że nikt w jeden semestr nie stanie się geniuszem w tej dziedzinie i nikt nie wymaga, by tak się stało. ważne, żeby ogarnąć materiał, który będzie na zajęciach. i to jest naprawdę wykonalne bez większych problemów :)
loool, wyścig szczurów na bałtystyce brzmi prawie tak samo zabawnie. jeszcze trochę i wyobrażę sobie wyścig szczurów na naukach o rodzinie xD ale ten człowiek brzmi strasznie. po prostu strasznie. współczuję biednym, molestowanym doktorom i doktorantom. z jednej strony dobrze, że ma jakieś ciągoty do pracy naukowej i mu zależy, bo nauka polska potrzebuje takich ludzi, ale nauka polska jest też wystarczająco pełna przekonanych o własnej nieomylności dupków, żeby dokładać tam jeszcze jednego. i to z neseserem xD

z prawnikami faktycznie jest problem, bo czasami jak im się szyk zmieni, to słowa znaczą coś zupełnie innego, bo coś jest terminem, choć nie brzmi. najlepiej jak najmniej im to ruszać i trzymać kciuki, żeby nie czytał tego nikt, to zauważy błędy. bo, wiadomo, większość społeczeństwa może zauważyć, ale oleje, także tylko współpoloniści będą kręcić nosami, jeśli człowiek walnie coś karygodnego w redakcji. ale zdarza się najlepszym.
społeczeństwo mobilne, a pfe. ja nie chcę być mobilna, ja chcę mieć dworek szlachecki i się z niego nie ruszać, tyle mi z tej mobilności xd ale zasadniczo zgadzam się z panią od teorii z cv - na pewno trzeba się nie poddawać i składać w firmach znajdujących się w większym promieniu kilometrów. ale jednocześnie, na odyna, bez przesady z mobilnością. przepraszam bardzo, mnie wiele trzyma, ja mam mieszkanie, ja mam dywan, meble i całą masę innych pierdół [tyler durden nie byłby ze mnie dumny i powiedziałby, że rzeczy posiadają mnie, ale, cholera, nie po to tyle czasu spędzałam w salonach meblowych, żeby teraz się umobilniać]. nie chciałabym zaczynać od zera gdzieś indziej. okay, dostrzegam pewne zalety takiego 'świeżego środowiska', ale nie, to nie dla mnie. ja jestem domatorką, wolę trzymać się znanych sobie stron. mam tylko nadzieję, że życie i praca nie zweryfikują tych poglądów i nie będę musiała za chlebem jechać na drugi koniec polski albo i europy. poza tym do tego musiałabym mieć plan, a ja czasami nie umiem zdecydować, co chcę zjeść na śniadanie xd to nie jest dobry pomysł xd
też wolę literaturę, a z całego redaktorowania i/lub korekotrowania najwięcej radości sprawia mi praca nad bibliografią, pilnowanie konsekwentnego sporządzania przypisów i inne takie pierdoły techniczne. pracowałam przy jednym słowniku i to była robota mojego życia - sprawdzanie średników, kursyw, przecinków i myślników, no po prostu żyć nie umierać. ale wiadomo, jak często ludziom się słowniki trafiają. i to było - akurat w tym przypadku - mniej pracy niż przy normalnej książce. albo tyle samo. na pewno nie więcej, ale może to kwestia specyfiki słownika. łał, tekst pisany przez wielu autorów może być ciężkawy. mnie do szału książki pokonferencyjne doprowadzają, ale przynajmniej wiem, że po słabym artykule przyjdzie lepszy, a taki rollercoster z zaskoczenia byłby straszny. brrr.
imiesłowy po prostu są podstępne. dlatego mój mózg je ignoruje xd

moja psychika jest nie tyle zjechana [okay, to też], co skacze sobie radośnie jak żabka. albo ropuszka. raz mam fazy perfekcjonizmu i składam ręczniki w kostkę, układam rozmiarami i kolorami, innym razem przez dwa tygodnie nie mogę tyłka ruszyć, żeby coś schować do szafki. i za każdym razem to, że coś robię w taki a nie inny sposób, mnie irytuje, bo przecież albo nie powinnam się aż tak wczuwać, albo powinnam tyłek ruszyć etc. także naprawdę rozumiem to skakanie od komuny do kapitalizmu, perfekcjonizm i inne takie. też zdarza mi się skakać xd sama robotyzacja jednak bardziej mnie przeraża niż pociąga - ewentualnie pociąga w perwersyjny, przerażający sposób, mogłabym czytać, żeby się bać - choć niedoskonałości częściej mnie irytują niż wzbudzają jakieś pozytywne emocje. ale i tak zawsze przedkładałabym niedoskonałości nad przesadny perfekcjonizm/mechanizm. chyba że chodzi o półkę z ręcznikami albo półkę z przyprawami, wtedy nie ma żarów, porządek musi być xDDD

lol, oj tam, popis elokwencji, każdemu się zdarza. takie mało znane nazwisko, może wylecieć z głowy xD ale racja, rozpierniczał i miał te wszystkie własne teorie, wplątywanie autora i inne cudeńka. no w każdym razie rozpierniczał. mój odpowiedziany za perfekcjonizm fragment mózgu zawsze czuł się troszkę zawiedziony, że po strukturalizmie jeszcze coś było, strukturalizm był taki logiczny.
literatura popularna jest wciąż jeszcze traktowana po macoszemu w akademickich rozważaniach i klasyfikacjach, stąd mogą się brać te wszystkie problemy terminologiczne i wahania, co jest opkiem, a co jest powieścią xd twórczość blogowa zdecydowanie jest popularna - wiadomo, ku ucieczce ludu, recycling wątków popularnych etc. wyjątki mieszczą sie w granicach błędu statystycznego i jeśli takowe są - prędzej czy później powinny trafić do wydawnictw xd no dobra, ffki i opka to nie są ważne nazwy. po prostu niedoskonałość terminologiczna wpędziła mnie w używanie li i wyłącznie nazwy 'ffek' i teraz nie umiem z tego wyjść xd ja lubię nazwy, lubię katalogowanie, spisy, listy, plany i inne pierdoły, które ludzi artystycznych ograniczają [jak niektórzy artystyczni ludzie bez list twierdzą] xd
chyba nie lubię harry'ego na tyle, żeby zastanawiać się, w jakiej wersji niekanonicznej by mi pasował. racja, tok myślenia 'wybraniec i homo - to nie uchodzi' mógłby zaistnieć, ale, jak mówię, harry jest dla mnie postacią umiarkowanie interesującą i nie zadawałam sobie trudu zastanawiania się nad tym xd myślę, że gdyby został sam, to czytelnicy nie mieliby poczucia, że jest happy end, a jkr była bardzo nastawiona na happy end. jestem sobie w stanie wyobrazić samotnego harry'ego, ale myślę, że byłby zgorzkniały i samotny albo że starałby się zostać takim tonym starkiem magicznego świata - milioner i playboy, żeby zrekompensować sobie brak poczucia przynależności. przez całe życie harry tracił rodzinę i przyjaciół. zakończenie, w którym nie dostaje nowej rodziny i nie jest w otoczeniu przyjaciół, byłoby dość okrutne dla niego jako dla postaci. niemniej mogę sobie wyobrazić, bo ja lubię nieszczęśliwe zakończenia xd
no dobra, draco jako pojazd po postaci brzmi uroczo xd nudzą mnie te idealne ideały, nudzi mnie ta fantazja bad boya [a to rzadkość, ja lubię bad boyowate postaci], nudzi mnie to, że w dramione ciągle i ciągle pisze się to samo. ale i tak 'światła...' mi się nie chce czytać xd' choć może kiedyś się złamię :D
Powrót do góry
Zobacz profil autora
l-e-l
błędny ogniczek
błędny ogniczek



Dołączył: 22 Sie 2013
Posty: 73
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 22:35, 30 Wrz 2013    Temat postu:

Nie szkodzi. Ja wchodzę w fazę chronicznego zmęczenia niewiadomoczym, więc rozumiem. No i przecież można się pomylić - na piśmie ironię trudniej wyczuć. I chyba coraz bardziej plotę bez sensu...
Mam raczej trochę za złe traktowanie ludzi wierzących z góry i z takim politowaniem, a przecież ateizm to też jakaś wiara. Wiara w naukę (bo nauka opiera się tak samo na założeniach, religia natomiast na dogmatach) i niewiara w religię. To strasznie płytkie, tak traktować wręcz antyczną kulturę, na której wyrosła nasza cywilizacja. Do samego sposobu wyrażania się nic nie mam, może stand-upy polityczne czy socjologiczne by mi przypadły do gustu, bo - jak mówiłam - zgadzam się z niektórymi rzeczami, o których mówił (-: Wygrzebię sobie, jak już odetchnę po rejestracji (-;
Z tyranią to tak jak z Targaryenami - albo trafi się jednostka wybitna, albo totalny szaleniec. Albo tchórz, który zwali wszystko na doradców. Nie ma ustrojów idealnych, ale nadal tyrania ma dużo większe jaja niż demokracja. Nawet jeśli decyzje są złe (i pewnie pierwsza bym wystąpiła przeciw nim xP), to jednak dobrze jest się móc zbuntować, a decyzje - może i złe - są podejmowane, bo tyran tak wierzy/tak uważa/tak mu sie zachciało. A nie - bo nie zagłosują wyborcy. A pfe! Jestem idealistką (chociaż sama nie wiem, bo jedna osoba, która lepiej mnie znała, mówiła, że bliżej mi do marzycielki xP), więc cenię decyzje, które wychodzą z przekonania, a nawet zachcianki, ale nie są tym smyraniem (nawiązując do Carlina) opinii publicznej. Ale z drugiej strony - tyrana można obalić (-; Przyjdzie nowy i będzie to samo. Ech, to jest trudne! I w sumie troche tę demokrację przypomina, która daje tylko iluzję, że coś robimy, bo wybieramy (w kółko nowych, w kółko nieproduktywnych, w kółko pragnących tylko zostać wybranymi w następnej kadencji). Co do zasad moralnych... w sumie nie bardzo wiem, o co mi chodziło. Pamiętam, że o coś konkretnego, ale teraz - jak tak patrzę na to, co napisałam - nie mogę tego ogarnąć. Bo masz rację - to dość oczywiste, że władza próbuje nam wejść do portfeli, domów i w końcu nawet łóżek. Do głów na pewno też. Czytałam kiedyś taką książkę "Traveler", która była właśnie o takiej antyutopii - wszystko pod kontrolą. Książka taka średnia, ale to przerażające. Dzisiaj potrzebne są korporacjom informacje o nas dla celów reklamowych, a władzy niby do ochrony przed terrorystami czy czymś. Ale już nie od dziś wiadomo, że korporacje kontrolują swoich pracowników przez organizowanie im wolnego czasu, a do mediów przeciekają nadużycia inwigilacji przez władzę. Także... dzięki Bogu, jestem tak nudna, że nie sądzę, żebym miała się tego bać, ale i tak w sumie się boję. Ta książka - "Traveler" - nieźle mnie przestraszyła. Jak zresztą każda taka książka, od Morusa zaczynając xP (nie lubię utopii, dla mnie utopia = antyutopia).
Krwawa jatka dla krwawej jatki to jak sztuka dla sztuki xP Ogólnie "sztuka dla sztuki" jest dość poronionym programem, chociaż książki dydaktyczno-moralizatorskie doprowadzają mnie do szewskiej pasji, ale czasem sam obraz może być wartościowy. Często płaczę jak widzę coś pięknego, więc chyba warto xP "Władcy much" nie oglądam, ale może chodzi o wyładowanie jakiejś energii w takiej jatce dla jatki? Jak nihiliści podpalali budynki, bo mieli tę energię, którą ich przodkowie wyładowywali w wojnach, a oni musieli się gnieść (i tę energię) w ogromnych miastach. Więc podpalali te budynki - dla sztuki, bo to estetyczne xD
Właśnie robię na jutro zupę brokułową, której nie da się zepsuć mimo moich usilnych starań. Jutro wracam koło 21:00, więc będę potrzebować mojej zupki, żeby przeżyć. Lubię gotować i robić jakieś proste słodkości i przynosić je na polon i patrzeć jak ludzie się cieszą :-D Ale tylko jak jestem sama, bo jak dorośli ludzie widzą, jak gotuję, tylko na mnie krzyczą xD A miałam Ferbiego, był taki zielony w czarne paski i nie miałam pojęcia, co z nim robić. Ale nie wiem, co się z nim stało... Wszystkie moje zabawki chyba ode mnie pouciekały )-:
Ale chyba to coś innego - szef kuchni a kucharzenie w domu. Szef kuchni to robi wyśmienite dania dla wysublimowanych podniebień w restauracjach pięciogwiazdkowych, a taka gospodyni upichci sznycla z ziemniakami i będzie. Podejrzewam więc, że to wcale nie takie dziwne, że kobieta w latach 50. nie mogła zostać szefem kuchni - miała siedzieć w domu, zachwycać się nowym odkurzaczem i pięknie wyglądać.
Wolałabym niesymetryczny breloczek od piórnika z drewna, który był kompletnie niepraktyczny (dziury wywierciłam chyba za płytkie, dlatego kredki się nie chciały trzymać), tak szczerze powiedziawszy. Ja właśnie mam bardzo techniczny problem - bluzkę bym chciała sobie przerobić, ale wymaga to igły i nitki, więc czekam cierpliwie, aż samo się zrobi. Tak samo odprysnął mi guzik w spódnicy. Także, pewnie przyszyję, ale będzie to na zasadzie tego gotowania. Coś z tego wyjdzie...

Myślę, że nadzieja, że każdy by się zajął swoim jest dość marna, bo w takim przypadku każdy mógłby poczuć sie nowym "zjednoczycielem" królestw i teraz każdy by chciał być królem i w zasadzie nie ma przeciwwskazań, prawda? Teraz liczy się jakaś linia krwi, rodu (Tommen, bo oficjalnie syn Roberta; Stannis, bo Tommen to bękart, a Stannis to brat Roberta; Dany, bo córka ostatniego Targeryana, a Robert nie miał prawa siedzieć na tronie). Kiedy królestwo by się rozpadło, spowodowałoby to pewnie milion małych wojen domowych, wchłanianie kolejnych ziem i w końcu zostaliby najsilniejsi, a wtedy cel wydaje się jasny - zjednoczenie królestw pod banderą najsilniejszego. Ale zgadzam się z tym, że Dany miałaby ułatwione zadanie - pobijanie mniejszych armii po kolei jest prostsze, taką strategią najczęściej się wygrywa Heroesów xD
No właśnie chyba o to mi chodziło - działaniem z epilogu Varys udowodnił, że popiera Targeryanów (czy Dany, czy Gryfa, czy Danogryfa - okaże się, wydaje mi się, że stawiał na małżeństwo, ale w tym przypadku sama nie wiem... uważam, że obie partie są do wzięcia xD). A zamordowanie Kevana miało właśnie podtrzymać ten stan chaosu i głupich decyzji w stolicy. Czyli to Targaryenowie są tym, co najlepsze dla Przystani. I - tak sobie luźno myślę - gdyby Varys poparł Gryfa, a Gryf był uzurpatorem wychowanym na varysową modłę, to chyba by znaczyło, że Varys ma dość duże ambicje - kierować Przystanią za plecami Gryfa. A teraz pomyślmy o usposobieniu naszego srebrnowłosego... Gryf jest tak głupi, że może nie słuchać nikogo. Pewnie mógłby zostać zmanipulowany (Tyrion udowodnił, że się da i jest stosunkowo proste), ale on się nie nadaje na taką pacynkę na tronie. Jest zbyt brawurowy, prędzej czy później zrobi coś głupiego ze zwykłej przekory, uporu czy co tam jeszcze. Także nie sądzę, żeby to było tak proste.
Jasne, że kibicujemy! Chciałabym utrzeć nosa Dany, a przy okazji zmusić ją w końcu do skierowania się do Westeros. No i też chciałabym, żeby Jorah przejrzał na oczy i dał sobie z nią spokój. Znalazł miłość u boku jakiejś seksownej niedźwiedzicy... Ale w każdym razie! xD Nie wiemy, co to za khalasar, ale zgadzam się, że najbardziej prawdopodobny jest ten, który mógłby ją chcieć odstawić do tych staruch (?) w stolicy dothraków. Też nie sądzę, żeby Dany miała sobie z tym nie poradzić, więc znowu się zgadzam - chodzi o to, żeby opóźnić przybycie Dany do Meereen. Ciekawe, jak długo to będzie trwało. Czy wróci akurat na atak i zobaczy, jaki burdel tam panuje, czy już wróci po ataku. Na zgliszcza pewnie nie (chyba że smoki popalą), ale być może na sprawnie funkcjonujące, odbudowujące się pod rządami najeźdźcy. I w tej sytuacji pewnie Victarion może namieszać. Podoba mi się, że mamy dość często u Martina wątki, które mogą wydać się z dupy wzięte, ale w ostatecznym rozrachunku dają radę, a nawet kopią tyłki xD Victarion ze swoim rogiem może skopać kilka tyłków. A powrót na Pyke ze smokiem (nawet bez dziewczyny) to dopiero + 1000 do zajebistości xD Mógłby pewnie nawet zostać wybranym nowym królem Żelaznych Wysp, jeśli sobie przypomnieć, jak się wybiera takiego króla (Eurona na pewno dałoby się usunąć).
Hm. A gdyby tak Tommenowi groziło bezpośrednie niebezpieczeństwo w postaci śmierci, Cersei zdecydowała się na ucieczkę i uciekła do Dorne, bo tam jest Myrcella. A tu - Targeryanowie! To byłby cios, ale to chyba w stylu Martina. Sądzę, że Dorne popiera Targeryanów (pakt i wysłanie frajerzyny), ale Myrcella może być dobrą kartą przetargową, jeśli okaże sie, że to Lannisterowie są górą. Ale pewnie masz rację - ich działania są dość nieporadne i mało zdecydowane. Jeszcze nie wiedzą, jak rozdawać kart.
Jeśli o Tyrellów chodzi. Nigdy jakoś głębiej się nie zastanawiałam nad ich motywami, ale może rzeczywiście - zadowala ich taka właśnie sytuacja, wiec nie pchają synów na tron, skoro mają już tam wplątaną gdzieś córkę. Grają chyba dość ostrożnie, ale sprytnie - pamiętam, że chcieli coś zdziałać z Sansą, ale Lannisterowie byli szybsi. Czy Loras nie jest czasem dość poważnie ranny? W takim stanie raczej się zbytnio nie zakręci na Smoczej Skale xP (ale nie zdziwiłabym się, gdyby to też był jakiś martinowski przekręt).
[ok! nie wypuszczę i będę męczyć aż zagra lub umrze! xD hm, może masz rację. wydaje mi się ten tekst bardzo sztywny, jakbym starała się za mocno, ale z drugiej strony jak się raz nie przełamię, to kiedy? może rzeczywiście to kwestia wprawy. btw znasz może jakąś szabloniarnię z ładnymi, minimalistycznymi szablonami? niby coś znalazłam, ale dość tandetne i rozglądam się za czymś sympatyczniejszym xP).
No tak! Cat znalazła ten włos na podłodze, na której Cersei i Jamie mieli małe co nieco. Zapomniałam. Wydawało mi się, że znalazła to na sztylecie, co byłoby totalnie niemożliwe xD (czy tak przypadkiem nie było w serialu?). Zdecydowanie chciałabym, żeby ludzie o tym zapomnieli na miejscu Martina xD
No nie wiem, czy idealny materiał na ffka... bo... gdzie ROMANSE!? D:
O!, tak! Gdyby Azor nie istniał, byłoby bosko. Uwielbiam takie przekręty, kocham normalnie xD Gdyby okazało się, że kometa była tylko zjawiskiem atmosferycznym, a Jon pojawiał się w wizjach Melki, bo zwyczajnie jest ważny na Murze jako lord dowódca. Ale z drugiej strony. Skoro Melka widzi w płomieniach Jona i myśli, że on jest Azorem, to ciekawe, czy kapłan od Victariona widzi Dany jako Azora i wykorzystuje żelaznego człowieka, żeby się do niej dostać. Mielibyśmy ładne odbicie - tego co dzieje się na północy i na południu. Praktycznie to samo. Ale wolę teorię, że Azor nie istnieje xD
Masz rację, prowadzenie Rickona do Stannisa byłoby głupie tylko z tego powodu, że wzięliby i zamarzli w połowie drogi. Dlatego cofam, pewnie Rickon zostanie doprowadzony do Białego Portu i tam będzie się rozgrywać punkt widzenia Davosa (o ile Rickon i Davos (i Osha!) tam dotrą, bo nie wiadomo: to Martin). Rickon może stać się dość ważną kartą przetargową i w przypadku wygranej Stannisa (lord M. może się wkupić w łaski lub zdradzić zwyczajnie, choć nie wiem wtedy, czy kręgosłup moralny Stannisa to wytrzyma, ale jakby coś, to Davos poręczy, że zdrada była wcześniej niż wygrana Stannisa), i w przypadku wygranej Boltona (wyobrażam sobie, że Rickon może zostać użyty jako tarcza, ale nie wiem... równie dobrze Ramsey może uznać to za zdradę). Ale to chyba za ciężka zagwozdka polityczna jak dla mnie. Muszę mieć więcej danych! xD Nie, żartuje, po prostu jestem w tym słaba.
Śmierć Robba była spektakularna, dobra śmierć jak na postać literacką. Martin przekonał mnie w tamtym momencie, że to było zupełnie niespodziewane i powinnam go nienawidzić xD A Freyowie sobie przechlapali na całej linii. Nie dość, że czytelnicy ich znienawidzili, to całe Westeros. Nawet Lannisterowie patrzą na nich na kupę nawozu! Podoba mi się to, jak prawo gościa jest respektowane w świecie Martina, niektórzy burzyli się, że Robb był idiotą, skoro nie zwęszył podstępu, ale oni chyba tego nie rozumieją, prawda? Robbowi nie miało prawa się nic stać, kiedy zjadł pierwszy posiłek w Bliźniakach. Teraz już Freyowie kompletnie sie nie liczą.
Właśnie z tego co pamiętam, było to juz pod koniec tomu. Ale ja nie bardzo pamiętam, jak te wydarzenia po sobie następowały. Tylko trzeba chyba też pamiętać, że serial stara się, żeby wszystko było jednocześnie, czyli porzucamy już chronologię książkową, bo "Uczta..." i pierwszy tom "Tańca..." dzieją się równocześnie. Chodzi mi o to, że mogą coś do tego sezonu wcisnąć nie z tej książki, albo wymyślić własne wątki xD Widziałam ostatniego ser Gregora - o ludu!, jaki ten koleś wielki *.* To dopiero góra ;-D Jeśli o Shae chodzi, to mam z nią problem. Ona w serialu zachowuje się inaczej, do tego stopnia, że moim zdaniem nie będzie w stanie tak ot zdradzić Tyriona. Za dużo tych deklaracji od serialowej Shae. Więc albo znowu nakręcają do oporu dramę (ale tutaj to już będzie nieprawdopodobne, będzie musiała mieć większą motywację do zdrady), albo inaczej poprowadzą ten wątek. W książce Shae była dużo płytsza od tej serialowej, więc to grało (też jej nie znosiłam). W serialu - jak już mówiłam - za dużo tych deklaracji od niej ("ja jestem twoja, ty mój" i to patrzenie w oczy i poważny ton, gdyby mówiła to żartem to okej). W każdym razie - coś mi tu nie gra. Myślę, że zabicie Tywina przez Tyriona było takim... Tyrion sam nie wiedział co robi, wydaje mi się, że pękła w nim tama i do końca nie zdawał sobie sprawy, że wypuścił ten bełt.

Nie mogę z jerami! Najgorsze jest to, że ich się nie wymawia, bo nie wiemy, jak to ustrojstwo wymówić, więc jakby ich nie było i ciągle zapominam, że istnieją. To ma sens, prawda? xP
Może rzeczywiście nie zastanowiłam się nad tym. Oni biedni przynieśli mi te tomiszcza, a ja wychodzę po 15 minutach. Może w sumie boleć - po co targałem/am te książki, skoro ta flądra nie zamierza z nich nawet skorzystać! To teraz będę miała problem moralny xD No tak, spotted:BUW, czyli kolejny powód, żeby nie siedzieć w bibliotekach xD Nie to, żebym spodziewała się tam siebie znaleźć (chyba że: "proszę dziewczynę naprzeciwko o nie emocjonowanie się tekstem, przynajmniej nie tak głośne" xD), no ale - wkurzają mnie ludzie, którzy nie zamierzają się uczyć w bibliotekach, bo zazwyczaj są strasznie głośno. Nie można się skupić.
Tak, w końcu mnie złapią i zamkną w BUW-owych lochach. Będę do końca życia układała rękopisy w archiwach. (nie to, że to nie jest ciekawe... xP).
Ale już widzę, że marudy z fejsika się zarejestrowały, bo mi liczebność grupy GHJO wzrosła xD Oj, ciekawa jestem, jak sobie poradzę - koniec tygodnia (czyli wtorek, środę, czwartek i piątek) mam tragiczne - pięcioro zajęć pod rząd, od 9:45 do 20:00. Oj. Mam nadzieję, że ogarnę, bo mam dziwny zwyczaj (nie wiem, co w nim dziwnego, ale okej) chodzenia na wszystkie zajęcia. (tylko dwa wykłady mi kolidują, haha! - będę chodzić na zmianę, jeśli nie będzie listy).
Dzięki, że mnie pocieszasz, jeśli chodzi o GHJP, ale ja wiem, że to będzie masakra xD
Uch, mam z nim zajęcia! NIE! Ale tak serio. To nie chodzi o jego wiedzę, obycie, umiejętność wepchania się tam, gdzie jest to mu potrzebne, bo to oczywiste, że mu zazdroszczę. Chodzi mi tylko o to, że jest dupkiem. Minęliśmy się dzisiaj i udawałam, że go nie widzę xP Jeśli o wyścig chodzi. Mam tak, że nie mówię zbyt głośno, do tego krępuję się mówić na zajęciach, więc kiedy coś powiem, prowadzący nie usłyszy, a osoba siedząca przede mną powtórzy słowo w słowo i potem otrzymuje pochwałę i nie powie, że usłyszała z tyłu, to wtedy chyba coś jest nie halo. Bo chyba ta osoba nie doszła do wniosku, że mądry duszek, który siedzi jej za uszkiem podpowiedział...? xP (bo - oczywiście - jestem mądra xP ale nie jestem duszkiem!).

Poprawiałam kiedyś teksty prawnicze mamie, jak mnie zaciągnęła do pługa wpisywania danych w jakiejś umowie i wiem, o czym mówisz (-; Poprawiłam tylko przecinki i oczywiste błędy, reszty nie ruszałam. Skoro akt przechodzi z taką masą błędów interpunkcyjnych, to z pomniejszymi tym bardziej.
Ach, dworek szlachecki... xD Mam podobne odczucia, zawsze jak muszę wrócić do Warszawy z rodzinnego miasteczka, to potem cały październik (aż do Wszystkich Świętych) ryczę z tęsknoty za domem. Ale jestem za, jeśli chodzi o województwo - w końcu bez przesady. Zagranicy nie toleruję, nie dałabym sobie nawet rady tak zaczynać od nowa, kiedy ledwo co udaje mi się nie umrzeć z głodu, kiedy wracam do Warszawy i mam całkowicie pustą lodówkę i trzeba od nowa skompletować produkty żywieniowe i higieniczne xD
Moja kariera korektora (o redaktora nawet nie wspominam) umiera sobie, nigdzie mnie nie chcą, a teraz nie wiem, czy będę miała czas, więc nie mam tu do podzielenia się doświadczeniami. Poprawiałam tylko artykuły. Nienawidzę w tej robocie tego, że ludzie odpowiedzialni za korektę totalnie to olewają. Przykład. W recenzji książki historycznej stało zdanie: "Książka napisana jest prozą". Nie miałam pojęcia, o co chodzi i napisałam komentarz do autora, czy chodziło może raczej o książkę fabularyzowaną, czy rzeczywiście o prozę (jeśli proza, to niech wyrzuci, bo to bez sensu). Patrzę na stronę, na której opublikowano recenzję - żadna z moich poprawek nie przeszła. Można się zastrzelić na miejscu różowym markerem.
Tak, bardzo podstępne. Czają się w każdym zdaniu (-;

Haha! Właśnie ułożyłam rzeczy w szafie według rodzaju (sukienki, koszule, swetry itd.), stylu (formalne i nieformalne), a na końcu według wzorku (wzorek i czyste) xD A i tak pod koniec tygodnia będzie totalny burdel w szafie, ech. A niedoskonałości budują niesamowite dramty, dlatego je tak lubię. Albo też naoglądałam się 'Supernatural' - ach, to wspaniałe człowieczeństwo...

Tak jeszcze poza tym. Podoba mi się w sumie ta teoria, że opka blogowe są takim sprawdzeniem się. Wcześniej pisało się tylko do szuflady lub pokazywało najbliższym swoje teksty. Teraz można się sprawdzić w dużo szerszym gronie i mieć z tego satysfakcję (albo guza od walnięcia łopatą w łeb). Pewnie stare dobre silva rerum odeszło do lamusa (-;
Nazywanie i katalogowanie rzeczy daje poczucie kontroli i bezpieczeństwa. Tak samo jak analizowanie każdego fragmenciku rzeczywistości i ustosunkowywanie się do niego (zgadzam się - nie zgadzam; lubię - nie lubię). Lubię to robić, chociaż posiadanie wszystkiego w tej sferze świadomości jest strasznie męczące. Boję się zapominać, a zapominam ciągle, o wszystkim praktycznie. Zawsze powtarzam, że Freud miałby ze mnie pożywkę. Boję się, ze to nie tylko takie kokietowanie, ale czysta prawda xD
Samotny Harry to ciekawy pomysł na AU. Wymyśliłam kiedyś takie opko, że Harry jest samotny po pokonaniu Voldzia, dusza mu się podziurawiła, a do tego wszyscy jego przyjaciele mieli już rodziny i siłą rzeczy go zaniedbywali, więc popełnił samobójstwo xD Rozumiesz, faza angstowania xP Może i zakończenie nieszczęśliwe, ale za bycie wybrańcem trzeba płacić.
Masz rację - Draco bad boy jest zwyczajnie nudny. Wolę tego zapatrzonego w siebie arystokratę z obsesja na punkcie swoich włosów xD Do czytania zachęcam, ale jeśli to nie twoje klimaty, nie zmuszaj się (-;
[zarejestrowałam się, zrobiłam zupę, idę spać. przepraszam za wszystkie błędy, ale jestem tak zmęczona, że nie widzę na oczy - ta inauguracja i problemy oczywiście z dojazdami, to był ciężki dzień. jak twoja rejestracja? udało się? (-:]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
sylville
grupa trzymająca władzę
grupa trzymająca władzę



Dołączył: 03 Kwi 2013
Posty: 383
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: mazowsze

PostWysłany: Śro 23:13, 02 Paź 2013    Temat postu:

i znów przepraszam, tym razem za słaby refleks, ale zorientowałam się, że to październik i deadline się zbliża, więc trzeba się wziąć za robotę.
no dobra, moja wrażliwość tego traktowania z góry nie wyłapała. ale zastanawiam się, na ile ateizm to wiara w nic, a na ile brak wiary. bo ja bym obstawała jednak za brakiem wiary, tzn. odrzucenie poglądów i dogmatów religijnych nie przekłada się na wiarę w nic, to nie tak, że jest jakiś worek z napisem 'wiara' i wytrząsa się z niego wszystkie koncepty, ale zachowuje woreczek - przynajmniej ja bym to tak interpretowała. ale to już czepianie się o szczegóły xd w każdym razie carlina socjopolitycznego polecam, zwłaszcza we fragmencie, w którym mówi, czemu poziom edukacji nigdy się nie poprawi. brawo, george, polać temu panu xd
z tyranem jest ten problem, że obalenie go nie jest łatwe. być może łatwiejsze niż obalenie całej grupy kolesiostwa, która może wytworzyć się przy okazji demokracji, ale na pewno nie łatwe. to już nie te sympatyczne czasy, kiedy stawia się gilotynę na placu i ciach-ciach pozbywa się problemów społecznych. im dłużej tyran jest tyranem, tym bardziej lubi nim być, tym bardziej oddala się od ludzi, którymi rządzi i tym bardziej podejrzliwy może się stać [nie będę nic mówić o ludziach, którzy wysyłali swoich sobowtórów w podróż tą samą trasą, którą sami mieli podróżować, w nadziei, że zmniejszy to ryzyko zamachu]. no dobra, jestem pesymistką i jestem skrajnie niedynamiczna, więc wszelkie rewolty mi się nie widzą z tej prostej przyczyny, że zbyt wielu ludzi musiałoby się zdynamizować. i średnio wierzę w tyranów, którzy rządzą mądrze, bo podejrzewam, że jedynym tyranem, z którego poglądami mogłabym się w pełni zgodzić, byłabym ja sama - ale ja nie mam takich aspiracji xddd zgadzam się, że pod pewnymi względami decyzyjny tyram przewyższa adecyzyjny rząd demokratyczny, który chce się przymilać społeczeństwu, ale pod innymi względami demokratyczny rząd - mimo adecyzyjności - wygrywa. chyba że akurat postanawia się nie dogadać i się zamknąć na amen, bo kogo obchodzą obywatele. rany, amerykanie...
o inwigilacji i kontroli nawet nie będę mówić, bo choć też jestem nudna, to moja paranoja podpowiada mi, że nie jest dobrze i trzeba się obawiać. zresztą wiadomo, że nie jest dobrze. wszystko jest tak koszmarnie umowne i wszystko ma drugie, trzecie, piąte dno, że tak klasyka zacytuję, że człowiek ma prawo się czuć zagubiony, obserwowany i nieco przestraszony. nie mówię w tym momencie, że kompletny brak organizacji czy kontroli byłby słuszny, bo by nie był imo, ale gdzieś powinna zostać wyznaczona zdrowa, logiczna granica między wygodą władzy zamaskowaną jako troska o bezpieczeństwo obywateli a prywatnością obywateli. zresztą ładnie to w stanach widać, po zamachach terrorystycznych zapanował taki strach, że ludzie bez żadnego problemu godzili się oddać prywatność za to, żeby ktoś im powiedział, że będzie dobrze. ale wiadomo, stany to w ogóle osobny przypadek xd
'sztuka dla sztuki' brzmi ślicznie, ale mam jednak na tyle spaczone naszymi czasami podejście do sprawy, że jednak skłaniałabym się do stwierdzenia, że sztuka jest dla odbiorców. jeśli nikt czegoś nie uzna za sztukę, to jak może to być sztuką? ale w sumie działa to z krwawymi jatkami - jeśli są ludzie, którzy z przyjemnością o nich czytają i je oglądają, to widać są społeczeństwu potrzebne. ale sama jatka i tak by mnie znudziła xd we 'władcy much' chodzi zarówno o wyładowanie energii, jak i o stworzenie struktur władzy w oparciu o wskazanie wroga, ekskluzję społeczną i stawianie granic dla samego stawiania granic. agresja i frustracja eskalują i jest jatka, ale jatka z przyczynami i skutkami, a więc jatka sensowna, o której mogę czytać. swoją drogą 'władcę...' polecam, warto przeczytać xd a nihiliści i ich energia brzmią trochę jak osiedlowe dresy - może dresy nie podpalają niczego, ale energia ich tak rozpiera, że żadna wiata przystankowa im się nie oprze. ale to troszkę obraźliwe dla nihilistów jednak xd
zupa brokułowa brzmi koszmarnie, ale jestem człowiekiem, który potrafi siedzieć pół godziny i wyciągać z mieszanki warzywnej każdy kawałek brokuła, więc nie powinnam się odzywać. i mam tak samo z gotowaniem xD uwielbiam karmić ludzi czymś, co upiekłam albo ugotowałam, ale jak mi ktoś patrzy na ręce - zwłaszcza ktoś, kto gotuje lepiej, bo ma większe doświadczenie - to zaraz mi się włącza tryb 'co ja robię, to się nie uda, niech mi przestaną patrzeć na ręceee!'. koszmarne.
pewnie to co innego, ale podejrzewam, że połowa bywalców pięciogwiazdkowych restauracji wolałaby schabowego z ziemniakami niż te wszystkie szkaradztwa, które tam dostają. ani sie tym najeść, ani się zachwycić... fondue z oczu jaszczurek i nereczki szczura czy coś, blah. ja jestem prosty człowiek, ja bym mogła pomidorówkę i schabowego jeść całe życie, więc może nie doceniam tutaj roli szefów kuchni, bo moje podniebienie jest tak wysublimowane, że nie pokucharzyłabym nigdzie poza jakąś szkolną stołówką. może kobiety w latach 50. miały podobny problem jak ja - albo nie znały wymyślnego jedzenia, albo nie widziały powodu go poznawać, bo przecież jest pomidorówka xd no i jest nowy odkurzacz, racja, kto by myślał o nereczkach szczura, kiedy jest nowy odkurzacz!
no dobra, breloczek ciężej było źle zrobić, bo zawsze można zwalić na zamysł artystyczny, ale i tak żałuję, że nikt mnie nie uczył choćby pieczenia ciasta drożdżowego czy wszywania suwaków. mam wyciętą poszewkę na poduszkę, złapaną szpilkami itd., ale czuję się tak niezdolna do wszycia suwaka, że leży to i czeka, aż się zrobi. albo aż skończę szydełkować berety xd

pytanie tylko, jak to rozbicie zostałoby sprzedane - gdyby odpowiednio PRowo to rozegrać, to być może nikt nie miałby ochoty się bawić w zjednoczyciela tak szybko. w westeros jest parę osób, które mogłyby taką koncepcję sprzedać i nikt by nie zadawał pytań, bo każdy czułby się zadowolony z takiego układu, ale, wiadomo, to by wymagało nakładu sił i chęci, a póki co nikt się za to nie zabiera. no i takie królestwa przeszłyby w ręce lordów, którzy teraz sprawują nad nimi kontrolę, po prostu z piramidy feudalnej spadłby sam czubeczek. ale gdyby martin coś takiego planował, musiałby zacząć kłaść pod to fundamenty już w szóstym tomie, bo w siódmym nie da się zrobić czegoś na tak ogromną skalę xd
o tak, gdyby gryf był grzeczny i słuchał varysa, to by znaczyło dokładnie to. varys byłby idealną szarą eminencją - i gdyby sam sprawował władzę, miałby pewność, że wszystko idzie po jego myśli. po prostu osobowość gryfa stanowi problem, którego varys nie może w tym momencie przeskoczyć. nie ma nic, czym mógłby gryfa szantażować, nie ma nad nim kontroli. i pewnie varys o tym wie, w końcu to łebski facet, więc mam nadzieję, że ma jeszcze jakiegoś asa w rękawie i nie liczy po prostu na to, że nagle uda mu się nad gryfem zapanować.
na pewno dany nie zdąży na atak; o ile pamiętam spoilery, atak miał się zacząć niemalże na pierwszych stronach szóstego tomu, więc dany musiałaby błyskawicznie obrócić z tej pustyni. myślę, że wróci i zastanie meereen pod rządami albo najeźdźcy, albo swojego męża, któy zawarł z najeźdźcą jakiś układ [nie pamiętam, kto jest najeźdźcą, więc nie mogę spekulować w tę stronę xd]. na pewno jednak będzie zbyt późno i będzie zawiedziona. i bardzo dobrze, niech rusza do westeros! też uwielbiam u martina to łączenie pozornie niezwiązanych wątków. naprawdę, facet musi mieć świetny plan i anielską cierpliwość w realizowaniu go, mnie przerasta napisane planu ffka w tym momencie xd a jeśli chodzi o victariona - problem w jego lojalności względem eurona. jasne, usunięcie go nie byłoby problemem, ale victarion wcześniej się na to nie zdobył, bo brat, bo to, bo tamto. gdyby eurona nie było na horyzoncie, victarion mógłby spokojnie władać żelaznymi wyspami. ale podejrzewam, że ktoś inny musiałby eurona wcześniej usunąć, a na to są marne szanse, póki wszystkich zainteresowanych mamy w innych miejscach mapy. chociaż, jak wiemy z drugiego tomu, czerwoni kapłani mogą eliminować ludzi na odległość. gdyby czerwonemu kapłanowi, który jest z victarionem, zależało na wyeliminowaniu eurona i osadzeniu victariona na tronie, mógłby to zrobić w drodze powrotnej na żelazne wyspy. hm, w sumie to jest myśl :D
ooo, ucieczka do dorne brzmi bardzo martinowsko. kurczę, szkoda by mi było cersei i jej dzieci, ale chętnie bym to zobaczyła xd chociaż nie wiem, czy cersei wie, że myrcella przeżyła? bo przez moment było jakieś zawirowanie i ktoś myślał, że ona nie żyje, prawda? no i niezależnie od tego, czy myrcella żyje, ja bym uciekała jednak do casterly rock, większe szanse na przeżycie, a po mrycellę bym wysłała kogoś innego. ale ja nie myślę jak matka, więc to się pewnie nie liczy. dorneńczycy nie mają się co spieszyć, póki co wszyscy szarpią się o kawałek tortu, który oni mogą sprzątnąć, kiedy inni wytłuką się między sobą. a myrcella jest dobrą kartą przetargową, owszem. serio, południe ma teraz tak komfortową sytuację, że tylko pozazdrościć.
na temat lorasa nic nie pamiętam, ale racja, na pewno jest na smoczej skale, więc trochę jednak może być zajęty xd ale i tak faktem pozostaje, że po dworze kręci się paru tyrellów, którzy mogą zapewnić rodowi dobrą pozycję, jeśli lannisterowie się utrzymają, a w wysogrodzie jest równie dużo tyrellów, którzy mogą kręcić jakieś układy na boku. nie uwierzę, że królowa cierni siedzi i szydełkuje zamiast knuć :D
[jasne, że mam rację :D najlepiej się raz przełamać, a potem jakoś to pójdzie. i szabloniarni w ogóle nie znam, ale możesz pomęczyć ecię albo lysię, a nuż się zgodzą - obie stawiają na minimalizm xd znaczy lyś nie ma teraz internetu, ale męczyć na zapas można xd]
nie, w serialu też znalazła włos xd sztylet byłaby w stanie jakoś zrozumieć, to miało sens, ale znaleźć włos na brudnej podłodze? powodzenia. ale co tam, martin chciał, to niech ma. ludzie przełknęli i dalej czytają, więc to nie mogła być aż taka zbrodnia.
kurczę, racja, bez romansów nie ma ffka :C a taki dobry plan był, nosz kurczę!
nie traktowałabym tych wizji tak poważnie, znaczy... no kurczę, to może być tak zawodna metoda. jasne, jest jakiś trans, ale ludzie pojawiający się w wizjach mogą się pojawiać tam z różnych przyczyn; tak jak mówisz - jon jest dowódcą, więc melka o nim myśli, więc się pojawia. tyle. kapłan od victariona z równym powodzeniem może nic nie widzieć i ściemniać, nie ufam kapłanom xd ale nawet jeśli ją widzi, jeśli wizje są prawdziwe, to mogą po prostu pokazywać najpotężniejszego człowieka w bezpośrednim sąsiedztwie kapłana czy coś takiego, to nie muszą być azory. pewnie gdyby trzeci kapłan pojawił sie w, dajmy na to, king's landing, miałby jeszcze inne wizje, ale to nie znaczy, że którekolwiek są prawdziwe. oby azor też nie był :D
w sumie nie pamiętam - rickon jest na wyspie, która znajduje się za murem czy przed murem, ale po prostu daleko od lądu? bo możliwe, że zamiast do białego portu, to ruszą do jona, bo davos uzna, że to sensowniejsze niż wracać do siedziby lorda M. tylko wtedy rickon nie odegra żadnej roli, po prostu będzie bezpieczny/bezpieczniejszy, a to nuuudne. powrót do białego portu wszystko zmienia - tak jak mówisz, można rickona użyć właściwie w każdym przypadku, ba, można nawet posadzić własny tyłek w winterfell z pomocą rickona. co do kręgosłupa moralnego stannisa - myślę, że dałby radę. chociaż diabli wiedzą, zależy w którym momencie lord M. nawiązałby z nim kontakt. kurczę, dlaczego martin ma tyle wątków poukrywanych i nie rzuca ani okruszka, który ułatwiłby spekulacje xD
racja, śmierć robba była dobra jak na śmierć postaci literackiej, bardzo dobra nawet. i tak, w świecie martina wszyscy szanują prawo gościa i robb nie mógł [no, nie powinien] podejrzewać podstępu. poza tym był młody i pewnie wierzył, że da się sprawę załatwić przez oddanie edmure'a. czemu nie można się dziwić, w końcu freyowie poszliby na taki układ, nie chodziło nawet o to, że dostali edmure'a zamiast robba, ale o to, że ich honor oberwał mocnego kopniaka. myślę, że freyowie liczyli na o wiele, wiele większy sukces [nawet jeśli nie poważanie] po czymś takim. no i liczyli na panowanie w dorzeczu + sojusz z lannisterami. w sumie ładnie to wykalkulowali, szkoda, że nie wyszło xd
racja, zapomniałam, że przez wzgląd na chronologię na wszystko trzeba patrzeć ciut inaczej. no dobra, w takim układzie nie mam pojęcia, jakie cliffhangery zastosują, ale mam nadzieję, że wszystko będzie miało ręce i nogi :D
w serialowej shae coś mi nie gra, ale nie wiem co. no, poza tym, że nie zachowuje się ani trochę jak służąca. zachowuje się jak obrażona dama momentami, momentami jak dobra wróżka, momentami jakby chciała być oshą. nie mogę jej w serialu rozgryźć, tzn. scenarzyści na pewno dołożyli jej jakiś własny interes, który stara się realizować poza oficjalną misją. ale kto wie, może całe jej zaangażowanie jest na pokaz, może po prostu robi to, co robić powinna, żeby tyrion wierzył w jej zaangażowanie etc. nie zdziwiłabym się jednak, gdyby dorzucili jej jakiś wątek poboczny jeszcze w przyszłym sezonie. i racja, wydaje mi się, że tyrion nie do końca ogarniał, co robi, kiedy zabił ojca - chciał się zemścić, chciał coś zrobić, chciał jakoś pokazać, jak zabolała go ta zdrada i zranić jakoś ojca, ale pewnie nie zabijać. biedny papcio lannister!

oj tam, wiemy, że jery miały 1/3 długość czegośtam, więc wymawiało się je jakoś tak krótko. to prawie jakbyśmy wiedzieli wszystko, co trzeba o nich wiedzieć xd ale nie no, fonetyka prasłowiańska była spoko, o jerach pamiętałam, ale zapamiętać kierunki palatalizacji to juz był większy kłopot. albo ustalić, skąd się wzięło E, jeśli nie z jera. jery były spoko, jać jest gorsza - zawsze ją ogarniałam na parę minut, po czym znów zapominałam. mój mózg po prostu nie chciał współpracować z czymś takim xd i raz jeszcze - spokojnie, GHJP będzie sympatyczne. daj znać, jakie masz wrażenia po pierwszych zajęciach :)
faktycznie, problem moralny xd kurczę, moja koleżanka miała na informacji naukowej i bibliotekoznawstwie etykę i tam rozmawiali o dylematach etycznych w pracy bibliotekarza, to idealny temat, który można na takich zajęciach poruszyć. ciekawe, czy panie z buwu też miały szkolenie z etyki...
o spotted dowiedziałam się mimochodem w samych początkach jego istnienia i chyba trzy razy tłumaczono mi ideę, zanim załapałam. no ja wiem, lans w bibliotece, ale, kurczę, niech ci ludzie albo idą na kawę, albo się zamkną. okay, zwykle sama nie jestem wzorem cichego studenta, bo włącza mi się lekkie adhd, kiedy mam usiąść i się uczyć, a wokół TYYYYLU ludzi i tyyyyyle książek, które mogę obejrzeć i przeczytać, ale potrafię się ogarnąć. wpojono mi jednak minimum kultury xd a buwowe lochy brzmią mega *.* zawsze chciałam przejść się po tym ich magazynie, przecież te regały od sufitu do podłogi są niesamowite!
pięcioro zajęć pod rząd da się przeżyć. byłoby gorzej, gdyby było w międzyczasie okienko - zdążyłabyś się jakoś zrelaksować i potem nic byś nie ogarniała. no i najważniejsze to się wysypiać, żeby człowiek cokolwiek rozumiał z tego, co do niego mówią. a dziwny zwyczaj rozumiem, też zwykle chodziłam na wszystko [poza filozofią, o matko, jak ja nie znoszę filozofii] i w sumie dobrze na tym wyszłam, bo nie musiałam potem liczyć na cudze notatki. no, czasami musiałam, ale i tak mam wrażenie, że wyszłam na tym nieźle i przynajmniej się nasłuchałam ciekawych rzeczy ^^
dobra, to jest irytujące - strasznie nie lubię osób, które powtarzają cudzy pomysł, żeby dostać pochwałę. chyba że to mój pomysł, który rzucam pod nosem i na którym mi nie zależy, wtedy niech sobie robią, co chcą. bo też się na zajęciach nie odzywam. kiedyś się odzywałam, ale w szkole skutecznie mnie tego oduczyli, kiedy pewna nauczycielka wyszydzała wszystko, co powiedziałam. nawet kiedy miało sens. w każdym razie przestałam się odzywać i na zajęciach też milczałam, chyba że ktoś mnie wyrwał do odpowiedzi [co było stresujące xd] albo były to zajęcia, które naprawdę lubiłam [na seminarium mówiłam bez oporów]. ale tak poza tym - doszłam do wniosku, że mówienie jest przereklamowane. zdecydowanie bardziej lubię słuchać.

akty przechodzą z takimi bykami, że nawet przecinki to małe piwo. jak podpisywałam taki na jedenaście stron, to miałam ochotę zabrać pani notariusz długopis i zrobić szybką korektę, bo nie chciałam stawiać parafek na czymś tak najeżonym błędami, ale to chyba trochę jednak nie wypada xd więc trudno, przecierpiałam. ale było mi przykro.
w końcu nie po to człowiek sobie życie i mieszkanie urządza, żeby potem jechać gdzies za chlebem, to nie powinno tak być i świat jest źle urządzony, jeśli człowiek nie może mieć własnego dworku szlacheckiego xD coś jest nie tak xD
brrr, niefajna sytuacja. w sumie ja się jeszcze nie spotkałam z czymś takim, zwykle autorzy kulturalnie odpowiadali na komentarze i godzili się na poprawki bez większego marudzenia. szlag by mnie trafił, gdyby ktoś anulował poprawki nanoszone przez parę dni, bo tak. znaczy przechodzi mi już trochę to poczucie misji, tzn. wiem, że nie poprawię wszystkiego i wiem, że większość czytelników jednak ma to gdzieś, ale jeśli już coś poprawiam i wiem, że poprawiam okropny błąd, to chyba pogryzłabym kogoś, kto cofa taką poprawkę i puszcza błąd. a co do braku czasu i miejsca pracy - na pewno coś się znajdzie. zawsze można pogadać z drem K., on pracuje przecież z tyloma wydawnictwami, że na pewno podrzuciłby numer do jakiegoś, które potrzebuje kogoś na fragment etatu, gdyby go zapytać. moja koleżanka się tak załapała chyba na jakieś dodatkowe praktyki czy inne cudo, nie pamiętam. wiem, że dał jej ten numer i bez większych problemów ją tam przyjęli xd

brzmi jak idealna szafa xD i nieważne, że będzie totalny burdel, przez parę godzin wygląda idealnie :D

smutno mi trochę, że silva rerum w postaci zeszytów pełnych zapisków odchodzi do lamusa. okay, mam parę takich zeszytów, ale wiem, że są niewiele warte. mam parę plików, które raz na jakiś czas otwieram, czytam i zastanawiam się, czy ja byłam poważna, kiedy to zaczynałam pisać xd ale jednak mam jakiś filtr między głową a blogiem. wrzucanie rozdziałów, które się napisało pod wpływem chwili i już w polu na nową notkę bloga, których się nie przeczytało etc., to trochę ryzyko, które rzadko się opłaca. szczególnie jeśli autor/autorka dodaje 'notki nie czytałam, wybaczcie błędy, ale mnie naszło!' xd nie będę się tu wspinać na wyżyny powagi i twierdzić, że sama zostawiam teksty, żeby mi się odleżały, bo tak nie robię, ale gdybym miała ciut więcej silnej woli, to pewnie bym tak robiła. blogi mnie rozpuściły i ciężko mi się teraz pisze bez natychmiastowej reakcji zwrotnej ze strony czytelnika.
nazywanie i katalogowanie wszystkiego jest wręcz zbyt męczące. mój mózg ma fazy, kiedy potrzebuje poczucia kontroli i bezpieczeństwa, ale realizuje to przez sprzątanie czy układanie, a w skrajnych fazach owinięcie się w kocyk i powtarzanie, że tak będę w kocyku siedzieć, bo mam prawo i czuję się bezpiecznie xd dobra, przesadzam, ale nie da się mieć wszystkiego w sferze świadomości i nad wszystkim panować, bo potem się człowiek załamie, jak mu się pociąg opóźni, a on nie będzie miał na to wpływu xd a papcio freud miałby dzięki mnie tyyyle materiału, że nie musiałby go zmyślać xd
awwww, ale to mój poziom angstu, ja bym to kupiła. mało jest tekstów, których bohaterów nie widzę jako potencjalnych samobójców, gdyby okoliczności ich do tego popchnęły. harry miał tak zmierzwioną psychikę i tak był sponiewierany, że niespecjalnie by mnie dziwiło, gdyby się na coś takiego zdecydował.
zapatrzony w siebie arystokrata z obsesją na punkcie włosów brzmi dobrze. tzn. takiego draco byłabym w stanie zaakceptować i o takim czytać. zresztą teraz koleżanka moja zaczęła ffka w formie listów między draco i narcyzą. i, cholera, myślałam, że mi nie sprzeda tego draco, ale nie, sprzedała. dracze jest zapatrzony w siebie i bucowaty, ale wiarygodny w tym wszystkim xd
[najważniejsze, że rejestracja i zupa się udały xd no i że przeżyłaś inaugurację! ja na swoją nie poszłam, wolałam nie ryzykować, że znów utknę na dworcu, jak to mi się utknęło w poniedziałek. a rejestracja - po wielu, wielu bojach - zakończyła się sukcesem, mam co prawda jedno okienko, ale jestem na tym, na czym chciałam być :D obym tylko nie żałowała po pierwszych zajęciach xD]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
l-e-l
błędny ogniczek
błędny ogniczek



Dołączył: 22 Sie 2013
Posty: 73
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 12:48, 06 Paź 2013    Temat postu:

W takim razie ja też muszę przeprosić, bo kompletnie nie odpisywałam, czuję się winna. Mam na usprawiedliwienie tylko to, że najzwyczajniej nie mam czasu, chociaż nie znoszę tego tłumaczenia (bo zazwyczaj jest to po prosty wykręt, ale teraz nie jest!). W piątek byłam tak szczęśliwa, że już weekend, że wzięłam i się upiłam niechcący, a w takim stanie lepiej nie pisać ;-D A w sobotę pochłonęło mnie sprzątanie i cała filozofia została mi na wieczór. Kurcze, przepraszam, ale chyba niestety częstotliwość moich postów się zmniejszy, co jest okropne, bo lubię ten nasz temat.
Hm, a to w sumie nie zależy z tym ateizmem? Wiara w nic kojarzy mi się z nihilistami, a brak wiary z komunistami bardziej. Nihilista chciałby, ale wszystko jest bez sensu i beznadziejne, więc nie wierzy już w nic (w wiarę, instytucje i tak dalej), a komunista odrzuca świadomie doktrynę religijną (jakąkolwiek) i zastępuje ją inną, bardziej ziemską. Nie jestem zbyt obeznana w tym temacie, ale jakoś tak to bym kojarzyła. Więc według mnie masz rację, pewnie coś pomieszałam znowu w tamtym poście (czasem jak człowiek ma coś innego na myśli i pisze szybko, żeby nie uciekło, to wychodzą takie kwiatki).. Może jeden termin ma dwie definicje? Dubisz mówi, że ateizm to "pogląd negujący istnienie Boga", tylko że stąd wynika, że jak sobie wierzę w Zeusa czy Krisznę, to też jestem ateistką. Jakoś mnie to nie przekonuje, szczerze powiedziawszy. Dubisz mnie zawiódł w tym momencie... Z drugiej strony "ateizm" to chyba zbyt skomplikowane zjawisko, żeby je definiować w jednym równoważniku w słowniku.
Trzeba się przyznać, że zwyczajnie tyrania wydaje mi się ciekawsza, ale pewnie jeśli mówić o spokoju, bezpieczeństwie i jako takiej stabilności, to rzeczywiście demokracja wygrywa. Miałam w czwartek socjologię na IKP-ie i pan doktor Ch. powiedział, żeby zdobyć się na refleksję i zastanowić, jak polityka rzeczywiście wpływa na nasze życie, czy tak serio nas obchodzi to, co taki Tusk, czy już wspomniana Beger, sobie wymyśli. Raczej nasze życie społeczne nie zależy od polityki, jak bym się z tym zgodziła, bo moje życie jest wypięte na politykę i świetnie sobie bez niej radzi. (w sumie to chyba polityka sama jest uzależniona od gospodarki i to chyba gospodarka dzisiaj (jak chciał Marks - to wszystko z tego wykładu xD) jest faktyczną władzą, ale pewnie i zawsze, odkąd wykształcił się kapitalizm). I chyba rzeczywiście możemy sobie na to pozwolić bez wyrzutów sumienia dzięki temu bezpieczeństwu i humanitarności demokracji. Chociaż tak serio: co obchodziło takiego chłopa, co tam na salonach wyprawia król? Problem rzeczywisty z polityką - dla takiego Kowalskiego - pojawia się w nadejściem wojny lub ograniczeniem wolności. Wczoraj czytałam Platona - to dopiero tyrania, wyrzucić wszystkich poetów z państwa xD Mam bardzo literackie podejście do życia (co jest złe w pewnych sytuacjach) i tyrania wydaje mi się zwyczajnie bardziej konkretna, dynamiczna, coś, z czym rzeczywiście można się liczyć.
Słyszałam o zamknięciu rządu. Lol!
Jako klasyczny forever alone podsłuchałam pewną rozmowę studentów właśnie o inwigilacji. Chłopak zapytał retorycznie, co takiego ludzie muszą trzymać na skrzynkach pocztowych, że tak bardzo boją się ich sprawdzania nawet przez rząd. Z jednej strony się z nim zgadzam, bo najgorszą rzeczą, na jaką może trafić rząd przeglądając skrzynkę Kowalskiego to jakieś dziwaczne porno, ale z drugiej strony to chyba raczej chodzi o tę cienką granicę, kiedy zacznie się wpływać na wolność tego Kowalskiego. Jakaś istota rządowa uzna, że to dziwaczne porno jest złe i mu powie, ze trafi do więzienia za oglądanie czegoś tak obrzydliwego. (przykład skrajny i uproszczony, ale nie mówię pedofilii, bo to akurat nielegalne, samo porno nie jest nielegalne). Chyba bardziej tego bym się bała, jeśli chodzi o inwigilację. Że właśnie ta granica między bezpieczeństwem a dziwną skłonnością ludzką do wpływania i rozsiewania własnych poglądów zostanie przekroczona. Pewnie bardziej prawdopodobne jest to, jeśli mówimy o tyranii, ale to chyba problem w ogóle - władzy.
To chyba modernizm, choćby Przybyszewskiego, pokazał: z jednej strony "sztuka dla sztuki" i się wypinam na ograniczonego odbiorcę, bo jestem taki uber, a z drugiej.... proszę, czytajcie mnie, bo zginę. (co rodziło pyszne dramy rozdarcia wewnętrznego tak btw) Także odbiorca jest ważny, o ile nie kluczowy, ale bardziej chodziło mi o "sztukę dla sztuki", czyli jatce bez wyraźnego celu, a więc w celach estetycznych, które - za Irzykowskim o ile go dobrze zrozumiałam - są przecież celem i treścią. Mają obudzić jakąś wrażliwość. Teraz chyba, w cywilizacjach zachodnich, rodzi się znowu ten problem - nudy i wyładowania energii. Stąd wojna, ale i brutalizacja sztuki. Ale z drugiej strony z tą brutalizacją może być też tak, że stała się ona czymś normalnym w tej realistycznej naszej kulturze - skoro życie jest brutalne, także sztuka jest brutalna. Nie ma co się czarować.
Nihiliści chyba raczej niszczyli fabryki i urzędy władzy czy instytucji świadomie, bo one są brzydkie, a nihiliści są estetami. Pomijam kwestię, czy ma to sens - pewnie nie ma, ale jest świadome, bo nihiliści to raczej intelektualiści byli, prawda? Co przeszkadza dresom taki przystanek autobusowy? Ano nic, po prostu za dużo testosteronu i nuda, bo nie ma pracy, nie chce się uczyć, bo się szlaja z ziomkami po dzielni bez celu, wiec - czemu nie? W końcu - wszystko mogę, jak jestem z ziomkami.
W końcu coś, co nas różni xD Uwielbiam brokuły! Ale mam bardzo podobnie z papryką (chociaż muszę jakoś jej nie tolerować, bo po zjedzeniu mam poważne problemy z żołądkiem)! Ale to też jest dziwne, bo kocham ostre jedzenie, co wymaga ode mnie używania ostrych papryk. No ale papryka sproszkowana, a taka żywa to różnica. Chciałam kiedyś zrobić u babci takie kuleczki kakaowe, a babcia - wiadomo - wie lepiej. O rety, w ogóle spaliłam kakao, wszystko mi się posypało, kolega, który dał mi przepis się ze mnie wyśmiewał, bo powiedział, że łatwiejszy przepis nie istnieje (chyba że na herbatę lub kanapkę). Więc spróbowałam jeszcze raz już u siebie - były pycha (-; Kuchnia to jednak stresogenne środowisko, jeśli nie jest się w niej samemu i można sobie mały bałaganik zrobić. To chyba nawet nie jest to, że coś się nie uda - po prostu wolę zrobić to po swojemu xP
Och, jak możesz! Oni właśnie przychodzą do pięciogwiazdkowych restauracji po to, żeby dostać jakieś wymyślne dziwactwo, które zajmuje 1/5 ogromnego białego talerza i poudawać, że tak bardzo się na tym znają. Od razu jest prestiż: pokazujesz, kto rządzi na dzielni normalnie. Ale chyba z tym jest tak jak z tym kwejkiem, który widziałam ostatnio. Czyli z zamawianiem schabowego w takiej restauracji jest tak, jak z jedzeniem chipsów w kościele - patrzą na ciebie z oburzeniem, ale w głębi duszy każdy by tak chciał xD
Prawda, pasowałoby coś przydatnego umieć. Nawet guziki przyszywam okropnie krzywo i to jeszcze krwawiącymi palcami. A pewnie na takich zajęciach pokazaliby jakieś triki, czy coś.

Pomysł z rozbiciem rzeczywiście wielki, rzeczywiście trzeba by było już teraz zacząć nad nim pracować, żeby wszyscy tam się nie pożarli. Wyobrażam sobie cały ten burdel, który po tym by zapanował. Być może zapanowałby chaos, bo lordowie nie wiedzieliby, co ze sobą robić, inni zaczęliby szykować się do ewentualnych dalszych rozbiorów lub podbojów ziem sąsiednich. Co byłoby na pewno na rękę Dany - niczego nie podbija się tak łatwo jak rozwalonego państwa bez żadnej zwierzchniej władzy, a do tego pogrążonego w wojnach. Wtedy w sumie termin Westros przestałby mieć prawo bytu, tak? "Westeros" to po prostu te siedem zjednoczonych królestw, czy jakaś bardziej nazwa geograficzna? xD
Mam takie dziwne wrażenie, że przemowa Petyra 'chaos is a ladder' była forshadowingiem upadku Varysa. W końcu scenarzyści znają zakończenie. Albo jakąś motywacją do większej ostrożności lub po prostu tym, czym była - ostrzeżeniem przed zadzieraniem z Petyrem, ale boję sę, że było w tym coś więcej. Mimo że Varys to łebski facet, to chyba nie powinnyśmy tak bardzo przeceniać ani jego, ani Petyra - w końcu to ludzie, na pewno mają na koncie mnóstwo porażek. Myślę, że Gryf może być przyczynkiem do upadku Varysa. Ostatnio o tym troszkę myślałam i jestem skłonna ku tej teorii. Chyba że Gryf miał być bardzo przekonującym Targeryenem, mięsem armatnim - żeby Dany tylko ułatwić drogę. Ale w takim razie wysłanie go do niej musiało być tylko ugruntowaniem Gryfa w tym, że jest rzeczywiście Targeryenem, co jest okropnie pracochłonne, nie wiem, czy w ogóle warte, a pokładanie wiary w tym, że Tyrion odciągnie Gryfa od Dany i skieruje go na zachód aż głupie. Z drugiej strony - po epilogu można śmiało mówić o planie Varysa. Na pewno jakiś ma. Na pewno się orientuje w sytuacji, może po prostu po zmianie kierunku zainteresowań Gryfa, przyszła kolej na plan B. Hm... Może Varys nie współpracuje z Gryfem, a z tym gościem z łuszczycą (zapomniałam, jak miał na imię)? Gryf byłby narzędziem, nawet o tym nie wiedząc. Tylko - czy gość z łuszczycą serio by na to poszedł? To taki koleś totalnie oddany Targeryenom. Sama nie wiem...
Zastanawia mnie tylko sprawa niewolników - przez całą serię nadmuchuje się tę kwestię, myślę, że Martin tak ot ich nie zostawi. Chociaż: to by mogło oznaczać, że po prostu nie da się tak wywrócić świata do góry nogami, pesymistyczna wizja. Ale nadal ta sprawa niewolników wydaje mi się dość ważna, sądzę, że coś z tym jeszcze będzie - w końcu tylu niewolników na nią czeka. Może jakaś rewolucja?... Po tym jak dowiedzą się o klęsce Dany w bitwie (to będzie bitwa z tym kolesiem, który proponował jej małżeństwo za smoka - w serialu ona zamknęła go w skarbcu z tą dziwką, którą jej brat kupił).
Jeśli chodzi o Victariona to bym nie zapominała o kapłanie - Stannis zrobił wiele rzeczy, o które bym go nie podejrzewała pod wpływem namów Melki. Za jej namową chyba nawet zrobił z Davosa (zdrajcy, jakby nie patrzył) namiestnika. Myślę, że tak plastyczny umysł jak umysł Victariona łatwo by było przekabacić, wmówić, że Euron to zdrajca i tak dalej. Biorąc pod uwagę także, że sam Victarion tak już o nim myśli, powstrzymuje go jednak ta lojalność. (choć babę chce mu ukraść!). Martin - jeśli o czerwonych chodzi - balansuje na granicy overpowerów. Eliminacja na odległość? Widzenie przyszłości/teraźniejszości/przeszłości? Wskrzeszenie!? Rodzenie cieni? Dude!... Pomysł, że to naczynia dla boga i mogą tylko tyle, ile bóg chce, żeby zrobili, jest dobry - zrobiłabym z tego dość poważne ograniczenie, bo inaczej tego nie kupię. Za dużo potrafią rzeczy naprawdę potężnych. Dlatego - może bóg nie chce śmierci Eurona, ale dlaczego Victarion by jej nie zechciał, mając taką potęgę?
Tak, Cersei wie, że odrąbali jej ucho, ale myśli, że zrobił to ktoś inny niż naprawdę (nie pamiętam totalnie kto, ale to ma znaczenie polityczne :-D). Problem w tym chyba, że Cesei już wysłała kogoś po Myrcellę, a Dorne nie ma zamiaru jej wydawać. Jeśli to dojdzie do uszu Cersei, nie zdziwiłabym sie gdyby znowu zrobiła coś desperackiego i głupiego, zaślepiona miłością do córki. Skoro już raz ktoś zawiódł, to pewnie ona uzna, że musi się tym sama zająć, no bo przecież ona byłaby takim zajebistym rycerzem... Casterly Rock pewnie rzeczywiście byłby bardziej racjonalnym wyborem, ale to Cersei ;-D
Loras został poważnie ranny i wiemy teraz tylko tyle, że dogorywa na Smoczej Skale. Brawura pewnie równa tej Gryfońskiej. Ale masz rację, umknęło mi, że oni wtykają gdzie mogą swoich ludzi. Działają dyskretnie i cicho, co może być ich największym atutem. Królowa Cierni szydełkuje intrygi! ;-D
[myślę w takim razie, że wieczorem dodam tę nową notkę, więc jakbyś miała ochotę, to zapraszam. oj, z tym szablonem, to pewnie mnóstwo roboty, a dla marnego ffka to chyba się nie opłaca. może lysia wpadnie i się jej spodoba, to pomęczę xD]
Kapłani nic nie wiedzą, tylko wykonują wolę ich boga, nawet jeśli to co zobaczą w płomieniach kompletnie nie ma sensu (Melka i Ryder i jego misja uratowania Aryii - przecież chyba go pojmano, a włóczniczki już obdarto ze skóry). To z tym najpotężniejszym człowiekiem w otoczeniu to łebskie jest (-; Nie wpadłam na to, ale mnie przekonuje. Myślałam natomiast jeszcze o tym, że to wszystko ściema. Że to jakiś trans i kapłan po prostu widzi to, co chce zobaczyć. Tak podświadomie. Ale to argument za tym, że Rhcośtam nie istnieje, a on chyba wręcz przeciwnie - istnieje i ma się nieźle. Skąd te wskrzeszenia? Poza tym z wątku Aryi trochę o religii się dowiadujemy i tego, co istnieje, a co nie.
Byłby zonk, gdyby azor nie istniał, a ja uwielbiam oglądać głupie miny tych postaci xD
Oj, też nie pamiętam, gdzie on w końcu polazł z Oshą. Myślę, że Martin zdaje sobie sprawę, że posadzenie Rickona u Jona byłoby nudne - poza tym: spotkanie Starków? No co ty!? To się nigdy nie stanie xD Nie ma mowy! Tego możemy być pewni. Chyba... Już niczego nie jestem pewna! No, ciekawa jestem, jak wykorzystają Rickona. Biedny dzieciak xP
Myślę, że gdyby nie wsparcie Lannisterów, Freyowie nie odważyliby się na zorganizowanie krwawych godów. Wydaje mi się, że są na to zbyt wielkimi tchórzami. Ale wsparcie Lannisterów to co innego - Lannisterowie zawsze płacą swe długi i tak dalej. Ładnie wykalkulowali, ale co z tego, skoro popełnili poważny błąd - teraz już żaden ród nawet na nich nie splunie.
Shae to egzotyczna prostytutka - pewnie posługa tego rodzaju (wynoszenie nocników) po prostu jest poniżej jej godności. To można wytłumaczyć jej pociągiem do błyskotek i pewnie jakimiś bogatymi klientami. Dlatego tego bym się nie czepiała - w końcu świadczyła zupełnie inne posługi, dużo przyjemniejsze (przynajmniej dla niej, nigdy nie przejawiała jakichś refleksji, że jest jej źle pieprząc się za pieniądze i wolałaby być aktorką xD). Ale rzeczywiście w serialowej jest coś, co nie gra - czuję zmianę w wątku, naprawdę. Nie sądzę jednak, by miało jej się upiec. Tylko może motywacja jej się zmieni, albio zostanie wzmocniona, albo to nie Tyrion ją zabije. I też bym stawiała na jakiś zupełnie oderwany cel, jakiś tylko jej. Hm... no zobaczymy.
Oj, papcio Lannister popełnił jeden błąd - pozostawił Tyriona przy życiu xD Ale nie mógł tego przewidzieć, umówmy się xD

Tak, teraz już wiem, że to 1/3 mora(?). Dr Kwiapień jest wspaniała! :-D Taka ciepła, energiczna osoba. Zapamiętała mnie z poprzedniego roku, co było tak miłe! Mam bardzo małą grupę, niby około 20 osób w USOS-ie, a na zajęcia przyszło... 8. Z wykładu o fleksji kompletnie nie ogarniam, a z fonetyki trochę lepiej, ale to dopiero początek, więc nie nastawiam się zbyt optymistycznie xP Jać to to e z daszkiem?
Może w takiej etyce chodzi o kradzież książek? O.o Albo... siedzenie za biurkiem 6-8 godzin i czytanie książek?... Ale nie. Może rzeczywiście ma to sens.
Też chciałabym się przejść po lochach BUW-u, to musi być przeżycie. Albo być na tyle sławnym badaczem, żeby mnie wpuścili do archiwum i mogłabym przeglądać rękopisy aż świtu do nocy *.* Byliśmy w archiwum z warsztatów i tak sobie wtedy o tym zamarzyłam... Na szczęście z buwingiem jeszcze się nie spotkałam, ale to pewnie kwestia czasu. Chociaż na inauguracji prowadzący zaczął coś mówić, że biblioteki to tak naprawdę centrum życia społecznego. Kurcze, bo ja wiem, że chodziło mu o wymianę myśli, o jakieś konferencje w BUW-ie. Ale od razu skojarzyło mi się z buwingiem i BUW:spotted. Jestem spaczona już xD
Tak, da się! Myślałam, że będzie gorzej - byłam zmęczona, ale dotarłam przynajmniej do domu. Poza tym nie czuje się tego tak bardzo, że ty na zajęciach, a tu dzień cały mija. Uwielbiam robić notatki! To jest taki fetysz notatkowy - wykresy, punkty, rysunki poglądowe. Uwielbiam. Nie potrafię się uczyć z czyichś notatek, ale będę musiała niestety w tym roku.
Właśnie mam zamiar uciec z zajęć, na które chodzi ten człowiek ze mną i już z trzy razy mu uciekłam, chociaż to w ogóle nie ma znaczenia, bo on odmawia akceptacji mojego istnienia. Ale nie przez niego. Kobieta tak strasznie męczy i jakby w ogóle nie cieszyła jej własna dziedzina, a nas uważała za idiotów. Co w pewnej mierze jest zrozumiałe, ale bez przesady, prawda? Ja się bardzo denerwuję, kiedy mam coś powiedzieć - czuję blokadę w gardle, ale staram się odzywać, od kiedy dostałam pojazd od promotora na egzaminie, że podoba mu się mój sposób myślenia, ale mogłabym się nim od czasu do czasu dzielić xD Poza tym mam dziwną taką neurozę (chyba to neuroza, bo normalni ludzie tak nie mają), że jak siedzę i się nie odzywam to tak jakbym kradła komuś myśli i wiedzę. A tu chodzi o coś innego.

Jak się nigdzie nie uczy kultury języka polskiego (co chyba na prawie nie byłoby takie głupie), to tak później niestety bywa. Ale raczej rzeczywiście nie wypda, lepiej przecierpieć i ulepszać źródła w systemie, ale to chyba już nie my ;-D
No właśnie - nie po to wymyślili IKEĘ, żeby teraz mieszkanie urządzone porzucać xP
To tylko taki jeden przypadek, w większości pracowałam z fajnymi ludźmi, którzy chcieli się uczyć i nie brali jakoś do siebie uwag. Z drem K. (jeśli to ten doktor) wolałabym nie rozmawiać xP Szczególnie na osobności. (poza tym chyba musiałoby to wyjść w praniu, bo to tak dziwnie pytać człowieka, czy nie miałby jakiejś roboty dla mnie, mimo że kompletnie nie wie, jak pracuję i czy się nadaję...).

Tak! Była piękna ta szafa... Ale swetry grube się jeszcze trzymają, bo nie jest tak zimno, więc leżą spokojnie i pięknie ułożone :-D

Też jeszcze rozróżniam - nie wrzuciłabym do sieci czegoś, co urodziło się w głowie i zostało bez refleksji wrzucone na blog. To jednak jakaś forma publikacji i chociaż o własną godność (jeśli nie o czytelnika) pasowałoby zadbać xP "Wybaczcie błędy, ale mnie naszło" to jak jakiś szał poetycki xD Ale Platon za to wywalał z państwa... tak przypominam...
Oj, daaawno nie miałam reakcji zwrotnej od czytelnika. Hm, może tego właśnie mi potrzeba? Żeby nie siedzieć przed monitorem i głowić się, co tu jeszcze poprawić, tylko właśnie kogoś, kogo mogę zapytać, czy to gra. Bo jestem chorobliwym perfekcjonistą - mi pewnie nigdy nie będzie grało, ale granice trzeba wyznaczyć xD
Jasne, że się nie da - to rodzi jeszcze więcej niepotrzebnego stresu. Koleżanka ostatnio powiedziała mi, że cieszy się, że wzięłam drugi kierunek, to wtedy nauczę się trochę olewactwa, bo będę musiała. Coś w tym jest, ale na razie mam ambitny plan niczego nie olewać xP A z kocykiem rozumiem bardzo dobrze. Ukryć się i nie wychodzić.
Poza tym cel Harry'ego się spełnił - teraz Harry nie ma kogo ratować i zgrywać superbohatera: co on ma zrobić ze swoim życiem? D:
Bardzo ciekawy pomysł - Draco i Narcyza. Draco miał chyba bardzo silną więź z matką, więc to pewnie interesujące pogłębiać tę więź. Draco jest do sprzedania, uważam, że to dość dobra postać. Bo niby z obowiązku i tradycji śmierciożerca, a jednak wychowany w czasie pokoju, boi się tego, co przyniesie wojna i służba Voldemortowi. No i upierdliwiec niesamowity, wkurzający xP

[i co? jak zajęcia? żałujesz? (-; mam nadzieję, że nie]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
sylville
grupa trzymająca władzę
grupa trzymająca władzę



Dołączył: 03 Kwi 2013
Posty: 383
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: mazowsze

PostWysłany: Nie 0:39, 13 Paź 2013    Temat postu:

powinnam dalej nakręcać spiralę przepraszania, ale co będziemy każdy post od tego zaczynać xd przyjmijmy, że jak się post uda, to dobrze, jak nie, to zawsze można poczekać, bo niby ja mam mniej zajęć, ale nie potrafię się zorganizować, wpaść w rytm i takie tam - jak wracam, to jestem tak śpiąca, że nie nadaję się do niczego, a już zwłaszcza do myślenia. jeśli tak wygląda starość, to ja dziękuję, ja się tak nie bawię xd
pewnie ilu ateistów, tyle zdań. nie wiem, czy stawiałabym to rozróżnienie między nihilistami a komunistami w tej konkretnej sprawie, tzn. nie wiem, czy takie rozróżnienie jest konieczne. ale racja, zjawisko jest o wiele bardziej skomplikowane, żeby tak ot stawiać rozgraniczenia czy szukać sensownych równoważników zdań. Dubisz podał najbardziej ogólną definicję, może z 'boga' na 'Boga' zmienił jakiś nadgorliwy redaktor? w końcu logiczniejsze by się wydawało, gdyby chodziło o wszystkich bogów po kolei. ale ostatnio o całe zło świata podejrzewam redaktorów, nie wykluczam, że odpowiadają też za koklusz xd pewnie do poniedziałku mi przejdzie xd
ooo, jak mi brakuje zajęć, na których trzeba się zdobywać na refleksję [chociaż ostatnio miałam okazję sie rozpisać i rozrefleksjować, bo tak z zaskoczenia poproszono mnie o pisemne przemyślenia na temat sprawiedliwego prawa karnego i udało mi się tak utłuc przemyślenia właśnie na temat demokracji i tyranii. obawiam się, że poza tym wyszedł mi bełkotliwy słowotok, ale przynajmniej udało mi się ładnie wykazać, że sprawiedliwość nie istnieje i wszystko jest utopią xd]. polityka ma - moim skromnym - pośredni wypływ na życie społeczne. wiadomo, to, co powie poseł iksiński nie determinuje, czy ludzie pójdą do kina, czy na pizzę, nie wpływa na to, jakie filmy czy płyty powstaną etc. ale w szerszej perspektywie podwyżki podatków czy czegoś innego sprawiają, że ludzie nie mają kasy na kino czy pizzę, że przestają robić zakupy w hipermarkecie X i zaczynają w tańszym hipermarkecie Y [ostatnio obserwowałam takie coś i byłam w szoku, bo w hipermarkecie X zawsze były kolejki, tymczasem kiedy tam poszłam, było może pięć osób, a w biedrze, do której zajrzałam później, tak nieprzebrane tłumy, że myślałam, że do zamknięcia nie dotrę do kasy]. okay, to kwestia gospodarki, racja, ale polityka wpływa na gospodarkę. z opóźnieniem blisko dziesięcioletnim, ale wpływa - tyle pamiętam z podstaw przedsiębiorczości xd no dobra, to musiał być ciekawy wykład, skoro tyle słusznych i prawdziwych rzeczy tam padło. jeśli chodzi o to, co chłopa obchodzą poczynania króla - cóż, jest demokracja. zachłysnęliśmy się nią wszyscy, zachłysnęliśmy się koncepcją, że możemy wybierać królów, że możemy ich odwoływać - i że to daje nam prawo wglądu w ich poczynania. obserwowanie tego, co robią politycy, daje nam poczucie jakiejś władzy, jeśli ten, na kogośmy głosowali, robi coś po naszej myśli; poza tym zawsze możemy narzekać, czuć się oszukani i robić wszystko to, na czym polacy znają się najlepiej :D jasne, bez tego da się żyć do chwili, kiedy przeprowadzony zostanie jakiś zamach na wolność obywateli, ale po pierwsze - jaką wolność, wolność jest ładnym konceptem, ale tak naprawdę nie istnieje, a po drugie - nawet jeśli taki szary kowalski uzna, że mu się coś nie podoba, co będzie mógł zrobić? protesty anty-acta były całkiem spektakularne i całkiem spontaniczne, ale wbrew pozorom nie zmieniły wiele - jak nie acta, to coś innego. jeśli ktoś gdzieś tam postanowił, że coś takiego jak acta zostanie przeforsowane, to prędzej czy później tak się stanie. szary kowalski interesuje się tym, co się dzieje i protestuje w taki sposób, bo to mu daje poczucie, że ma na coś wpływ, że może coś zmienić, że coś od niego zależy - kowalski ma wrażenie kontroli, wrażenie, że nie jest owcą, która na nic nie ma wpływu. kowalski w swoich własnych oczach urasta do rangi świadomego obywatela, obrońcy wolności i takie tam. a i tak dostaje po tyłku, bo to, przeciwko czemu protestuje, w tej czy innej formie prędzej czy później przejdzie. i w tym ujęciu demokracja nie brzmi wcale tak pięknie. powinnam zacząć czytać jakieś bardziej pluszaste książki, które nie próbują mi przemodelować światopoglądu xD
a zamknięcie rządu mnie naprawdę zdumiewa. kurczę, najpierw myślałam, że to żarcik. potem uznałam, że potrwa góra dwa dni. teraz jestem po prostu zdumiona i czekam, jak to się skończy. szkoda mi tylko tych pracowników, którzy nie mają co ze sobą zrobić. bo kongresmeni, o ile dobrze pamiętam, pensje dostają. ot, sprawiedliwość społeczna.
uwielbiam takie argumenty. 'co takiego strasznego...'. a co to kogo obchodzi, to moja skrzynka i mogę trzymać, co chcę. jeśli raz się przekroczy granicę i zrezygnuje z wolności na rzecz bezpieczeństwa [jasssne], to co będzie następne? to nie tak, że rząd na tym poprzestanie. jasne, teraz skrzynki są okay, ale za parę lat przyjdzie czas na coś innego. no i, co tu dużo mówić, prawo gwarantuje nam tajemnicę korespondencji, za złamanie której grozi kara chyba nawet pozbawienia wolności [głowy nie dam, ale coś mi się takiego tłucze po głowie]. obejmuje to także korespondencję elektroniczną. w tym momencie chodzi o zasadę. jeśli społeczeństwo w ten czy inny sposób zrzekłoby się tej wolności i oddało ją w zamian za poczucie bezpieczeństwa, zrobilibyśmy kolejny krok w stronę społeczeństwa akceptującego permanentną inwigilację. brrr. [co do kowalskiego i dziwacznego porno - podobno UK chce zakazać porno w ogóle, więc taki biedny kowalski mógłby mieć kłopoty nawet za oglądanie całkiem niewinnych filmików, nie żadnych dziwacznych. bo to nieprzyzwoite. czy kowalski ma prawo być nieprzyzwoity? ma. czy ma prawo wykorzystywać internet i swoją skrzynkę mailową do bycia nieprzyzwoitym? absolutnie nie, niech idzie być nieprzyzwoitym analogowo]. podejrzewam, że przekroczenie granicy i inwigilacja skrzynek mailowych to byłby tylko pierwszy krok w stronę czegoś gorszego. ale, jak mówię, ja pesymistką jestem.
ja tam rozumiem w pełni rozdarcie przybyszewskiego. też bym była rozdarta! i między innymi dlatego czuję jakiś szacunek dla charlesa bukowskiego - skubaniec miał w rzyci wszystkich, po prostu chciał pisać. jego wieczorki poetyckie musiały być naprawdę ciekawymi widowiskami. dobra, wracajmy do jatki i sztuki dla sztuki. no dobra, jeśli się patrzy w ten sposób, to racja, może być celem i treścią, choć mnie by czegoś brakowało. może tego budzenia wrażliwości, może po prostu jakiegoś dodanego sensu uniwersalnego, czegokolwiek. ale to znowu odbierałoby jatce cel, tzn. jatka przestawałaby być celem samym w sobie, a celem stawałoby się nadanie jakiegoś przesłania od instancji autorskiej. dobra, zamotałam sie w tym wszystkim, mogę za to przytakiwać w kwestii brutalizacji sztuki i brutalizacji życia. czy może raczej nie tyle brutalizacji życia, co zwracania większej uwagi na tę brutalizację. żyjemy w końcu w bezpiecznych czasach, w czasach spokoju i dobrobytu [tzn. my, dzieci zachodniej kultury]. przemoc zawsze była częścią życia, po prostu zdystansowaliśmy się od niej, tak samo, jak zdystansowaliśmy się od śmierci. śmierć dzieje się gdzieś obok nas, poza nami, nie spotykamy się z nią na co dzień, dlatego jesteśmy z nią nieoswojeni. podobnie jest z przemocą. mit klasy średniej zakłada, że całe życie zamyka się w ładnych, zadbanych przedmieściach, w wakacjach nad morzem i tak dalej. nie obejmuje to przemocy, o której nieustannie mówią media, im krwawiej, tym lepiej. ludzie mogą pokiwać głowami i powiedzieć, jakie to straszne, ale jednocześnie poczuć się trochę lepiej, bo przecież 'w ich dzielnicy/mieście by się to nie zdarzyło'. a jeśli już się zdarza... cóż, wtedy jest panika, bo przecież 'tutaj się przemoc nigdy nie zdarzała'. taa. jasne, że była, ale nie była niczym specjalnym. jak sobie ludzie dali po mordach, to nikt nie prowadził ich do psychologa, nie wzywał policji ani telewizji. co do brutalizacji sztuki - sztuka kompensuje to, czego na przedmieściach z białymi płotkami nie ma. ludzie zawsze lubili krwawe widowiska, przecież podświadomie czuli się lepsi od tego, kto umarł - bo przeżyli [nie pamiętam, kto to powiedział, ale to musiał być mądry człowiek]. brutalizacja sztuki i brutalizacja mediów to sposób na bezpieczny flirt z zagrożeniem i na potwierdzenie własnego istnienia.
pfff, bo są brzydkie, też mi argument. jeśli były szare, symetryczne i betonowe, to były śliczne. albo jeśli były ceglaste. co nihiliści wiedzą o estetyce xd no dobra, żart. to ja nie mam o niej pojęcia.
jak można uwielbiać brokuły? te małe skubańce są po prostu okropne xD paprykę za to uwielbiam. żywą bardziej, bo sproszkowana zawsze mi jakoś dziwnie pachnie, ale może to bezpodstawne uprzedzenia. w każdym razie racja, kuchnia jest stresogenna, jeśli nie jest się w niej samemu. ostatnio przeżyłam bitwę na spojrzenia spowodowaną krojeniem chleba pod złym kątem. nie mam nic do dodania xD myślę, że spalenie kakao nie jest tak poważnym przewinieniem jak krojenie chleba pod złym kątem xD
ojej, to ja przepraszam, jak mogłam nie wpaść na to, że ludzie naprawdę chcą jeść dziwactwo, którego bardziej na talerzu nie ma niż jest xd ja prosty człowiek jestem, ja bym schabowego jadła. czipsów w kościele może nie, bo nie jestem w stanie zjeść czipsów i nie szeleścić opakowaniem. no po prostu nie ma siły. ale tych dziwactw w restauracjach nie zrozumiem. znaczy jasne, jako eksperyment - czemu nie. ale jak widzę ludzi, którzy idą na kolację i dostają coś, co wygląda na dwa kęsy i kosztuje majątek, to nie mogę się oprzeć i wyobrażam sobie, jak wracają do domu z tej wykwintnej restauracji i wcinają kaszankę, bo przecież się nie najedli tymi frykasami xd

w sumie zastanawiam się, na ile lordowie by byli skołowani, gdyby nastąpiło rozbicie. wszyscy wiedzą, kto jest wierny komu, kto przed kim odpowiada. wydaje mi się, że to byłoby utrącenie tylko jednego szczebla drabiny feudalnej, ale wiele by nie zmieniło. no, może na granicach wybuchałyby mniej lub bardziej poważne spory o miedzę. na pewno jednak tak rozbite królestwa nie mogłyby odeprzeć ataku dany, gdyby do niego doszło. wydaje mi się jednak, że nie ma co liczyć na takie rozwiązanie - albo rozbicie, albo dany xd
wydaje mi się, że 'westeros' to nazwa kontynentu - za narrow sea znajduje się w końcu essos, które składa się z wolnych miast, pustych stepów i innych takich. ciężko nazwać essos królestwem czy nawet kilkoma królestwami. to zbiór niezależnych od siebie organizmów politycznych. dlatego wydaje mi się, że gdyby siedem królestw się nawet rozpadło, to termin westeros nadal by obowiązywał.
ooo, zapomniałam o tej przemowie. masz rację, to mogłoby być foreshadowing, ale z równym powodzeniem twórcy serialu mogą nas wpuszczać w maliny. po obejrzeniu s03e01 byłam pewna, że podrick i jego wizyta w burdelu to przykrywka do jakiejś intrygi, a tu zonk, tylko element humorystyczny xd ale mam wrażenie, że rozmowy petyra i varysa są w serialu bardzo znamienne i bardzo nakręcają atmosferę, wiec nie zdziwiłabym się, gdyby wrzucono w taką rozmowę subtelne sygnały. albo subtelne groźby. swoją drogą gdyby doszło do pojedynku petyra z varysem, to nie wiem, którego z nich bym typowała na zwycięzcę - wolałabym petyra, ale nie miałabym pewności, czy przechytrzy varysa. i racja, nie można ich przeceniać, w końcu martin kreuje ich na ludzi, nie na genialne cyborgi, ale smutno mi na myśl, że varys może przegrać przez gryfa. zasłużył na coś lepszego. zgadzam się jednak, że gryf prawdopodobnie doprowadzi varysa do zguby. biedny varys. wydaje mi się natomiast, że teoria z mięsem armatnim jest mało przekonująca. skoro varys poświęcił czas i środki na wychowanie gryfa w przekonaniu, że jest targerynem, czemu miałby tak łatwo posyłać go na śmierć? varys prędzej zabiłby dany i oczyścił pole dla gryfa, o którym myślał, że ma nad nim kontrolę. posłanie gryfa do dany miało sens tylko wtedy, jeśli varys liczył na unię, najlepiej przypieczętowaną węzłem małżeńskim. co do planu B - na pewno jakiś istnieje, ale nie pamiętam epilogu ani gościa z łuszczycą xd' nie zdziwiłabym się jednak, gdyby gryf był tylko narzędziem, ale narzędziem kluczowym do jakiegoś planu, nie mięsem armatnim. stawianie na jedną kartę nie pasuje mi do varysa, ale jeśli otwarcie poprze gryfa, to może mieć mało czasu na plan B, zanim ktoś spróbuje go sprzątnąć.
gdybym była martinem, poszłabym w pesymistyczną wizję, że świata się nie da zmienić xd poza tym - gdyby miała miejsce rewolucja, miasta w tej okolicy musiałyby się przekwalifikować, w końcu handel niewolnikami to główne źródło dochodu. przekwalifikowanie to proces długotrwały i mozolny, na pewno nie dałoby rady przeprowadzić go na kartach dwóch powieści. można zapoczątkować reformy i zostawić otwarte zakończenie, żeby czytelnicy sami zdecydowali, czy reformy się udały, czy nie; można też zniszczyć miasto i pozostawić niewolnikom prosty wybór: albo odbudowują i dzięki temu coś zyskują [lepsza pozycja społeczna?], a potem sami mogą kupić sobie niewolników, kiedy miasto odzyska świetność, albo wsiadają na jakieś statki i inne cuda, żeby płynąć z dany do westeros. nie widzi mi się inne rozwiązanie tej kwestii. likwidacja niewolnictwa w meereen brzmi prawie tak nieprawdopodobnie jak likwidacja feudalizmu w westeros.
fakt, skoro melka nagięła betonowy kręgosłup stannisa, to victarion raczej łatwo da się zmanipulować, o ile nie zaszkodzi to jego honorowi. no, za bardzo nie zaszkodzi. drobne ryski na honorze pewnie mógłby przeżyć. mocy czerwonych kapłanów nie ogarniam tak do końca - wydaje mi się, że są zbyt potężni. poza tym są magicznie, psują mi polityczne przepychanki i wyskakują z zagraniami, których nie mogłam wyspekulować, bo łamią prawa fizyki xd ja się tak nie bawię xd a tak serio - jakieś ograniczenia są potrzebne, bo w końcu dojdzie do absurdalnej sytuacji 'każdy łapie własnego czerwonego kapłana i nawalamy się czerwonymi kapłanami!', a przecież nie o to chodzi xd
o, ucho. nie pamiętałam nawet, że ucho. taki van gogh z niej trochę. ale racja, cersei mogłaby ruszyć tam sama, ale nie ciągnęłaby ze sobą tommena - co by nie mówić, myśli w miarę logicznie, a wiadomo, że jeśli ktoś chce zabić dwójkę jej dzieci, to najgłupszym, co może zrobić, jest trzymanie tej dwójki w jednym miejscu i to na obcym, wrogim wręcz terenie. może tommena odesłałaby do casterly rock przed ewentualnym wyruszeniem do dorne, ale nie widzę sposobu, żeby się to dobrze skończyło, tzn. ta wyprawa. może martin jednak nie dopuści do tego, żeby cersei udawała rycerza. albo pozwoli jej zrobić coś bohaterskiego i heroicznego... nie, raczej nie. biedna cersei.
królowa cierni jest mega <3 nie zdziwiłabym się, gdyby ona tam wszystkich przeżyła.
[ooo, to ja linka poproszę! bo nie wiem, gdzie się kierować xd jeśli chodzi o szablon - e tam, to nie tak dużo roboty. jeśli nie przeraża Cię mój kompletny brak zmysłu estetycznego i fakt, że wszystkie szablony robię na jedno kopyto, to sama mogłabym coś pomajstrować, ale wolałabym to zwalic na lyśkę xd ma ciut bardziej rozwinięty zmysł estetyczny xd i bez przesady z marnym, na pewno nie jest marny!]
no dobra, racja, polegają na tych wizjach, które mogą, ale nie muszą być prawdziwe - szczerze wierzę w to, że kapłani mogą zmyślać wizje, jeśli mają w tym swój polityczny cel, i chciałabym, żeby ktoś na tym melkę lub innego kapłana przyłapał - i wizje te interpretują, jak potrafią najlepiej. misja rydera mogła być albo wynikiem złej interpretacji, albo gestem politycznym - gdyby melka wiedziała, że zostanie pojmany, oznaczało to, że pozbędzie się króla za murem. króla! w końcu facet mógł stanowić tytularną konkurencję dla stannisa. poza tym misja ratująca siostrę lorda dowódcy to świetny powód, by przekonać wspomnianego lorda dowódcę, by (a) pozwolił wszystkim zostać i (b) żywił ich i zapewniał wygodę. nie pamiętam, jak dokładnie to wszystko było rozegrane w książce, tzn. jak melisandre o tym mówiła i czemu akurat ryder się zgodził, ale nie zdziwiłabym się, gdyby to było zagranie polityczne. jasne, na murze została ta kobitka, która ma być królową za murem, ale może to mniejsze zagrożenie czy coś.
wskrzeszenia mnie irytują. gdyby nie one, tak ładnie mogłabym zracjonalizować, że rhjakmutam nie istnieje! ale wskrzeszeń się, kurczę, nie da podważyć. naprawdę bym chciała, żeby ich nie było, a wszystko to służyło realizacji szeroko zakrojonych celów politycznych jakiejś sekty xd mówiłam, magia wszystko psuje. byłby ładne zagrywki polityczne i tyle, ale nie, trzeba było dodać magię xdd
fakt, spotkanie starków nie może dojść do skutku, zapomniałam o tym! xD w każdym razie spodziewam się, że rickon trafi jednak do białego portu albo do stannisa, jeśli stannis do tego czasu zajmie winterfell.
racja, shae jest do tego rodzaju posług nieprzyzwyczajona, ale skoro chce udawać damę dworu, to powinna się... no, przyzwyczaić. nie wiem, irytuje mnie i tyle. mam nadzieję, ze w nadchodzącym sezonie się z nią pożegnamy xd

o, właśnie, mora! wiedziałam, że jakaś śmieszna nazwa. i cieszę się, że udało mi się udzielić dobrej rady :D też panią doktor bardzo lubię i doceniam, że samą swoją pogodą ducha czyni ghjp przyjemniejsze xd jeśli chodzi o wykład, to właśnie sobie uświadomiłam, że chyba nie chodziłam, bo mi się z czymś nakładał. czyli nie ma się co aż tak przejmować, jeśli się nie rozumie xd myślę, że w dużej mierze to kwestia tego, kto wykład prowadzi. no i fleksja w ogóle jest średnio zrozumiała - tzn. mi się ją udało ogarniać od zaliczenia do zaliczenia, a potem mój mózg kasował dane na jej temat. ale nie ma się co przerażać :D i tak, jać to to e z daszkiem. co do grupy - lol, może w tym czasie są jakieś inne, oblegane ćwiczenia? ale to aż dziwne, u nas ludzie się do tej grupy dopisywali podaniami, bo tak im zależało.
w etyce nigdy nie wiadomo, o co chodzi, bo to by było za proste! xd w etyce chodzi o to, żeby umieć zracjonalizować wszystko i udowodnić, że wszystko jest etyczne, jeśli się na to spojrzy z innego punktu widzenia xD
ktoś powinien wpaść na pomysł organizowania wycieczek po lochach buwu - skoro są wycieczki po kanałach warszawskich, to czemu nie po lochach buwu? jestem pewna, że humanistyczne nerdy by na to poszły. ba, pewnie nawet by zapłaciły. ja bym mogła z piątka zapłacić bez oporu xd ooo, archiwum byłoby jeszcze ciekawsze *.* ale bałabym się, że się rozkicham od kurzu i coś zniszczę. wolałabym się zatem trzymać lochów xd
lol, tak samo bym te słowa zinterpretowała - buwing jak nic. poza tym kto robi konferencje w bibliotekach, przecież w bibliotece powinno być cicho, a nie tam jakieś... konferencje, phi. od konferencji są sale konferencyjne i sale balowe. znaczy jasne, wiem, że w buwie odbywają się różne uroczystości, ale nie widzi mi się on jako centrum życia społecznego. a przynajmniej nie innego niż spotted.
też uwielbiam robić notatki - głównie dlatego, że wypracowałam w sobie odruch notowania wszystkiego. no i na nudnych wykładach jestem kozakiem, bo wszyscy usypiają, a ja daję radę i notuję. z rysunkami gorzej, bo zupełnie nie mam talentu plastycznego, czym nieustannie sprawiam zawód rodzicielce, ale brak talentu nadrabiam entuzjazmem xd no dobra, nie powinnam się przyznawać do entuzjastycznego przerysowywania średniowiecznych narzędzi tortur, ale... xd nie no, lubię notatki. do cudzych zawsze muszę się najpierw przyzwyczaić, ale nie jest to niemożliwe xd
brr, nie lubię takich ludzi. jasne, jeśli ktoś jest specjalistą w swojej dziedzinie, to ciężko oczekiwać, żeby tarkował studentów jak równych sobie, ale reaguję alergicznie na traktowanie mnie jak idiotkę lub jak dziecko. wiadomo, mam różną wiedzę w różnych dziedzinach, ale potrafię albo się douczyć, albo improwizować. ktoś, kto uważa mnie za idiotkę, nie motywuje mnie ani do jednego, ani do drugiego. serio, jeśli komuś nauczanie sprawia taki problem i tak bardzo nie chce tego robić, to po co się zmuszać? pfft!
też coś takiego słyszałam odyn wie ile razy. nie przekonali mnie, wolę siedzieć i milczeć. jestem dobra w milczeniu - lubię patrzeć, jak ludzie wymiękają pod presją ciszy i mówią cokolwiek. na mnie to nie działa. jestem uparta jak osioł xd o, a neuroza ciekawa. ja takiej nie mam, ale mam liczne paranoje xd

ano nie byłoby, ale prawnicy i tak są bardzo obciążeni, kjp mogłoby ich wykończyć. chociaż w sumie - niech ćwiczą pracę pod presją i nawał obowiązków. dołożyć im kjp! gorzej, gdyby tak się wyszkolili, że przestaliby potrzebować korektorów. albo byliby tak pewni, że wiedzą lepiej, że nieustannie by się kłócili xd
dr K. [pewnie to ten, w końcu w zakładzie nie ma wielu drów K.] jest naprawdę sympatyczny i prostudencki, warto pogadać. mnie bardziej przeraża dr Ł., choć mam duży szacunek do jego wiedzy. ale i tak bałabym się rozmawiać xd i oj tam, dziwnie. myślę, że studeni pytali o dziwniejsze rzeczy. facet był prodziekanem, na pewno przywykł do najdziwniejszych pytań.

looool, wyobraziłam sobie wywalanie z internetu za szał poetycki xD to by było ciekawe. mało popularne, ale ciekawe. w każdym razie zgadzam się, że własna godność i własne dobre samopoczucie są ważne i nie można tak ot się ich pozbywać, bo szał poetycki i nagły poryw weny. okay, nigdy nie mam cierpliwości, żeby mi się tekst odleżał, zanim go wrzucę, często tylko go scrolluję zamiast przeczytać, ale uznałam, że mam do siebie tyle zaufania i pisałam według tak szczegółowego planu, że mogę to przyjąć na klatę. pisanie w szale poetyckim, bez planu i bez jakiegoś przekonania co do własnej wiedzy o języku polskim jest mocno ryzykowne i zwykle takie 'wybaczcie błędy...' mnie skutecznie zniechęca do lektury.
ojej! to ja obiecuję reakcję zwrotną czytelnika, jak już dostanę linka xd jestem świetna w mówieniu, co nie gra. gorzej z mówieniem co gra, bo nie umiem chwalić w sposób bardziej wymyślny niż 'to kupuję' albo 'to mi się podoba'. opcjonalnie dodam też '...ponieważ' xd ale muszę przyznać, że podziwiam taki perfekcjonizm. ja zwykle mam tak, że jak już coś napiszę, to nie chce mi się do tego wracać i poprawiać. na myśl o przepisywaniu mi się źle robi - w końcu tekst już powstał w jakimś kształcie - jeśli złym, to trudno, czas na inny tekst. zdecydowanie brakuje mi perfekcjonizmu xd
drugi kierunek świetnie uczy olewactwa! moją koleżankę - tę od szalonej średniej - nauczył. i całe szczęście, bo to się można nerwowo wykończyć xd trzymam kciuki za ambitny plan, ale myślę, że mimo wszystko koleżanka miała rację - nie da się niczego nie olewać choćby minimalnie. no i nie warto niczego przypłacać zdrowiem i chronicznym niewyspaniem. z niewyspania biorą się wszystkie choroby. a przynajmniej to moja wersja i będę się jej trzymać :D
harry ma tyyyyle innych celów w życiu. chciał być aurorem, tak? no to może nim być. może założyć rodzinę. może żyć w blasku chwały. trochę to mało emocjonujące w porównaniu z tym, do czego przywykł wcześniej, ale to nadal może być przyjemne życie. choć mam już w głowie parę scenariuszy opisujących upadek harry'ego xd
żeby sprzedać draco, trzeba pamiętać właśnie o tych wadach. mam wrażenie, że większość autorek dramione o nich zapomina i dlatego nie da się czytać. a inne z kolei zapominają, że poza wadami jest coś jeszcze - i też się źle czyta. złoty środek, we wszystkim najważniejszy jest złoty środek :D

[jeśli chodzi o moje zajęcia... cóż, jest pół na pół. w połowie mam wrażenie, że to kosmiczna pomyłka i wolałabym być gdziekolwiek, bo moja obecność na zajęciach nie ma najmniejszego sensu, w połowie mi się podobają i mam poczucie, że tak, właśnie tu chcę być, właśnie tu się rozwijam. ale brakuje mi czegoś jeszcze. mam bodajże dziewięcioro zajęć tygodniowo + sema, a to jakoś mało. nawet jeśli nie potrafię przywyknąć i lepiej zorganizować sobie czasu. może przez to, że mam tak mało obowiązków? zawsze mi się lepiej pracowało, jak nie miałam na nic czasu xd]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
l-e-l
błędny ogniczek
błędny ogniczek



Dołączył: 22 Sie 2013
Posty: 73
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 22:31, 20 Paź 2013    Temat postu:

Mnie studia - tudzież zajęcia całkowicie dodatkowe, ale dla mnie ważne - całkowicie pochłonęły. Nie wiem, jak się nazywam, ponaglenia spłaty rachunków już mi przychodzą, ostatnio zablokowali konto komórkowe, bo nie dokonałam wpłaty (głupi mix!). Za to podwójne studia nauczyły mnie siedzieć do nocy, chociaż kompletnie się nie wysypiam. Uświadomiłam sobie, że uwielbiam spać... (jak wiemy - dorosłość: "jeśli nie jesteś zmęczona, robisz to źle!" xD). Tak dawno nie odpisywałam, że pewnie nie będziesz wiedziała, do czego się odnoszę xP
Z tymi redaktorami i Dubiszem i Bogiem/bogiem to pewnie możliwe. Koleżanka pracuje w redakcji, to mi takie kwiatki sprzedaje - jak to redaktorzy są najmądrzejsi i przemycają swój sposób myślenia do książek przecież nie ich. Chociaż częstsze są te, które się tyczą tego, jak to źle piszą autorzy.
Po tych trzech tygodniach i zajęć, które zmuszają do refleksji doszłam do wniosku, że jestem idiotką i nie potrafię myśleć, więc się nie będę na ten temat wypowiadać. [zgadzam się, sprawiedliwość nie istnieje - dlaczego człowiek, który gada, bo przeczytał książkę i jest z tego taki dumny, ale pieprzy za przeproszeniem, ma lepszą sytuację ode mnie - która boi się coś powiedzieć, bo wydaje jej się, że miała za mało czasu, żeby wgryźć się w tekst i dobrze go zrozumieć; głupi świat! no, to ponarzekałam a propos twojego referatu xP Jestem okropnym człowiekiem...]. Właśnie chodzi o to, że to gospodarka wpływa na politykę (przynajmniej w rozumieniu tego doktora i Marksa xP), która dopiero reaguje. Miałam na to dość mocny argument, ale zbyt duża ilość wina chyba sprawia, że mi się myślenie ekonomiczno-polityczne wyłącza. Chyba chodziło o to, że np. jak cena ropy podskoczy do góry, to polityka jakoś na to musi zareagować. Ale z drugiej strony ceny ropy skaczą często z powodów politycznych... Ej, dobra, nie wiem xD Chyba jestem za tym, żeby przyjąć, że to relacja jakaś wzajemna, choć ta gospodarka wpływająca na politykę jeszcze kilka godzin temu wydawała mi się superprzekonująca... To była socjologia kultury - idziemy socjologami od XIX wieku xD Człowiek na przykład tyle się nasłucha o Marksie, a tak naprawdę nic nie przeczytał. Pamiętam, że ostatnio coś Marksa czytałam z ciekawości w liceum. Tak, to musiała być bardzo głęboka lektura... xP Teraz będę mówić o demokracji (tam był chłop, zachłyśnięcie się demokracją, pamiętasz? ;-D). Powiem, że kompletnie tego nie czuję - że jakoś wpływam na politykę (że mam takie z ł u d z e n i e), nawet za bardzo nie mogę sobie tego wyobrazić. Może jak zacznę pracować i żyć serio na własny rachunek, to jakoś mnie to uderzy? Ale chyba przekonuje mnie to, o czym mówisz - że ludzie być może są tak zmanipulowani przez władzę i media, że serio wierzą, że pójście na wybory, w pochodzie coś zmieni (zmieni tylko ich samopoczucie, jeśli już coś by miało zmienić). Już wcześniej o tym mówiłyśmy, ale ja bardziej czuję przemiany polityczne w Westeros niż normalnie. Ostatnio byłam na wyborach i po wyjściu od razu zapomniałam, na kogo głosowałam. Pamiętam, że to był ktoś kompletnie nieważny, żeby nie było, no wiesz - nikt nie mógł mi zarzucić, że narzekam, a nie byłam na wyborach, a zagłosowałam na osobę, która nie miała szans. Teraz myślę, że to było głupie. Trzeba było w ogóle nie iść na wybory, a nie tak kombinować. Z drugiej strony zaczęłam się teraz zastanawiać, czy to moje głosowanie byle tylko czegoś nie zmienić, to nie właśnie to, o czym mówisz - to złudzenie. Że wydaje mi się, że jak zagłosuję na jakiegoś tam Tuska, to coś zmienię tym samym, więc tego nie robię. Hm, pewnie tak... Wolność o tyle, o ile możemy zmienić obywatelstwo xP Ale chyba z jednej klatki trafimy do innej, może wygodniejszej. Zawsze jakiś wybór, prawda?
Jezu, jak mnie to wkurza! (pensje kongresmenów, psia ich mać - jak by powiedziała bohaterka tekstu, który aktualnie oceniam xD). Powinno być jak w republice rzymskiej. Zaszczyt, ot co! Sami dopłacajcie do igrzysk, jak jesteście tacy mądrzy! Pf. Dobro państwa, dobro ludzi, a PF!
Jestem z tobą, jeśli chodzi o sprawdzanie poczty - nie chcemy skończyć jak w Hogwarcie w piątym tomie bodajże. Pamiętam, jak mnie to przeraziło, kiedy czytałam o tych poprzetrącanych sowach i porozdzieranych kopertach. Musimy zacząć myśleć nad jakimś szyfrem. Hm... Harry Potter i tajemnica korespondencji - po winie jestem geniuszem normalnie! (jak to zakazać porno!? D: co to za potwory są w ogóle!?)
Wydaje mi się też, że do tego, o czym mówisz a propos brutalizacji, przemocy i przedmieść można dodać też nudę. Może za bardzo "dekadentyzmuję", ale my - dzieci cywilizacji zachodniej - nudzimy się, bo żyjemy w pokoju, nie znamy ciężkich czasów, nie wiemy, jaki to koszmar. Mężczyźni nam niewieścieją, kobiety mężnieją. Potrzebujemy seksu, używek i pały, bo takie nasze instynkty. Słyszałam/czytałam o tych igrzyskach, ale nie pamiętam też, kto to powiedział - ktoś mądry, racja! (przepraszam, że tak krótko, ale ja w pełni się z tobą zgadzam, a nie chcę się powtarzać, bo to będzie dla ciebie nudne, chciałam tylko coś nowego może dodać, jakoś uzupełnić xP).
Można! Brokuły to moi przyjaciele! A po papryce zawsze mam problemy z żołądkiem, wiec wolę nie wchodzić w szczegóły. Kupuję tylko paprykę mojej śwince morskiej, bo podobno bardzo dla niej zdrowa, a skubaniec już się znudził i chce czegoś innego. Zawsze myślałam, że zwierzęta to są takie, że zjedzą wszystko ze swojego menu (jak świnka to tylko roślinki na przykład). A on na przykład nie lubi jabłek - jak można nie lubić jabłek!? Ale pożera jak głupi winogrona, a od tego tyje... Boże, o czym ja prawię? xD Krojenie chleba pod złym kątem zdecydowanie powinno mieć swój paragraf. To oczywiste!
Chyba nietrudno sobie takiego delikwenta po dwóch kęsach za kilkaset wyobrazić szamającego schabowego po powrocie z restauracji xD Nigdy nie zrozumiem tej potrzeby "szpanowania", jakby kogokolwiek to w ogóle obchodziło co masz na sobie, gdzie jadasz i jakiego masz chłopaka (i ile ma na koncie). W ogóle. Przepraszam za takie jakieś wycieczki, ale to może spowodowane jest tym, że muszę zapłacić 8 tysięcy złoty za studia i jestem okropnie tym rozgoryczona. W każdym razie - nie zrozumiem nigdy tego pociągu do pieniądza. Wiem, że pewnie (w przypadku państwa) chodzi o gospodarkę i inwestycje i tak dalej, ale - na miłość boską! - czy oni serio muszą tyle zarabiać? I ściągać kasę ze wszystkiego, co się rusza lub nie? Bo co? Bo nie będą mogli jadać w tych restauracjach?

Może rzeczywiście nawet by do nich nie dotarło to rozbicie na początku i nie wiedzieliby, co z tym zrobić. Ale sądzę, że zaczęłoby się od działania na własną rękę, czyli podbijania sąsiadów. Z drugiej strony mamy zimę - w tym świecie ma to ogromne znaczenie. Dany wróci podczas zimy. Rozbicie stałoby sie w zimie. To zawęża jakoś możliwość działania lordom. Czy Dany? - no, nie wiem na ile smoki są potężne. O, ciekawe, czy Barristan i Tyrion zdają sobie sprawę z tego, że Dany będzie atakować podczas zimy (podczas zimy - głupio brzmi, ale nie wiem, jak inaczej napisać), czy uznali, że smoki załatwią sprawę.
Hm. A gdyby tak ta przemowa Petyra dała Varysowi kopa w dupę, Varys się ogarnął i dlatego (że dostał w tę dupę, a Petyr poczuł sie pewnie) to VARYS wygra? D: To by było szalone! Ale chyba nie niemożliwe, prawda? (-; Czyli nic nie wiadomo - jak zwykle. Ale -znowu - czy oni nie mają zupełnie różnych aspiracji? Nie minęli się w pewnym momencie i nie poszli w innych kierunkach? Bo Varysowi chodzi o Westeros i Targeryenów, a Petyrowi... no cóż, o Sansę i północ? Hm, no pewnie masz rację - za dużo zachodu na mięso armatnie. Byłabym raczej za tym, że plan A Varysa to: małżeństwo Gryfa z Dany i tryumfalne przejście Westeros. Tylko - jak zwykle! - wszystko się popieprzyło. Nie zdziwiłabym się, gdyby to zachowanie Gryfa było zupełnie niespodziewane. W sumie. Tak teraz o tym pomyślałam. Tyrion to menda! :-D Jamie go uratował, a ten? - zabił im ojca. Varys mu pomógł dostać się do Wolnych Miast, a on? - zwrócił Gryfa przeciwko Dany w zasadzie i zniszczył plan Varysa. Co za człowiek no!
Podoba mi sie wersja z tym przewartościowaniem - niewolnicy nowymi panami. Martin dałby taką - pesymistyczną - wizję, że może i się da, ale mentalności ludzkiej, która pragnie się wywyższać i panować, nie da się zmienić. Z drugiej strony wiemy z historii, jaka jest mentalność niewolników: otworzysz przed nimi bramy, a oni nie będą wiedzieć, co z tym zrobić. Martin tak ten wątek nadbudowuje - coś tu musi być. Czekam na jakieś epickie rozwiązanie po prostu xD (ale z przebudową to się nie uda, na pewno! za dużo czasu, nie w stylu Martina xD).
Nawalanie czerwonymi kapłanami działa na wyobraźnię, nie powiem ;-D (tylko Dany z Tyrionem... Boże!, chcę to zobaczyć! xP). Mam taki sam stosunek do czerwonych kapłanów. Bardziej bym poszła w to, że to polityczne szuje, które oszukują i mają w rękawach jakieś tam fajerwerki, a nie prawdziwą starożytną magię boga. Byłoby nawet ciekawie, gdyby okazało się, że zmyślają te wizje (w końcu siła sugestii to potęga!). Ale wskrzeszenie - tego nie da się obronić niestety.
Jeszcze się okaże, że wątek Cersei skończy się zupełnie inaczej, mówię ci xD Ale chciałabym, żeby nie zabijali Tommena i jego kotków, chociaż znając Martina i twórców serialu zabiją najpierw kotki, żeby Tommen mógł patrzeć, a potem jego, żeby Cersei mogła patrzeć. Chore skurczybyki!
[http://przez-ramie.mylog.pl/ - proszę, chociaż cudów nie obiecuję, zupełnie nie moja poetyka, że tak powiem; jeśli chodzi o szablon to bardzo mi się podobały twoje, jeśli spodoba ci się pierwszy rozdział i będziesz mieć jakiś pomysł - będę szczęśliwa, jeśli zrobisz szablon (-: Zwłaszcza, że ten nie wie, że istnieje coś takiego jak półpauza =/]
Ale Ryder był ważny jako król za murem, nie sądzę, żeby z tego powodu chciała się go pozbyć (jestem za tym jednak, że Melka zrobiła to, co powiedziały jej płomienie, może rzeczywiście zła interpretacja?... jak w wypadku ataku na Przystań z drugiego tomu). To było ciekawe, bo on miał zostać ofiarowany w zamian za obudzenie smoka. Melka go podmieniła, więc tak do końca nie wierzyła w to, że może obudzić smoka, ALBO wizja zmieniła się w ostatniej chwili. Pewnie to drugie, bo Melka nie ma własnego rozumu i robi to, co jej każą płomienie. Ryder się zgodził, bo - z tego co pamiętam - nie miał wyjścia. Ona rzuciła na niego jakiś urok czy coś.
Chciałabym, żeby Stannis zajął Winterfell, Bolton mnie denerwuje...
A co do losu Shae raczej nie mam złudzeń - zginie, oj zginie (-;

Z przyjemnością chodzę na GHJP do dr Kwiapień, mimo że nic nie rozumiem (-: Chociaż już trochę rozumiem, nie chwaląc się xP Oj, wykład mam straszy z GHJP. Nic nie kumam. I chyba tak - ważne, kto prowadzi. Może godzina po prostu ich przeraziła? Lub - zniechęciła. Koleżanka jest u dr Kresy i ryczy po każdych zajęciach... więc nie wiem, jak to jest. Niby najlepsza, a tu proszę...
Tak, piątak za zwiedzanie lochów BUW-u brzmi bardzo rozsądnie :-D Też bym na to poszła. Archiwum niestety nie jest takie epickie, bo nie pozwalali pójść tam, gdzie znajdują się rękopisy, tylko siedzieliśmy w jakimś takim "przedarchiwum", ale oglądaliśmy renesansowe wydania. Wypas! ;-D
Też raczej notuję wszystko, ale jak są prezentacje wordowskie to nie przepisuję żywcem, bo to głupie trochę. Potem ludzie wokół mnie jęczą i się oburzają, że za szybko idzie z prezentacjami. A tu trzeba esencję wydobywać xP Ale nie mogę zdzierżyć literatury do 1918 w świetle nowych badań - nie mam pojęcia, co jest ważne i co powinnam notować. I wychodzę w konsekwencji ze stroną notatek. Stroną!? D:
Właśnie! To właśnie chciałam powiedzieć! Przecież można poświęcić się konferencjom i pracą naukową, a dydaktykę sobie totalnie odpuścić. Prawda?...
Na polonie nadal nic się nie zmieniło - nikt się nie odzywa na zajęciach xD Za to na ikp-ie - co było dla mnie szokiem - ludzie mówią i to mówią dużo. Nie potrafię się w tym odnaleźć. Dla mnie te rzeczy, o których czytamy są jakimiś takimi ciekawostkami, a oni potrafią o tym mówić jak o przedmiocie badawczym. Tak samo mam z literaturą popularną (brawa dla mnie za wybranie seminarium u prof. Ihnatowicz!)

O!, rzeczywiście! Niech nie mają kjp, wtedy korektorzy będą mieli więcej pracy xD
Jest prodziekanem nadal. A ja zawsze chlapnę przy nim coś, przez co mam ochotę walić głową w ścianę, więc wolę z nim już nie rozmawiać xP Miałam z dr. Ł. (jeśli to ten) stylistykę i przy wpisywaniu ocen był bardzo miły. Jasne, wymiata, jasne, jest to onieśmielające jak cholera, ale ogólnie jeszcze chyba nie miałam jakiegoś bliższego kontaktu (-;

Platon by wywalał poetów z państwa, więc czemu nie wywalać z internetów? (-; Strasznie dawno nic nie publikowałam, teraz wrzuciłam tego fika, ale jakoś bez przekonania, że coś z tego wyjdzie. Czuję, że to nie moje klimaty. Ale nieważne! Pamiętam, że zawsze miałam koleżankę, którą interesowało to co piszę, więc była taką moją betą. Nigdy też jakoś nie miałam problemów z błędami, ale oczywiście - musi się chcieć przeczytać ten tekst jeszcze raz. A niektórym się nie chce, co rzeczywiście zniechęca do lektury.
Ktoś bardzo mądry powiedział, że nie ma sensu przekształcać napisanych tekstów, bo to już nie są te teksty. Coś w tym jest. Ale ja uwielbiam czytać swoje teksty. Nie wiem, dlaczego. Może to jakaś euforia, że coś w końcu napisałam i nie jest to tak głupie, jak sądziłam? Tak samo mam z ocenami. Czytam je dziesiątki razy, ciągle coś poprawiając, a i tak w ostatniej ocenie zauważyłam z milion literówek (no dobra, jedną). No nie wiem - może to jakiś narcyzm? xP
Hm, ten drugi kierunek już mi się odbija na zdrowiu psychicznym, ale rozmawiałam z koleżanką, która powiedziała mi, że za dużo oczekuję od siebie i od świata. Jeszcze nad tym myślę. Ale zaczęłam olewać. Czytam, ale czasem zupełnie bez przekonania. Bez robienia notatek!
Pff, inne cele w życiu... xD Zawsze mógł stracić te cele po utracie części swojej duszy!
Jasne, złoty środek i umiar! Starożytni już to wiedzieli, na miłość boską! xD

[coś w tym jest, też lepiej mi się zorganizować, jeśli mam mniej czasu (21 zajęć xP), większa motywacja chyba. mam takie same odczucia, jeśli chodzi o ikp, więc solidaryzuję się, ale jeszcze nie wiem, co z tym zrobić]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
sylville
grupa trzymająca władzę
grupa trzymająca władzę



Dołączył: 03 Kwi 2013
Posty: 383
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: mazowsze

PostWysłany: Sob 0:13, 02 Lis 2013    Temat postu:

spokojnie, będę wiedziała, do czego się odnoszę xd obawiam się tylko, że teraz to ja naciągnęłam czas odpowiedzi, nieźle przekraczając granicę akceptowalnego. powiedziałabym, że porwał mnie fandom, ale to by było słabe wyjaśnienie, więc lepiej to przemilczę. wolałabym wyciągnąć argument w rodzaju dwóch kierunków, brzmiałoby to o wiele lepiej niż 'spędzam za dużo czasu na czytaniu słabych ffków'. także... no. a tak całkiem serio - o matko, aż tak źle? jako człowiek, który nigdy nie zarwał nocy, żeby się uczyć [nie uznaję nauki po 21.00; no, po 20.00 - muszę mieć czas na pierdoły, kto by się tyle uczył xd], nie jestem sobie w stanie wyobrazić, jak źle by musiało być, żebym była aż tak nieprzytomna.
redaktorzy to w ogóle zabawne zwierzątka. mają te swoje ulubione rodzaje błędów i mogą puścić literówkę, ale takie 'nie tylko..., lecz także' zawsze poprawią. no dobra, może to nie narzucanie światopoglądu, ale ingerencja w styl autora ze względów estetycznych to zupełnie inna sprawa.
zmuszanie do myślenia, o mamo, jak mi tego brakuje. mam wrażenie, że umysł mój ostatnio jest nieskalany refleksją, która swoją głębią przekraczałaby namysł konieczny do wybrania sera żółtego w sklepie. wolałabym czuć się idiotką niż marnować cały potencjał umysłowy na sudoku i kiepskie ffki, z którymi powinnam była skończyć z tydzień temu. w końcu, wiadomo, nie sposób zrobić nic mądrzejszego niż zaangażować się w nowy fandom, kiedy człowiek powinien siedzieć po uszy w materiałach do mgr xd [podły świat, racja! świat w ogóle powinien iść do kąta i się ze siebie wstydzić].
okay, racja, związki polityki i gospodarki są nierozerwalne. i jeśli chodzi o ropę - pewnie, że ropa drożeje/tanieje w zależności od sytuacji politycznej w kraju, który ją dostarcza, i jego relacji z krajem-nabywcą. i pewnie, że każdy wzrost/spadek ceny sprawia, że te relacje się zmieniają. takie perpetum mobile. ale będę się upierać, że wpływają na siebie wzajemnie - i upór mój nie wynika tylko z tego, że mam paranoję i wszędzie widzę związki, które mogą, ale nie muszą istnieć.
próbowałam właśnie się zastanowić, kiedy przysiadłam i próbowałam marksa przeczytać. chyba na jakimś drugim/trzecim roku fragment mi wpadł w łapki przy jakiejś okazji, ale nie dane mi było porządnie się zastanowić, bo to był jeszcze pęd 'przeczytać więcej, wiedzieć więcej'. aż wstyd trochę, że człowiek twierdzi, że ma jakieś pojęcie o świecie, a takich rzeczy nie czytał lub czytał pobieżnie. pochodziłabym na taką socjologię kultury, nawet jeśli albo bym się nie odzywała całe zajęcia i mentalnie prychała raz po raz, albo bym się kłóciła, że wszystko nie ma sensu xd jeśli chodzi o demokrację - zanim wpadłam w szpony fandomu, to przez moment byłam jeszcze w szponach youtube'a, który próbował mi ustawić światopogląd przez filmiki o demokracji, o jej błędach i takich tam [niech żyją rekomendacje, które mają chyba dziwne zdanie na temat mojej osoby, ale obwiniam o to filmiki carlina xd]. i nadal uważam, że wpływ to złudzenie, że głos i tak nic nie znaczy [na ostatnich wyborach byłam, bo wierzyłam, że jeśli nie pójdę, to nie mam prawa narzekać; na następne nie wiem, czy pójdę, bo zaczynam się zastanawiać, czy to nie fakt, że nie głosowałam, bardziej uprawnia mnie do narzekania, a ja dla narzekania zrobię wiele]. przemiany polityczne w westeros są dla nas - że tak powiem z pełną świadomością faktu, że brzmi to głupio - bardziej namacalne. zaglądamy w kuluary, widzimy jeśli nie cały mechanizm, to przynajmniej jego część, wiemy, co może się stać, co się stało, co się właśnie dzieje. dzięki temu jesteśmy zaangażowane i zainteresowane. w prawdziwym świecie znamy tylko jakiś procent prawdy, nie mamy wglądu w kuluary, a wszystkie ustalenia są nam bardzo odległe, bo nie mamy wszystkich danych, które miały osoby je podejmujące. serio, westeros jest o wiele ciekawsze i łatwiejsze do ogarnięcia. [ale ze mnie wstrętna obywatelka. wstyd!]. a głosowanie, żeby czegoś nie zmienić, to dokładnie to złudzenie. człowiek czuje się częścią grupy, która - jako grupa - ma władzę przedłużyć rządy jednej formacji albo oddać władzę innej formacji. jako grupa. to brzmi ładnie, to sprawia, że ma się jakieś poczucie wspólnoty albo poczucie walki z szaleństwem [jeśli idzie się na wybory 'żeby nie wygrał X!'], ale to nic nie znaczy. gdyby wybory miały próg frekwencji, jaki mają referenda, utworzenie jakiegokolwiek rządu byłoby niemożliwe, bo ludzie nie są zainteresowani. ciągle pojawiają się te same nazwiska, poglądy betonowieją z każdą chwilą, gdzieś między tym wszystkim są porozumienia i układy, o których nie mamy pojęcia... ciężko tych biednych niezainteresowanych winić. dopadł ich konwicki i poczuli się kroplą białka xd
a jeśli chodzi o zmianę obywatelstwa - nie pamiętam, gdzie o tym czytałam, ale w miarę niedawno miałam w ręku tekst traktujący o tym, że w dzisiejszych czasach zaczyna wygasać kurczowe przywiązanie do państwa przodków i ludzie patrzą na świat bardziej konsumencko. obywatelstwo traktują trochę jak np. umowę z operatorem sieci komórkowej czy coś w tym stylu. przenoszą się tam, gdzie widzą dla siebie lepsze perspektywy, gdzie podobają im się warunki, styl życia, kultura etc. smutne to trochę, ale wiadomo, nie da się tego zatrzymać. i pewnie, to *jeszcze* jakiś wybór. z naciskiem na jeszcze, bo przecież ograniczenia migracji się w niektórych krajach bardzo zaostrzają mimo początkowego boomu na integrację. zobaczymy, w jakim kierunku to wszystko pójdzie.
'dobro państwa' ktoś kiedyś dobrze podsumował w jakimś demotywatorze. nie znajdę linka, ale brzmiało to mniej więcej 'państwo chce mojego dobra, ale ja wolałbym swoje dobra zachować dla siebie'. i wyłazi ze mnie znów typ aspołeczny, ale jeśli nie było w tym ani tyćki słuszności...!
sprawdzanie poczty zawsze mi się będzie kojarzyć z "paragrafem 22" i yossarianem, który z nudów wymazywał przypadkowe słowa albo dopisywał coś zupełnie innego. okay, łamanie tajemnicy korespondencji [karalne zresztą, ale widać są równi i równiejsi, jeśli chodzi o 'bezpieczeństwo' xd] początkowo jest przerażające, ale w pewnym momencie człowiek sobie uświadamia, że zajmowaliby się tym inni ludzie, znudzeni tą robotą. może nie byłoby tak orwellowsko, jak mi się wydaje. może świat pełen byłby takich yossarianów. i lol, "harry potter i tajemnica korespondencji" brzmi mega :D
a skąd, to nie jest żaden dekadentyzm! żyjemy w czymś, co ktoś, kogo nie pamiętam, nazwał społeczeństwem wolnego czasu. skoro nie podbieramy kurom, nie orzemy i nie pracujemy w fabrych po osiemnaście godzin na dobę, to się nudzimy. tego się nie da uniknąć. no i jak są ludzie, którzy nie potrafią zagospodarować sobie czasu literaturą, filmem czy innym hobby, którzy nie mają kulturowo zaszczepionych ambicji stania się przykładną klasą średnią, to dresują sobie na dzielni i szukają guza. czasy pokoju i komputeryzacja życia nas szalenie rozleniwiły. nie pamiętam, czy cytowałam już jeden z moich ulubionych cytatów - ten traktujący o tym, że żyjemy w najbezpieczniejszych czasach od początku cywilizacji, a jednak strach przed niebezpieczeństwem jest większy niż kiedykolwiek - ale to rozleniwienie sprawiło, że przestaliśmy mieć z tyłu głowy świadomość o tym, że za chwilę może nas tu nie być - i że to w porządku. rozsiedliśmy się w wygodnych kapciach pokoju, ale czujemy, że coś jest nie tak, czegoś nam brakuje. i to coś można zastępować telewizją, można książkami, można wybijaniem szyb na przystankach. zabrzmiałam koszmarnie rewolucyjnie, o mamo xd
brokuły są nikczemne i tyle xd a jeśli chodzi o świnki morskie, to nigdy nie miałam z żadną kontaktu, więc nie znam się na ich preferencjach, ale nie jestem w stanie zrozumieć żadnego stworzenia, które nie lubi jabłek, a zjada mlecze i inne roślinki. jabłka są pycha!
też nie ogarniam potrzeby szpanowania lans-jedzeniem w lans-restauracjach. podobno jestem człowiekiem mało wyrafinowanym, ale ja chcę po prostu nie być głodna, koniec moich wymagań względem jedzenia. jeśli będzie tanie i względnie niechemiczne, to jeszcze lepiej xd
o matko, 8 tysięcy?! to jest... niehumanitarne. albo i gorzej. i, rozumiem, to tylko za jeden rok? nie no, to nawet nie jest śmieszne. okay, niby rozumiem argumenty ustawodawców, którzy wprowadzili ten limit i opłaty, ale nadal mnie to uwiera. jak ludzie chcą się uczyć, to powinni mieć taką możliwość. zwłaszcza jeśli chcą się uczyć dużo, a nie tylko przezimować na jakimś kierunku. pfff.

zapomniałam w ogóle wziąć pod uwagę zimy - a przecież to ogromnie ważny czynnik! no i najwyraźniej zimną też skończy się cała septologia, skoro siódemka ma się nazywać 'a dream of spring'. a skoro nie wiosna... no, wiadomo. smoki - posłuszne smoki - stanowią świetną kartę przetargową w razie ataku w takich warunkach. pewnie i ser barristan, i tyrion zdaliby sobie z tego sprawę szybciej niż ja. zastanawiam się tylko, na ile ser barristan jest uczciwy i rycerski, i miałby jakieś problemy ze strategią, która gwarantowałaby pełny sukces. wolałabym widzieć tyriona jako głównego stratega. dla takiej uczty czytelniczej mogłabym nawet przyjąć wersję z dany na tronie, choć nadal nie wierzę, że mogłaby się tam długo utrzymać, gdyby nie miała przy boku kogoś, kto by jej mówił, jak powinna postępować i kiedy zaczyna przesadzać xd
nie liczyłabym aż tak na varysa xd okay, to by było ciekawe rozwiązanie, ale nawet przy takim mentalnym kopie w dupę - szanse są raczej niewielkie. ale kto wie, może mnie martin zaszkoczy bardziej niż zwykle :D i racja, panowie się minęli, ale w którymś momencie musieliby się spotkać ponownie - varys nie chciałby, żeby westeros musiało zrezygonwać z północy [i potencjalnie terenów arrynów], a littlefinger pewnie prędzej czy później połakomiłby się na południe. sojusz między nimi byłby bardzo trudny i narażony na to, że w każdej chwili zostanie zerwany. chyba że znajdą na siebie nawzajem dostatecznie dobre haki, by trzymać się wzajemnie w szachu. wydaje mi się jednak, że to byłoby zakończeniem niemal otwartym - wiadomo, i tu dynamit, i tu, brakuje tylko iskry. martin jest okrutny, ale nie zostawiłby nas niemal tuż przed bitwą geniuszy xd
lol, faktycznie, jak się w ten sposób pomyśli, to tyrion jest troooooszkę niewdzięcznym sukinkotem. tak trzymać, tyrion! gdyby czytelnik miał pewność, czego się po nim spodziewać, to stałby się koszmarnie nudny.
z tymi otwartymi bramami i mentalnością niewolników - może być różnie. jasne, mentalność to jedno, mogliby nie zareagować, ale wydaje mi się, że są dostatecznie napiętnowani [tatuaże i takie tam, prawda? tzn. widać, kto jest niewolnikiem], by mogli się zjednoczyć przeciwko wspólnemu wrogowi. gdyby nie wyróżniali się wśród reszty społeczeństwa, to byłoby trudniej ich zjednoczyć, ale teraz może być łatwiej. poza tym dany traktowała ich lepiej niż poprzedni panowie, mogli do tego przywyknąć. nie będą chcieli wracać do poprzedniego stanu rzeczy, kiedy zakosztowali już uroku... może nie wolności, ale czegoś w pół drogi między nią a niewolą. liczę na coś bardziej epickiego niż powrót do dawnego ładu. chyba xd za tydzień pewnie powiem, że liczę jednak na powrót xdd
nawalanie czerwonymi kapłanami brzmi prawie jak 'wezwij smokozorda' :D ech, szkoda, że nie da się zanegować wskrzeszeń. gdyby podważanie mocy kapłanów było łatwiejsze, książka mogłaby na tym - z mojego POV - tylko zyskać. ale ja bym podważała wszystko magiczne, ja się nie nadaję do fantasy xd
pewnie tak, pewnie cersei spotka los, na który byśmy nigdy nie wpadły, bo myślimy zbyt (a) pesymistycznie i (b) logicznie xD i nieee, tylko nie kotki tommena! może jeszcze powiesz, że spodziewasz się, że będą go torturować buraczkami?! xD
[yay! zaraz idę czytać. temat szablonu omówię już w komciu, bo mogę machnąć, jasne, jeśli mój brak zdolności Cię nie zniechęca :D]
niby za murem, ale nadal król. królów należy tępić i szerzyć wiarę w rhllośtam xd no dobra, racja, to by nie miało sensu. w sumie ciekawe, czy jeszcze się dowiemy czegoś więcej na ten temat od melki, czy umrzemy w niepewności. nie lubię niepewności. chciałabym mieć rozpisane procesy decyzyjne bohaterów. z wykresami! xD

ojej, bez przesady z 'nic', na pewno nie jest tak źle! regularne powtarzanie materiału i powinno się dać ogarnąć na czwórkę. o piątce nie mówię, nie przesadzajmy. na wykład chyba nie chodziłam, bo nic z niego nie pamiętam. albo chodziłam jakoś bardzo nieregularnie, bo robił mi w głowie śmietnik i czułam, że nic nie ogarniam. w każdym razie wykład - o ile pamiętam - miał dotyczyć głównie fleksji, ale o niej będzie też na ćwiczeniach. i to dostatecznie dużo, by zdać egzamin bez większych problemów. więc to nie tak, że zachęcam do wagarów, ale mówię tylko, że czasami lepiej nie robić sobie za dużego bałaganu w głowie. no i najważniejsze to po prostu poukładać wszystko po swojemu. mi pomagało robienie notatek z notatek, takie podstawowe informacje na jedną stronę A5. [i ojej, biedna koleżanka! może to kwestia tempa prowadzenia zajęć? dr Kresa jest bardziej dynamiczna, ale na pewno dobrze tłumaczy. może po prostu za szybko xd].
ooo, 'przedarchiwum' też brzmi dobrze. nie protestowałabym. renesansowe wydania to musiało być coś!
prezentacje wordowskie mnie zwykle usypiają. nie wiem, jak to możliwe, ale jestem niekompatybilna z prezentacjami. wolę, kiedy się do mnie mówi, ewentualnie pokazuje na prezentacjach obrazki i/lub najważniejsze pojęcia, ale slajdy do przepisywania mnie zabijają, osłabiają i zniechęcają. jasne, dam radę, przepiszę bez refleksji, ale i tak mnie to uwiera xd jeśli chodzi o literaturę do 1918..., to jest to dziwny przedmiot. też zdarzało mi się mieć jedną stronę notatek, innym razem miałam trzy, bo notowałam wszystkie dygresje i inne pierdoły. nie pamiętam nawet, jakie było zaliczenie [chyba test], ale nie mogło być to nic strasznego. jeśli znajdę notatki w wersji elektronicznej, to mogę się podzielić, bo nie sądzę, żeby obawiamy materiał się drastycznie zmienił. no, może trochę inaczej ze staropolem, bo profesor, który u nas to prowadził, zmarł jakoś w zeszłym roku.
prawda! prawda absolutna!
może na ikp-ie mają większe doświadczenie w mówieniu i nie są bandą indywidualistów, którzy cierpią za miliony i skrycie nienawidzą świata za to, że nikt nie traktuje ich poważnie? okay, zagalopowałam się xd ale mam wrażenie, że przedmiot badawczy w kulturoznawskie jest tak rozmyty, że może nim być wszystko, więc ludzie przyzwyczajeni do tej świadomości łapią się wszystkiego i mówią o wszystkim. w sumie to ma sens, w końcu wszystko jest zanurzone w kulturze xd ale! literatura popularna jest świetna! jasne, to bardziej ciekawostki, ale bardzo rozwijające ciekawostki, o których się miło słucha. mi się podobało xd

każdemu zdarzy się chlapnąć, nie ma co walić głową w ścianę. gdybym miała headdeskować za każdym razem, kiedy czuję, że powinnam, to z mojego biurka niewiele by zostało, więc w obronie wszystkich ścian tego świata apeluję o większą powściągliwość xddd w każdym razie pan dr jest bardzo sympatyczny i pewnie takie chlapnięcia wybacza. mnie zawsze onieśmielał i też bym miała opory, żeby rozmawiać, bo miałabym wrażenie, że zacznę mówić niepoprawnie, ale... xd dr Ł. jest bardzo miły, ale jest też trochę przerażający w tej swojej determinacji, by nauczyć studentów tego, co powinni wiedzieć. jasne, chwała mu za to, ale słyszałam zbyt dużo przerażających opowieści xd niemniej polecam zajęcia z nim, skończyć polon bez tego, to jak nie skończyć polonu wcale xddd

oj tam, platon, platon xd cóż platon mógł wiedzieć o demokracji? xDDD a tak serio - zaraz idę czytać ffka, to się szerzej wypowiem w komciu xd
czytanie swoich tekstów jest trochę jak odgrzewanie uszek przed wrzuceniem je do kubka z barszczem instant. niby można, ale większości brakuje do tego cierpliwości. bezczelnie wrzucam zimne uszka do kubka i bezczelnie wrzucam większość tekstów do internetu bez należnej im refleksji. chyba nawet tekstu, który ostatnio wysłałam na konkurs, nie przeczytałam, bo kiedy skończyłam go pisać, byłam tam zmęczona, że nie mogłam na niego patrzeć. mam nadzieję, że nie robię za wielu literówek xd w każdym razie zazdroszczę tej umiejętności czytania własnego tekstu X razy; mnie moje teksty nudzą, bo znam już tę historię, czytałam zakończenie, nie znajdę w nich niczego, co mnie zaskoczy, a nie mam chęci w nich dłubać, bo skończył się romans xd i nieeee, to na pewno nie narcyzm. gdyby to był narcyzm, to jako osoba, której narcyzm wielokroć zarzucano, wiedziałabym coś o tym :D
czytanie bez robienia notatek to krok w dobrą stronę, jeśli chodzi o zdrowie psychiczne. ba, pewnie i bez czytania by się dało to wszystko ogarnąć, bo zwykle przescrollowanie tekstu wystarczy, by móc o nim mówić, ale w końcu nie po to się idzie na drugi kierunek, żeby nic z niego nie wynieść, prawda? no dobra, nie mówię nic o drugich kierunkach i o wynoszeniu czegokolwiek, bo tylko mnie krew zaleje. przemilczę, ile sudoku już rozwiązałam w tym semestrze.
[o mamo, 21 zajęć tygodniowo? okropne. koszmarne. mnie męczą dojazdy na moich dziesięcioro zajęć! no dobra, bardziej mnie męczy czekanie na nie, by się dowiedzieć, że są odwołane czy coś xd no i chyba trzeba przywyknąć i próbować się rozwijać we własnym zakresie, bo rezygnować tak od razu to... no, nie należy rezygnować aż tak szybko, dopiero się listopad zaczyna!]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Doceniamy Strona Główna -> Rozmowy oceniających Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4  Następny
Strona 3 z 4

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group

Theme xand created by spleen & Programosy.
Regulamin